Название: Kobiety z ulicy Grodzkiej. Aleksandra
Автор: Lucyna Olejniczak
Издательство: PDW
Жанр: Современная зарубежная литература
isbn: 9788381698313
isbn:
– W maju skończę, więc jeślibym zaczęła w październiku, byłabym już trzydziestolatką.
– No dobrze. I co z tego. Myślisz, że to za późno na naukę? Pamiętam, że kiedy ja studiowałem, w naszej grupie było dwoje studentów dobrze po trzydziestce.
Teraz Weronika wyciągnęła się na wznak. Wyraz rozmarzenia, który pojawił się w jej oczach, powiedział Pawłowi wszystko.
– To brzmi zbyt pięknie – westchnęła w końcu, odwracając się do niego. – A z czego utrzymam dzieci i siebie? Ze stypendium, o ile takie dostanę? Przecież będę musiała zrezygnować z pracy. Nie, to nie ma sensu.
– Zapominasz, że mamy się pobrać i już nie będziesz musiała radzić sobie sama ze wszystkim.
– Właśnie nie zapominam. Już raz byłam na utrzymaniu męża i nie chcę tego powtarzać.
Paweł wydawał się lekko urażony.
– Kochanie, to chyba zrozumiałe, że jak zostaniemy rodziną, będziesz mogła liczyć na moją pomoc. Nie myślałem o żadnym utrzymywaniu ciebie ani dzieci. A w każdym razie nie w tym sensie.
– Ale na to ostatecznie wyjdzie. Nie chcę…
– Ustalmy jedno – przerwał jej – to nie będzie żadna jałmużna, tylko mój zwykły obowiązek jako męża i ojca. Ojca, bo chcę być dla twoich dzieci prawdziwym ojcem. Cóż takiego niestosownego w tym widzisz?
Nie potrafiła odpowiedzieć. Miała sprzeczne odczucia, nadzieja walczyła z obawą i niepewnością.
– Poza tym – ciągnął dalej Paweł, nie zważając na jej milczenie – kto powiedział, że będziesz musiała całkiem zrezygnować z pracy w antykwariacie. Możesz nadal pracować, tyle że na pół etatu i na zastępstwa. Drugie pół weźmie pani Maria albo kogoś przyjmę. Sama wiesz, że nie mamy zbytniego ruchu i jest to idealne miejsce do nauki przed egzaminami. Nie wspominając już o tym, że wszelkie materiały będą na wyciągnięcie ręki.
– Ale mnie kusisz, ale kusisz… – Weronika uśmiechnęła się w końcu. – Naprawdę myślisz, że to mogłoby się udać?
Spojrzała na niego z taką nadzieją, że aż poczuł wzruszenie. Przygarnął ją do siebie i z czułością pocałował w czubek głowy. Jej piękne blond włosy pachniały świeżo i przyjemnie ziołowym szamponem.
– Jestem o tym przekonany. Dasz radę, wszyscy damy. Poza tym, wracając do kwestii pieniędzy, przecież twój były mąż powinien płacić jakieś alimenty na dzieci. Płaci?
– Miał zasądzone, ale… Szkoda gadać. Dobrze, że wspomniałeś, bo będę musiała mu o tym przypomnieć. A o studiach jeszcze porozmawiamy. Muszę się oswoić z tą myślą.
Znów zagrzebali się w ciepłej pościeli, marząc i snując plany na przyszłość. Weronika już dawno nie czuła się tak szczęśliwa. Omawiali szczegóły przyszłego ślubu, kłócąc się i śmiejąc jak dzieci.
– Możemy wziąć kościelny – powiedziała, przytulając się do ramienia Pawła. – Z Marcinem miałam tylko cywilny.
– Jeśli mam być szczery, nie jestem zbyt gorliwym katolikiem i mógłbym żyć bez takiego ślubu. Ale, skoro to dla ciebie ważne, zgadzam się.
– Chciałabym, choćby ze względu na rodziców. Mama bardzo przeżywała tamten ślub, uważając, że to tylko zwykły kontrakt, a nie żadna prawdziwa uroczystość. Poza tym moglibyśmy go wziąć w kościele Świętego Krzyża, tam, gdzie oni.
– I znów myślisz o innych, nie o sobie. Ważne, czy sama tego naprawdę chcesz.
– Chcę.
– No to ustalone.
– A gdzie pojedziemy w podróż poślubną? Może do Francji, do dziadków?
Paweł skrzywił się nieznacznie.
– A nie wolałabyś pojechać gdzieś, gdzie będziemy sami? Tylko my, bez rodziny. Na przykład do Bułgarii albo do Jugosławii?
Już czuł, że czekają go trudne chwile w związku z tym uzależnieniem Weroniki od rodziny, ale nie zniechęcało go to. Wzbudzała w nim same ciepłe i opiekuńcze uczucia. Cudowna, dzielna i jedyna w swoim rodzaju kobieta, do tej pory tak źle traktowana przez los. Przysiągł sobie w duchu, że już nigdy nie pozwoli nikomu jej skrzywdzić.
– Oj tak, do Jugosławii! – Weronice aż się zaświeciły oczy. – Do Dubrownika. Widziałam u kogoś przepiękną widokówkę stamtąd. Błękitne morze i kolorowe domki na brzegu, sfotografowane z lotu ptaka. Pawełku, aż trudno mi w to wszystko uwierzyć!
Czas mijał, a oni marzyli, snuli plany i kochali się. Żadne z nich nie czuło głodu, chociaż za oknami zrobiło się już ciemno.
– A gdzie będziemy mieszkać? – przypomniała sobie naraz Weronika.
Paweł spojrzał na nią zaskoczony.
– Jak to gdzie? Tutaj. Popatrz tylko, jakie to duże i puste mieszkanie.
– No tak. – Zmieszała się i uciekła spojrzeniem w bok. – To oczywiste.
Oj, chyba nie takie to oczywiste, pomyślał z rozbawieniem, ale postanowił nie drążyć tematu.
Dźwięk telefonu poderwał oboje na nogi.
– Aha – spojrzeli na siebie roześmiani – mama w końcu nie wytrzymała…
– Dzień dobry, Pawle. Jest tam jeszcze Nikusia u ciebie?
– Dzień dobry, jest. Przepraszam, że nie daliśmy wcześniej znać, ale…
Weronika wyciągnęła dłoń po słuchawkę, nie dając mu skończyć zdania.
– Wiem, mamo, nawaliłam, ale jak się dowiesz, co się stało, to na pewno mi wybaczysz. Lepiej niech mama usiądzie i nabierze głęboko powietrza…
Z uśmiechem zadowolenia spojrzała na pierścionek. Już miała wyjawić swoją nowinę, kiedy nagle zaniepokoiło ją milczenie matki. Zamarła z dłonią w powietrzu.
– Co się stało?
Paweł, który zbierał właśnie kieliszki z nocnego stolika, zmarszczył czoło i zastygł w bezruchu. Zauważył, że Weronika nagle pobladła i z przerażeniem wsłuchuje się w słowa matki.
– Co się dzieje? – spytał szeptem, lecz nie zwróciła na niego uwagi.
– Dobrze, zaraz tam będę – odpowiedziała głuchym głosem i odłożyła słuchawkę na widełki.
Osunęła się na brzeg łóżka i przez chwilę siedziała bez słowa. Paweł podbiegł do niej i potrząsnął ją lekko za ramiona.
– СКАЧАТЬ