Название: Białe róże z Petersburga
Автор: Joanna Jax
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-7835-755-1
isbn:
Ojciec faktycznie przestał ją ze sobą zabierać do pacjentów. Potem, gdy była nieco starsza, dowiedziała się, że Siergiejem Woroninem wcale nie kierowała troska o nią, ale chęć ukrycia przed żoną i córką swoich grzechów.
1905
1
Niechęć Fiodora Oboleńskiego do cara Mikołaja II wzrosła, gdy w kraju zaczęło dochodzić do różnych niepokojących zjawisk. W fabrykach robotnicy masowo przystępowali do strajków i protestów, w gazetach donoszono o pogromach Żydów w Kiszyniowie i Homlu, gdzieniegdzie buntowało się chłopstwo, a w Armenii i Finlandii odradzały się ruchy narodowościowe. Osiągnęła zaś apogeum, gdy Mikołaj II postanowił wtrącić się w konflikt z Japonią na Dalekim Wschodzie. Fiodor uważał, że car miał we własnym kraju roboty po uszy, ze wszelkiej maści wichrzycielami, i powinien tutaj eksploatować swoją gwardię, a nie wysyłać ją na wojnę z jakimiś skośnookimi prymitywami.
Aleksander nie zwykł podsłuchiwać, o czym debatują dorośli, ale trudno było nie słyszeć podniesionych i podekscytowanych głosów obecnych w domu mężczyzn. Siedzieli w oranżerii, palili cygara albo papierosy i popijali wódkę P.A. Smirnow. A z każdym wypitym kieliszkiem ich głosy były coraz bardziej podniesione. Zapewne dlatego, że to, co miało okazać się sukcesem cara Mikołaja, stało się jego porażką. Car został zmuszony do podpisania traktatu pokojowego z Japonią, co było aktem tyleż poniżającym, co zadziwiającym, biorąc pod uwagę chociażby wielkość obu państw.
– Car jest zbyt pobłażliwy dla tych wszystkich odszczepieńców i buntowników. I jeszcze ten blamaż w Japonii. Przegrać z takimi… – prychnął Fiodor.
Obecny w oranżerii hrabia Golicyn oznajmił, że Fiodor nie ma racji i Mikołaj powinien pójść śladem swojego dziadka, wprowadzić reformy i ulżyć nieco ludowi, ponieważ może niebawem dojść do rewolucji, zaś porażka w Japonii jedynie pokazuje słabość starego systemu, bowiem Dawid w oczywisty sposób przechytrzył Goliata.
Hrabia Golicyn był to mężczyzna niewysoki, o dość pokaźnym brzuchu, na którym opinała się aksamitna kamizelka. Aleksander często zerkał ukradkiem na hrabiego i zastanawiał się, kiedy guziki w jego kamizelce w końcu puszczą i wyswobodzą z ucisku jego brzuch, niczym car swoich poddanych. Nigdy jednak nie doczekał się podobnego widoku, chociaż byłby to zapewne jeden z zabawniejszych momentów podczas wizyt hrabiego w ich domu.
– Mamy armię, jedną z najlepszych w świecie. Powinniśmy zapanować nad zbuntowanym chłopstwem i robotniczymi protestami, zamiast wdawać się w awantury w Japonii – orzekł Fiodor, który uważał, iż stary porządek należy utrzymać za wszelką cenę.
– Jesteśmy skostniali i nienowocześni. W żadnym kraju Europy Zachodniej, na których tak bardzo chcemy się wzorować, nie ma tak autorytarnych rządów, jak u nas – mruknął dowódca carskiej gwardii przybocznej. – Co stanie się, jeśli i żołnierze dołączą do rebelii?
– I ty to mówisz, Wasiliju? Przecież ty musisz zadbać o to, by oficerowie stali murem za carem. Bez względu na to, co o nim myślę, car jest ostoją starego porządku. Macie Ochranę, niech działają, niech szukają i niech każdego człowieka wrogo nastawionego do cara zatrzymają i powieszą w Twierdzy Szlisselburskiej.
– Za mało ich jest, a wywrotowców coraz więcej. Car musi pójść na ustępstwa, bo inaczej wszyscy przegramy – oznajmił hrabia Golicyn i wychylił kolejny kieliszek wódki.
