Mówili, że jestem zbyt wrażliwa. Federica Bosco
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Mówili, że jestem zbyt wrażliwa - Federica Bosco страница 4

Название: Mówili, że jestem zbyt wrażliwa

Автор: Federica Bosco

Издательство: PDW

Жанр: Руководства

Серия:

isbn: 9788366380363

isbn:

СКАЧАТЬ ustali, że jesteś „jakaś”, będziesz napiętnowana na zawsze.

      W jednym muszę im przyznać rację: nie przypominałam żadnej z moich rówieśniczek, inaczej się ubierałam (w głębi serca naprawdę uważałam się za Madonnę!), moje zachowanie było odpychające, mina posępna, nienawidziłam wszystkich i odmawiałam współpracy.

      Chodziłam więc z walkmanem przyklejonym do uszu i marzyłam o ucieczce.

      Chciałam uciec do Nowego Jorku i trafić do szkoły z serialu Sława.

      A tymczasem rzeczywistość była taka, że nie wolno mi było nawet wyjść po południu na lody, bo kto wie, co mogłoby się zdarzyć.

      Nigdy nie byłam „w porządku” i nikt nie wiedział, co ze mną robić, więc jeszcze szczelniej zamknęłam się w świecie marzeń, w którym mogłam być wolna, szczęśliwa i kochana.

      Bardzo kochana.

      Problem leży w tym, że dopóki jesteś dzieckiem, wszyscy są mniej więcej gotowi ci wybaczać i akceptować twój charakter, ale gdy dorastasz, nie możesz się już ukrywać.

      Gdy dorastasz, nikogo nie interesuje, dlaczego zachowujesz się w określony sposób, ważne jest tylko to, że stwarzasz problemy, jesteś nieprzystosowany i powinieneś próbować się dopasować.

      By uszczęśliwić rodziców, rozpoczęłam więc próby upodabniania się do tego, co chcieliby we mnie widzieć.

      Był to całkowicie nieokreślony wizerunek, miał jednak spełniać bardzo wysokie standardy, którym nie byłam oczywiście w stanie w najmniejszym stopniu sprostać.

      Nikt by nie był!

      Miałam być pierwsza w szkole, najlepsza ze wszystkich przedmiotów; nie wystarczało robić czegoś dla samej przyjemności, by wejść w kontakt z innymi, nie – zawsze był do przeskoczenia płotek rywalizacji; a ja nie tylko nie miałam w sobie ducha współzawodnictwa, ale nie czułam też żadnej potrzeby przewodzenia w czymkolwiek, zaś nauka w szkole sprawiała mi już wystarczająco dużo trudności, by zdać sobie sprawę, że nie, nigdy nie będę w czołówce.

      Ale, co było wówczas bardzo modne, albo byłeś świetny, albo byłeś osłem.

      Jeśli więc tego, co robiłam dobrze, nie robiłam „wystarczająco” dobrze, nie pozostawało mi nic innego, jak przodować w tym, co wychodziło mi najlepiej: w porażce.

      Miałam celować w przynoszeniu rodzicom rozczarowań, bo uszczęśliwienie ich było po ludzku niemożliwe.

      Ja nie wystarczałam.

      Nigdy.

      Chciałabym coś wyjaśnić. Moi rodzice nie byli złymi ludźmi, ale na pewno nie byli też dostatecznie przenikliwi.

      Bardziej niż uzasadnione jest pragnienie, by dać swoim dzieciom to, co najlepsze, widzieć je „zwycięskimi”, patrzeć, jak awansują na społecznej drabinie, ale dziecko potrzebuje przede wszystkim miłości niezależnie od wszystkiego; ma ono w nosie możliwości i karierę, chce być tylko kochane za to, jakie jest.

      Potrzebuje szacunku, opieki i stałości.

      Tymczasem był to niekończący się konflikt, niekończące się karanie, niekończące się upokorzenie.

      Dlatego gdy słyszę: „Chciałabym znów mieć szesnaście lat”, dostaję gęsiej skórki.

