Odwet. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odwet - Vincent V. Severski страница 31

Название: Odwet

Автор: Vincent V. Severski

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия:

isbn: 9788381430050

isbn:

СКАЧАТЬ prześwietliłyby na wskroś życie Roberta i prędzej czy później wszystko by wyciekło. Także i to, że próbował zatrzeć ślady i namówił Ewę do fałszywych zeznań. Nic jednak nie bolało mocniej niż zdrada Magdy.

      Majewski nie pamiętał numeru Roberta, więc musiałby wyjąć swój telefon i poszukać w kontaktach. Ale wówczas Gasimow by się zorientował, że ma w kieszeniach dwa telefony.

      – Ewo, jaki jest numer do Roberta? – zapytał, próbując wybrnąć z sytuacji.

      Na szczęście pamiętała. Majewski tłumaczył na rosyjski, ale inspektor najwyraźniej rozumiał i wbijał cyfry szybciej, niż on mówił. Wydawało się, że znał ten numer, a teraz robi tylko przedstawienie, żeby ich sprowokować.

      Przez chwilę Gasimow nasłuchiwał wyprostowany w fotelu, jakby chciał zaakcentować komizm sytuacji. Wstał i jak poprzednio Majewski, nasłuchując, zaczął obchodzić mieszkanie. Po chwili wrócił, wciąż trzymając swój telefon w dłoni.

      – No i nie ma komórki albo ma wyłączony dźwięk – oznajmił z poważną miną. – W takim razie przekażę numer do naszego stanowiska dowodzenia, żeby ustalili ostatnią lokalizację aparatu. Niestety, musi mi pani wybaczyć, ale to bardzo ważne. – Zmienił ton. – Jestem przekonany, że za chwilę rozwiążemy problem, zakończymy procedurę i nie będziemy sprawiać więcej kłopotów. Sama pani rozumie.

      – Rozumiem – odparła zrezygnowana Ewa. – Chcę, żeby to jak najszybciej się skończyło. – I zwracając się do Majewskiego, poprosiła: – Niech pan coś zrobi.

      Gasimow, spoglądając uważnie na konsula, zaczął wybierać jakiś numer.

      – Panie inspektorze, może porozmawiajmy… – rzucił instynktownie Majewski i podniósł się na znak, by wyszli z pokoju.

      – Hm… rozumiem… – zamruczał inspektor, chowając telefon do kieszeni.

      Przeszli do sypialni. Konsul zamknął drzwi, ale Ewa nawet nie zwróciła na to uwagi. Gasimow stanął przy oknie z rękami w kieszeniach.

      – W czym problem, panie inspektorze? – zaczął niepewnie Majewski. – Wszystko jest przecież jasne. Pani Ewa przeżywa straszne chwile, a wy z tym telefonem. Może go ktoś ukradł, a może wdowa ma powody, by go zatrzymać. Wie pan, jak to jest w małżeństwie. Chyba znajdzie się sposób, by to szybko i po ludzku załatwić?

      Gasimow wyglądał przez okno i pykał ustami. Majewski postanowił chwycić się ostatniej deski ratunku i zaproponować inspektorowi łapówkę. To z reguły dobrze się sprawdzało w Azerbejdżanie i nigdy nie było specjalnie podejrzane. Jednak w tym wypadku ryzykował, bo nie wiedział, w co gra inspektor. Czy to jest zwykła prywata, czy jakiś głębszy plan? W końcu Gasimow miał martwego szpiega w wannie i drugiego, który wyraźnie coś kręci w sprawie śmierci pierwszego. Jeśli tak to widział, to nic nie pomoże albo cena będzie kosmiczna.

      Postanowił zaryzykować. Chciał ratować swoje małżeństwo, Magdę i siebie. Tym bardziej że Robert właśnie zmarł – pomyślał. Pojawiła się zatem nadzieja, że wszystko będzie można naprawić, zacząć od początku. Sprawa jakby sama się rozwiązała. Znał Magdę, jej słabości, szczególnie nadpobudliwość seksualną, więc wiedział, jak ją ratować. I nagle w tym ponurym miejscu, ze zwłokami kochanka jego żony w wannie, zrozumiał, że kocha ją jeszcze bardziej niż wcześniej.

      – Trzy tysiące euro? – zapytał niepewnie.

      Gasimow nawet nie drgnął. Stał, czekał i pykał ustami.