Podobne dyskusje toczyły się niemal na każdym spotkaniu towarzyskim. Oczywiście kobiety rozmawiały na inne, nieco lżejsze tematy, wierząc, że ich wpływowi mężowie zdołają zapobiec najgorszemu.
Jednakże żadne dyskusje prowadzone w kuluarach, jak i na pałacowych salonach nie uchroniły kraju przed buntem robotniczym. Na początku roku pokojowa demonstracja robotników przemaszerowała pod Pałac Zimowy, prosić cara o wstawiennictwo u właścicieli fabryk, aby nie nękali w tak dramatyczny sposób swoich pracowników. Jednakże Mikołaj II nie zamierzał im pomóc i nakazał rozwiązanie siłowe. Najpierw otworzono ogień do demonstrantów, a potem zablokowano największy most na Newie, oddzielający bogatą część Petersburga od dzielnic robotniczych, gdzie zamieszkiwała biedota.
Aleksander Oboleński właśnie wracał w towarzystwie służącego do domu z pałacu nad Fontanką, gdzie był na urodzinach najmłodszego syna hrabiego, gdy policjant zatrzymał ich powóz.
– Proszę się zatrzymać – powiedział stójkowy. – Doszło do buntu i musimy zaprowadzić porządek.
Zanim zdążył dokończyć zdanie, do uszu młodego Aleksandra dotarły odgłosy strzelaniny. Służący nakazał mu skulić się pod siedzeniem, by żadna zbłąkana kula go nie dosięgła, ale ciekawość młodego chłopca była silniejsza. Po kilkunastu minutach wychylił głowę z powozu i zobaczył, jak policja wraz z gwardią carską ostrzeliwuje zgromadzony na placu przed carskim pałacem tłum. Pierwszy raz Aleksander widział tyle krwi i trupów leżących na chodnikach, ulicach i samym placu. Wszędzie unosił się dziwny zapach prochu, pomieszany z zapachem krwi i ludzkiego potu. Kilka metrów od ich powozu leżały zwłoki małego chłopca, najwyżej siedmioletniego, który miał wciąż otwarte oczy. Jednak nieruchome i jakby wyrażające zawód faktem, iż w tak młodym wieku musiał pożegnać się z życiem. I chyba wtedy Aleksander po raz pierwszy uświadomił sobie, że kariera wojskowa, o jakiej marzył dla niego ojciec, będzie wiązała się właśnie z takimi sprawami. On będzie musiał strzelać, a potem patrzyć na nieruchome oczy i zbroczone krwią ciała swoich ofiar.
Matka bardzo się przejęła faktem, że Aleksander musiał wracać w takich warunkach do domu, i oznajmiła, iż następnego dnia nie pójdzie do hrabiny Szeremietiew na naukę tańca. Bardziej, co zrozumiałe, ubolewała, że Aleksandrowi mogło się coś stać aniżeli nad tym, co chłopiec mógł zobaczyć na ulicach Petersburga.
– Tłuszcza, bydlęta, barbarzyńcy – powtarzała, obdarzając syna niespotykanymi dotąd czułościami.
Miał ochotę powiedzieć jej o tym martwym chłopcu i innych trupach leżących na ulicach, ale po chwili zrezygnował z tego, by rodzice nie uznali go za mięczaka. Tej nocy miał koszmary i budził się co rusz, wystraszony, a nawet przerażony. Nie tylko majaczyły mu sceny z popołudnia, ale również czarne wizje matki, która prorokowała, że niedługo ci straszni ludzie wedrą się do ich pięknego domu i wszystkich ich wybiją. Potem uspokajał się, bo przecież istniała ta mityczna szklana ściana, która odgradzała go od tych niebezpieczeństw. Jeśli więc on nie mógł przechodzić na drugą stronę, oni także nie mogli tego robić i zapewne dobrze o tym wiedzieli. W jego wyobraźni ta ściana była nieskończenie długa i sięgała nieba, a im większa się robiła, tym bardziej Aleksander się uspokajał.
W ciągu kilku następnych dni w mieście zapanował porządek, a strzały umilkły.
Wiosną wyjechali do Mikołajewa, z zamiarem powrotu do Petersburga z końcem lata. Aleksander lubił wieś, bo tam miał nieco więcej swobody, ale tego roku została mu ona mocno ograniczona. СКАЧАТЬ