Название: Szalona noc
Автор: Christina Lauren
Издательство: PDW
Жанр: Эротика, Секс
isbn: 9788381167413
isbn:
Mijają minuty, słyszę tylko bicie mojego serca i żucie Olivera. Jesteśmy przyzwyczajeni do milczenia, ale tym razem cisza nam ciąży.
– Naprawdę chcesz?
Unoszę wzrok ku jego twarzy.
– Czego chcę?
Oliver bierze do ust płatki, przeżuwa i przełyka.
– Narysować mnie.
Serce mi puchnie
puchnie
puchnie
i wybucha.
– Lola, to nic strasznego. Jesteś artystką. Wiem przecież, że jestem półbogiem – Oliver puszcza do mnie oko i pochyla się po kolejną łyżkę płatków z mlekiem.
Czy chcę go rysować? Cholera, oczywiście, poza tym nadeszła chwila prawdy: cały czas to robię. Zwykle jednak rysuję z pamięci, a przynajmniej wtedy, kiedy on nie zdaje sobie z tego sprawy. Jednak perspektywa jawnego przyglądania się jego twarzy, tym dłoniom, tym umięśnionym ramionom i szerokim barkom…
– Dobrze – odpowiadam piskliwie.
Oliver wbija we mnie wzrok i lekko unosi brwi, jakby pytał: „No więc?”, a zanim zaplączę się we własnych myślach, biegnę już do mojego pokoju i szukam w biurku większego szkicownika i węgla. Słyszę Olivera w kuchni – odkłada miskę do zlewu i odkręca wodę, żeby ją umyć.
W głowie mi wiruje, myśli rozpadają się na kawałki i nikną jak w wielkim blenderze. Nie mam pojęcia, co ja teraz robię, ale skoro Oliver chce, żebym go narysowała… cholera, jasne. Wypełnię rysunkami cały ten przeklęty blok.
Biegiem wracam do salonu, niemal przewracam się w skarpetkach na parkiecie, ale udaje mi się chwycić ściany akurat w chwili, kiedy widzę Olivera stojącego tyłem do mnie i wyglądającego przez wielkie okna na poddaszu. Oliver sięga dłońmi do tyłu i przez głowę zdejmuje koszulę.
Och.
– Ooo – jęczę.
Oliver odwraca się gwałtownie i spogląda na mnie z wyrazem upokorzenia na twarzy.
– Jednak nie w ten sposób? O Boże, nie chciałaś rysować mnie całego, tylko twarz i okolice, prawda? – zasłania się koszulą i rzuca – cholera.
– Dobrze jest – udaje mi się wydobyć z siebie. Spoglądam na ołówek, który trzymam w dłoni, jakbym sprawdzała jego ostrość. Wbijam w niego tak intensywne spojrzenie, że samymi oczami mogłabym go złamać. Oliver bez koszuli. W moim salonie. – Jest bardzo dobrze, znaczy naprawdę dobrze móc cię narysować bez koszuli, mogę się wtedy skupić na mięśniach i włosach, i su… – odchrząkuję. – I reszcie.
Oliver upuszcza koszulę, wciąż szukając wzrokiem moich oczu, by upewnić się, że jestem pewna tego, co mówię.
– Jasne.
Siadam na kanapie i unoszę spojrzenie na stojącego przy oknie Olivera. On wygląda na zewnątrz, całkowicie swobodny. Moje serce wręcz przeciwnie: wali jak oszalałe, wybija sobie tunel na świat przez moje gardło. Więcej czasu niż powinnam spędzam na rysowaniu klatki piersiowej Olivera, jej geometrii: idealnie okrągłe, małe sutki. Mapa mięśni, złożonych z kwadratów, prostokątów, przecinających się pod kątem ostrym linii. Trójkątny zakątek w miejscu, w którym kość biodrowa napotyka mięśnie. Czuję, jak Oliver mnie obserwuje, kiedy rysuję ciemne włosy schodzące nisko od pępka.
– Mam zdjąć spodnie?
– Tak – odpowiadam bezmyślnie i natychmiast wołam: – Nie! Nie. Boże, o mój Boże, jest dobrze.
Serce chyba już nie może mi bić mocniej.
Jego usta są częściowo wygięte w niepewnym uśmiechu, a częściowo zaciśnięte. W tej chwili chciałabym najbliższy rok poświęcić na dokładne uchwycenie zarysu jego ust.
– Naprawdę mi to nie przeszkadza – mówi cicho Oliver.
„Zrób to. Zrób to. Twój geometryczny styl rysowania nigdy nie sprawdza się przy nogach. Może wreszcie załapiesz, jak się to robi” – szepcze mi diabełek siedzący na ramieniu.
Anioł z drugiej strony wzrusza ramionami i odwraca wzrok.
– Jeśli jesteś pewny… – zaczynam, po czym chrząkam i wyjaśniam: – wiesz, bardzo kiepsko idzie mi rysowanie
nóg i…
Oliver już rozpina spodnie, palcami manewruje przy miękkim dżinsie i napach, przy każdym rozlega się lekki trzask.
W imię naszej przyjaźni powinnam odwrócić wzrok, ale nie potrafię.
– Lola?
Z tytanicznym wysiłkiem unoszę spojrzenie ku jego twarzy.
– Tak?
Oliver nie mówi nic więcej, ale zatrzymuje spojrzenie na mojej twarzy, zsuwa z bioder dżinsy i kopnięciem odsuwa je na bok.
– Tak? – powtarzam. Oddycham za ciężko, na pewno to widać.
Dzieje się coś zupełnie innego. Tego poranka dzieje się coś, co nie mieści się w kanonie zachowań Olivera i Loli. Czuję się tak, jakbyśmy stanęli na progu Nibylandii.
– Czego chcesz?
– Czego chcę?
– Gdzie chcesz mnie ustawić?
– Ach – chrząkam. – Dobrze jest tak, jak stoisz teraz.
– Nie stoję pod światło?
Owszem, stoi, ale nie ufam sobie na tyle, by w tej chwili nim pokierować.
– Mogę usiąść… – zaczyna.
– Może się połóż albo… – przerywam nagle, żeby przetworzyć w głowie jego słowa. Cholera. – Albo usiądź. Tak, usiądź. Właściwie wszystko jedno.
Oliver rzuca mi swój lekki, tajemniczy uśmiech, podchodzi do dywanika na środku pokoju i kładzie się w wielkiej plamie światła.
Kadr pokazuje dziewczynę wpatrzoną w chłopca; jej skóra płonie niebieskim płomieniem.
Oliver wsuwa ręce za głowę, krzyżuje nogi w kostkach i zamyka oczy.
Penis.
PENIS.
Widzę tylko jego.
Widać go pod bokserkami, na pół stwardniały, widocznie nieobrzezany, stanowiący przedłużenie linii biodra. Boże, jaki gruby. A jeśli mocno rośnie, kiedy się podnieci, to pieprząc kobietę, Oliver mógłby jej wybić zęby.
Przekrzywiam głowę, СКАЧАТЬ