Outsider. Stephen King
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Outsider - Stephen King страница 15

Название: Outsider

Автор: Stephen King

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия:

isbn: 9788381699051

isbn:

СКАЧАТЬ za młody na to stanowisko. Teraz, naprzeciwko gwałciciela i mordercy Frankiego Petersona, wyglądał jeszcze młodziej, jak stażysta z kancelarii prawniczej, któremu (pewnie przez pomyłkę) kazano przesłuchać groźnego przestępcę. Nawet mały kogut sterczący z tyłu jego głowy pasował do roli, jaką sobie wyznaczył: nieopierzonego młodziaka, niezmiernie uradowanego, że w ogóle może tu być. Możesz mi wszystko powiedzieć, przekonywały szeroko otwarte, zainteresowane oczy, a ja ci uwierzę. Pierwszy raz gram o wysoką stawkę i po prostu inaczej nie potrafię.

      – Dzień dobry, panie Maitland – powiedział Samuels. – Pracuję w prokuraturze okręgowej.

      Dobry początek, pomyślał Ralph. Przecież prokuratura okręgowa to ty.

      – Tracicie czas – rzucił Terry. – Nie będę z wami rozmawiał, dopóki nie przyjdzie mój adwokat. Powiem tylko tyle: przewiduję, że czeka was pozew o bezzasadne zatrzymanie.

      – Rozumiem, że jest pan zdenerwowany, każdy byłby na pańskim miejscu. Może uda się nam wyjaśnić wszystko od ręki. Zechce pan powiedzieć, gdzie pan był, kiedy zginął mały Peterson? To było we wtorek po południu. Jeśli przebywał pan wtedy gdzie indziej…

      – Tak, przebywałem gdzie indziej – odparł Terry. – Ale zanim wam powiem gdzie, chcę to omówić z moim adwokatem. Nazywa się Howard Gold. Kiedy przyjdzie, chcę porozmawiać z nim na osobności. Rozumiem, że mam do tego prawo? Skoro jestem niewinny, dopóki nie udowodnicie mi winy?

      Szybko odzyskał rezon, pomyślał Ralph. Zatwardziały kryminalista nie poradziłby sobie lepiej.

      – W istocie – przyznał Samuels. – Ale jeśli nie zrobił pan nic złego…

      – Niech pan nawet nie próbuje, panie Samuels. Nie ściągnął mnie pan tu dlatego, że jest pan miłym człowiekiem.

      – Ależ jestem. Jeśli doszło do nieporozumienia, równie mocno jak pan pragnę je wyjaśnić.

      – Włosy panu sterczą z tyłu – powiedział Terry. – Może wypadałoby coś z tym zrobić. Wygląda pan jak ten mały Alfalfa ze starych komedii, które oglądałem w dzieciństwie.

      Ralphowi zupełnie nie było do śmiechu, ale kącik jego ust drgnął; nie mógł tego powstrzymać.

      Na chwilę wytrącony z równowagi Samuels podniósł dłoń, żeby przygładzić koguta. Kosmyk oklapł, lecz zaraz poderwał się z powrotem.

      – Jest pan pewien, że nie chce tego wyjaśnić? – Wychylił się do przodu ze stropioną miną sugerującą, że Terry popełnia duży błąd.

      – Jestem pewien – odparł Terry. – Tak samo jak tego, że złożę pozew. Chyba nie ma na tyle wysokiego odszkodowania, żeby zadośćuczynić za to, co dziś zrobiliście, sukinsyny… nie tylko mnie, ale i mojej żonie i dziewczynkom. Ale chętnie się o tym przekonam.

      Samuels przez chwilę siedział nieruchomo – wychylony do przodu, z oczami pełnymi niewinnej nadziei utkwionymi w oczach Terry’ego – po czym wstał. Mina niewiniątka zniknęła bez śladu.

      – Dobrze. Zgoda. Może pan się naradzić z adwokatem, panie Maitland, ma pan do tego prawo. Nie będziemy nagrywać, zaciągniemy nawet zasłonę. Jeśli się pospieszycie, może jeszcze dziś ze wszystkim się uwiniemy. Z samego rana mam partyjkę golfa.

      Terry wyglądał, jakby nie wierzył własnym uszom.

      – Golfa?

