Z dala od świateł. Samantha Young
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Z dala od Å›wiateÅ‚ - Samantha Young страница 5

Название: Z dala od Å›wiateÅ‚

Автор: Samantha Young

Издательство: PDW

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 9788380535510

isbn:

СКАЧАТЬ czytałam, zapominałam o chłodzie i o swoim położeniu. Na chwilę zapominałam wręcz o całym świecie. Ham, Mandy i wielu znanych mi bezdomnych utrzymywali kontakt z ludźmi za pomocą komórek. Nie wiem, skąd brali telefony. Może je kradli lub kupowali za ukradzione pieniądze. A może udawało im się zaoszczędzić odpowiednią sumę z otrzymywanych datków i za nią kupowali tanie komórki, żeby utrzymywać kontakt ze sobą i światem zewnętrznym. Jakkolwiek było, robili to. Ładowali swoje aparaty i używali darmowego wi-fi w kawiarniach. Niektórzy z nich mieli nawet profile na Facebooku. Nie mieli domu, ale mieli strony w mediach społecznościowych.

      Ja natomiast nie chciałam mieć do czynienia ze światem zewnętrznym. Był dla mnie jedynie odległym wspomnieniem.

      Wolałam czytać o tym, jak Yelena poznaje rozmaite trucizny, przygotowując się do roli testerki posiłków. Przemawiały do mnie jej wola przetrwania i siła. Kiedy tamtej nocy pogrążyłam się we śnie na cmentarzu, który stał się moim domem, wiedziałam, że mam w sobie to coś, co pozwoli mi wytrzymać życie, które sobie wybrałam.

      3

      W powietrzu wisiała metaliczna woń deszczu. Spaliny samochodów, kawa i deszcz. Kolejnej soboty, stojąc na Buchanan Street, odpędzałam od siebie myśli o nadchodzącej ulewie. Wystarczyło, że drażnił mnie jakiś gnojek, który rozstawił się w pobliżu ze swoimi głośnikami.

      Bardzo starał się wyprowadzić mnie z równowagi, co jasno dał do zrozumienia, posyłając mi złośliwy, arogancki uśmieszek, kiedy zatrzymał się bliżej, niż nakazywała grzeczność. Wśród grajków ulicznych panują niepisane zasady, a on właśnie złamał najważniejszą z nich; z rozmysłem próbował mnie zagłuszyć. I robił to bardzo skutecznie. Ludzie zatrzymywali się nie dla mnie, ale po to, żeby posłuchać jego imitacji Shawna Mendesa.

      Mimo wszystko nie przerywałam występu. Już dawno uzyskałam mistrzostwo w udawaniu, że młodzi muzycy płci męskiej mnie nie irytują. W końcu miałam trzech takich w zespole i razem jeździliśmy autobusem w trasy koncertowe. Szczeniak nie miał pojęcia, jak skutecznie potrafiłam ignorować takich dupków jak on.

      Wiedziałam też, kiedy się zemścić.

      Okazja nadarzyła się, kiedy ściszył głos, żeby wykonać balladę grupy Coldplay.

      Z całą mocą wyśpiewałam piosenkę Chandelier z repertuaru Sii. Był to wyjątkowo trudny utwór i dobrze wykonany, robił wielkie wrażenie na słuchaczach. Mój głos przebił się przez system nagłaśniający tego szczeniaka, a ludzie zaczęli się gromadzić wokół mnie.

      Niektórzy wyjęli komórki, żeby mnie sfilmować, więc spuściłam głowę, by ukryć twarz pod rondem kapelusza. Któregoś dnia te cholerne telefony z kamerkami wpakują mnie w kłopoty. Wystarczy, że ktoś wrzuci filmik do internetu z komentarzem: „Czyż ona nie brzmi zupełnie jak Skylar Finch? Zaraz, zaraz… To jest Skylar Finch!”.

      Bałam się tego, tym bardziej że nawet bym nie wiedziała, że tak się już stało, ponieważ nie miałam – i nie chciałam mieć –dostępu do sieci. Przerażała mnie myśl, że któregoś dnia, grając na ulicach Glasgow, spojrzę na słuchaczy i dostrzegę wśród nich jednego z moich chłopaków, patrzącego na mnie oskarżycielsko.

      Otrząsnęłam się z ponurych myśli i śpiewałam dalej.

      Kiedy brawa przycichły, ktoś z tłumu zawołał:

      – Zaśpiewasz Titanium?