      Ironia losu polega na tym, że w świetle tego, co później studiowałam i przeczytałam na temat bardzo wrażliwych osób, dopiero dziś okazuje się, że również moi rodzice tacy byli.

      Nie bez przyczyny jest to cecha dziedziczna.

      A hiperwrażliwy rodzic pod wpływem stresu wyrządza więcej szkody niż grad.

      Staje się agresywny, przerażony, przeczy sam sobie, jest zagubiony, nie chroni, zamyka się w sobie i nie wysyła jasnych komunikatów.

      Dla dziecka, a potem dla nastolatka, życie staje się koszmarem, jeśli pozbawione jest przewodnika, któremu może zaufać.

      Nie miałam spójnego i prostego życia, moja nauka odbywała się w sposób chaotyczny i nieuporządkowany, a ja uważałam się za niezdolną, bo nie byłam w stanie skupić się tak jak inni. Wszyscy moi nauczyciele podtrzymywali więc tezę, że „nie jest głupia, ale się nie przykłada”, upokarzając mnie przed całym otoczeniem.

      Rodzice wychodzili ze skóry, wymierzając mi kary i zabraniając wychodzenia z domu, jeżdżenia na skuterze i prowadzenia normalnego życia nastolatki.

      W ten sposób, zamurowana żywcem w domu, odkryłam autentyczne i wierne pocieszenie w nutelli. Stała się ona moją niezastąpioną przyjaciółką. Taką, która nigdy nie zdradzi i jest zawsze obecna, zamieniając mnie jednocześnie w niezdarną i niepewną nastolatkę, toczącą nieustanną walkę z własnym ciałem.

      Mój brak poczucia własnej wartości upoważniał przyjaciół i kolegów do traktowania mnie jako osoby przegranej i faktycznie szybko zaczęłam przegrywać na całej linii.

      Wtedy przestałam się ubierać jak Madonna i oficjalnie przywdziałam mój czarny mundurek, którego już nigdy potem nie porzuciłam.

      Ten kolor najlepiej pasował do mojej duszy.

      Byłam smutna, melancholijna, zdołowana, źle się uczyłam i wciąż zakochiwałam się w kolejnych draniach.

      Ale dlaczego taka się stałam? I przede wszystkim, czy takie miało być całe moje życie?

      Bo jeśli właśnie tak miało ono wyglądać, to nie, dziękuję, wysiadam na następnym przystanku…

      Napiętnowana jako głupia, tłusta, ociężała, niezdolna, ta o „okrągłych ramionach”, traktowana tak zarówno w domu, jak i poza nim, co ja tu właściwie robiłam?

      Dlatego, kiedy dziś patrzę wstecz, nie wiem, jak zdołałam dobrnąć do wieku czterdziestu sześciu lat, i zbudować bez kompromisów karierę zawodową, z której mogę być dumna, oraz życie uczuciowe godne tej nazwy.

      Nie sądziłam, że dotrwam do osiemnastki.

      Nie wydawało mi się to możliwe.

      Jak wyglądałoby moje życie w hipotetycznej wersji Przypadkowej dziewczyny?

      Gdyby tylko rozpoznano we mnie hiperwrażliwą, bardzo przestraszoną dziewczynkę o intensywnej emocjonalności, gdyby pielęgnowano we mnie ciekawość, dobroć i inteligencję, moje życie byłoby o wiele szczęśliwsze.

      Prawdopodobnie dobre 70 procent moich późniejszych trudności pokonałabym z dużo większą łatwością.

      Wystarczyło rozpoznać, że miałam bardzo rozwiniętą inteligencję emocjonalną, a moja zdolność do nauki była jak najbardziej normalna, ale uaktywniała się w sposób twórczy, i potrzebowałam mniej liczb, a więcej obrazów, cierpliwości, uśmiechów, uścisków i wielu, bardzo wielu słów otuchy.

      Gdybym СКАЧАТЬ