      – Golfa. To taka gra, w której trzeba trafić małą piłką do dołka. Szczerze mówiąc, średnio mi to wychodzi. Za to w grze, którą tu ze sobą prowadzimy, jestem mistrzem, panie Maitland. I jak powie panu wielce szanowny pan Gold, możemy zatrzymać pana na czterdzieści osiem godzin bez przedstawienia zarzutów. Nie potrzeba nam jednak aż tyle czasu. Jeśli dziś nie zdołamy wyjaśnić tej sprawy, w poniedziałek z samego rana zabierzemy pana do sądu, gdzie zostanie pan postawiony w stan oskarżenia. Do tego czasu o pańskim aresztowaniu dowie się cały stan, więc może pan liczyć na wielkie zainteresowanie mediów. Nie wątpię, że fotografowie uchwycą pana od tej lepszej strony.

      Przekonany, że ostatnie słowo należało do niego, Samuels pomaszerował niemal dumnym krokiem do drzwi (Ralph domyślał się, że wciąż był rozdrażniony komentarzem Terry’ego na temat koguta). Zanim zdołał je otworzyć, Terry zawołał:

      – Hej, Ralph.

      Ralph się odwrócił. Terry wydawał się spokojny, co w tych okolicznościach było niezwykłe. A może nie. Ci najbardziej bezwzględni, socjopaci, po pierwszym szoku czasem odnajdują ten spokój, zbierają siły przed długą walką. Ralph widział to nie pierwszy raz.

      – Obiecałem Howiemu, że będę milczał, dopóki nie przyjdzie, chcę ci jednak coś powiedzieć.

      – Śmiało. – To Samuels. Starał się nie okazywać zapału, ale mina mu zrzedła, kiedy usłyszał następne słowa Terry’ego:

      – Derek grał skróty najlepiej ze wszystkich zawodników, jakich miałem.

      – O nie. – Ralph słyszał w swoim głosie drżące vibrato furii. – Nie waż się. Nie chcę słyszeć imienia mojego syna w twoich ustach. Ani dziś, ani nigdy.

      Terry kiwnął głową.

      – Wiem, co czujesz, bo ja nigdy nie chciałem zostać aresztowany na oczach mojej żony, córek i tysiąca innych ludzi, w tym wielu moich sąsiadów. Dlatego nie obchodzi mnie, co chcesz słyszeć, a czego nie. Posłuchaj mnie chwilę. Myślę, że jesteś mi to winien po tym, jak się ze mną obszedłeś.

      Ralph otworzył drzwi, ale Samuels położył dłoń na jego ramieniu, pokręcił głową i lekkim ruchem oczu wskazał kamerę w kącie; paliło się na niej małe czerwone światełko. Ralph ponownie zamknął drzwi i odwrócił się do Terry’ego, zaplatając ramiona na piersi. Podejrzewał, że jego odpłata za publiczne aresztowanie będzie bolesna, ale Samuels miał rację − podejrzany, który mówi, zawsze jest lepszy od podejrzanego, który trzyma gębę na kłódkę do przyjścia adwokata. Bo jedno słowo może pociągnąć za sobą następne.

      – Derek miał metr czterdzieści pięć, może metr pięćdziesiąt wzrostu, kiedy grał w juniorach. Widziałem go od tego czasu… w zeszłym roku nawet próbowałem go namówić do gry w lidze miejskiej… i przybyło mu kilkanaście centymetrów. Założę się, że kiedy skończy liceum, będzie wyższy od ciebie.

      Ralph czekał.

      – Był mikrusem, ale na pozycji pałkarza nie znał strachu. Wielu się boi, on jednak dzielnie stawał naprzeciwko miotaczy, którzy rzucali ile sił i nie dbali o to, dokąd poleci piłka. Kilka razy oberwał, ale nigdy się nie poddawał.

      To była prawda. Kiedy D po niektórych meczach zdejmował strój bejsbolowy, Ralph widział siniaki na jego tyłku, udzie, ramieniu, barku. Raz miał idealnie równe sinoczarne kółko na karku. Jeanette wściekała się na widok tych urazów, a fakt, że Derek nosił kask ochronny, nie był dla niej żadnym pocieszeniem; ilekroć wchodził na stanowisko pałkarza, ściskała ramię Ralpha prawie do krwi, drżała, że mały kiedyś w końcu dostanie między oczy i zapadnie w śpiączkę. Ralph przekonywał, że nie ma takiego zagrożenia, ale był niemal równie zadowolony jak Jeannie, kiedy Derek przerzucił się na tenis. Piłki były bardziej miękkie.

СКАЧАТЬ