      Przez ostatni tydzień nieustannie padało, temperatura w nocy spadała coraz bardziej, więc musiałam wydać większość pieniędzy na płaszcz przeciwdeszczowy i polarowe bluzy z kapturem do spania. Zostało mi akurat tyle, żeby zapłacić za prysznic i pralnię. Potrzebowałam pieniędzy, więc zaśpiewałam Titanium. Najbardziej ucieszył mnie moment, kiedy szczeniak z głośnikami ryknął na cały regulator, a jeden z moich słuchaczy kazał mu się natychmiast zamknąć.

      Jednak moja radość zniknęła jak kamfora, gdy z nieba spadł deszcz – nagły, gęsty, ulewny. W kilka sekund przemoczył ludzi do suchej nitki, więc wszyscy rozbiegli się w poszukiwaniu schronienia. Zostałam sama, zziębnięta i mokra, a w futerale od gitary zobaczyłam tylko kilka drobnych monet, za które nie mogłabym kupić nawet kawy. Wystarczyłoby ich zaledwie na frytki z McDonalda.

      Wzięłam głęboki oddech, starając się przyzwyczaić do myśli, że dzisiaj pójdę spać głodna, a moje tutejsze życie zmienia się na gorsze ze względu na pogodę. Właściwie już dawniej wiedziałam, że będzie coraz trudniejsze, a ja będę musiała jakoś sobie poradzić.

      Miałam ochotę podejść do tego szczeniaka, który właśnie z pomocą znajomych w pośpiechu pakował swój sprzęt, i kopnąć go w jaja za to, że zepsuł mi dzisiejsze występy. Miał na sobie nowe ciuchy, drogie sportowe buty i w ogóle wyglądał na zadbanego oraz dobrze odkarmionego. Nie potrzebował pieniędzy zarobionych na ulicy. Po prostu chciał zwrócić na siebie uwagę. Miałam ochotę wywrzeszczeć mu w twarz, że jeden Shawn Mendes już istnieje i nikt nie potrzebuje drugiego. Ale byłoby to małostkowe, a poza tym brakowało mi energii na urządzenie takiej sceny.

      Przygnębiona i po raz pierwszy od przyjazdu do Szkocji naprawdę niespokojna o swoją przyszłość przykucnęłam i drżącymi rękami pakowałam gitarę. Dziś pójdę spać nie tylko głodna, lecz także doszczętnie przemoczona. Deszcz ustał niemal tak nagle, jak się zaczął, ale to nie mogło uratować ani moich ubrań, ani dzisiejszych zarobków.

      Nerwowo wciągnęłam powietrze, czując skurcz w żołądku.

      Wstałam, odwróciłam się, żeby podnieść z chodnika plecak, i niemal wpadłam na faceta wyższego ode mnie o kilka centymetrów. Stanął tuż przy mnie, trzymając parasol nad swoją i moją głową. Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem, kiedy zmierzył moje ciało wzrokiem niepozostawiającym żadnych wątpliwości co do jego zamiarów. Widywałam tego gościa już wcześniej. Był po pięćdziesiątce, miał na sobie dżinsy i dobrego gatunku koszulę, opinającą się na wydatnym, obwisłym brzuchu. Skórzana kurtka ledwo mieściła szerokie ramiona. Najbardziej utkwiła mi w pamięci jego twarz, z dużym kartoflowatym nosem i licznymi śladami po ospie.

      Zapamiętałam go również dlatego, że pewnego dnia, kiedy rozmawiałam z Mandy, zaczął ją zaczepiać. Na szczęście pojawił się Ham i go wystraszył.

      Najwyraźniej zorientował się, że jestem bezdomna.

      Wyprostowałam się i wyszłam spod jego parasola. Nerwy i tak już miałam napięte, ale teraz po prostu wpadłam w furię.

      Przeniósł obleśne spojrzenie na moją twarz, a widząc gniewną minę, uśmiechnął się uspokajająco.

      – Kupię ci coś ciepłego do jedzenia, skarbie.

      – Nie, dzięki.

      – Oboje wiemy, że tego potrzebujesz.

      – Nie aż tak bardzo. Spadaj.

      Spojrzał na mnie twardo i zbliżył się o krok.

      – Ja się staram być miły, a ty jesteś niegrzeczna. Skarbie, potrzebujesz przyjaciela, jeśli chcesz przetrwać СКАЧАТЬ