      – Cztery? – Majewski podniósł ofertę.

      – Sześć – wycedził z siebie inspektor.

      Konsul nagle poczuł, że chmury się rozstąpiły, wzeszło słońce, a kometa minęła Ziemię. There should be sunshine after rain… – zanucił w duszy.

      Gasimow nie rzucił wygórowanej ceny. Oznaczało, że całe to zajście było typowym wyłudzeniem w kaukaskim stylu. Zwykła sprawa.

      Majewski natychmiast zrozumiał, że od początku nie obchodziły ich prawdziwe okoliczności śmierci Polaka, czy został utopiony w wannie, zmarł na serce, czy też popełnił samobójstwo. Ale jeśli można było na tym zarobić i poprawić czyjś los, to czemu nie? Życie, śmierć, miłość, ropa i pieniądze mają w Azerbejdżanie ten sam realny wymiar i zawsze można je mądrze skalkulować.

      | 24 |

      Plan na środę był prosty. Lutek przez cały dzień miał prowadzić obserwację za Rubeckim. Stwierdził krótko, że nie potrzebuje żadnej pomocy i woli działać sam. W związku z tym Monika i Dima mogli się zająć analizą sprawy „Sindbad”, którą do czytania przygotował im Witek. Ten zaś postanowił spać do południa. Potem planował przyjrzeć się zawartości dziwnego pendrive’a, który Roman znalazł w szafie Stokrotki. Ela w związku z chorobą ojca musiała jechać do Krakowa. Zamierzała wrócić wieczorem.

      Roman wyznaczył spotkanie Sekcji w dziupli na dwudziestą. Mieli ostatecznie przedyskutować sprawę Olgierda Rubeckiego, zdecydować o dalszych krokach i koncepcji raportu końcowego dla premiera. Na przygotowanie zostały Romanowi dwa dni. W gruncie rzeczy miał już gotowy szkic i mógł od razu zasiąść do pisania. Musiał jednak być uczciwy wobec pozostałych członków i zapoznać się z ich zdaniem. Odkąd Olgierd Rubecki wystąpił w telewizji, jego obraz był na tyle czytelny, że rozpracowanie straciło sens. Co więcej, polecenie premiera stało się jednoznacznie polityczne.

      Kiedy Roman zastanawiał się na Miłobędzkiej nad raportem „Sindbad”, Monika siedziała w pozycji wirasana na macie, a Dima wskakiwał obunóż po schodach na zakończenie porannej przebieżki.

      Lutek od godziny był już na Rozbrat, ukryty w samochodzie, z laptopem na kolanach. W nocy zamontował pięć kamerek w kamuflażu i teraz je dostrajał. Pierwszą na piętrze, skąd widział drzwi mieszkania Rubeckiego, drugą na drzewie na dziedzińcu wewnętrznym, pokrywającą bramę wyjściową, parking i śmietnik. Trzecią na dachu budki warzywnej przed domem i czwartą w pobliżu samochodu, w którym założył też bikon.

      Zastanawiał się przez chwilę, czy nie wrzucić podsłuchu na szybę, ale uznał, że byłoby to zbyt ryzykowne, bo w oknach Rubecki nie miał zasłon, tylko rolety. A poza tym byłby potem kłopot ze zdjęciem urządzenia. Biling połączeń telefonicznych miał zdobyć Witek.

      Tego dnia Rubecki wyszedł z domu dopiero o jedenastej siedem. Poszedł pieszo do pobliskiej restauracji Na Lato, gdzie spotkał się z dwoma dziennikarzami, którzy czekali już w ogródku. Lutek od razu się zorientował, że udziela wywiadu, bo po chwili jeden z dziennikarzy włączył dyktafon i położył go na stoliku. Wystarczyło ich sfotografować i zapisać czas.

      Tego ranka Rubecki udzielił już czterech wypowiedzi dla mediów i przyjął zaproszenie do programu Rozmowa dnia o dwudziestej na kanale NTV24, ale Lutek o tym nie wiedział. Robił swoje najlepiej, jak potrafił, a nie było w Agencji lepszego fachowca od obserwacji.

      O dziewiątej na Litewską przyszedł Dima. Miał na sobie zielone spodnie i turkusową koszulkę polo. Mimo upału nigdy nie nosił krótkich spodenek, bo uważał, СКАЧАТЬ