Nie było telefonów? O córkach, ojcach i wynalazkach. Jan Wróbel
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nie było telefonów? O córkach, ojcach i wynalazkach - Jan Wróbel страница 1

СКАЧАТЬ >NIE BYŁO TELEFONÓW?O CÓRKACH, OJCACH I WYNALAZKACH
zilustrowałaIwona Kazia Kalitan-MłodkowskaSagaNie było telefonów? O córkach, ojcach i wynalazkachCopyright © 2018, 2019 Jan Wróbel i SAGA EgmontWszystkie prawa zastrzeżoneISBN: 97887261281611. Wydanie w formie e-booka, 2019Format: EPUB 2.0Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA Egmont oraz autoraSAGA Egmont, spółka wydawnictwa EgmontMałgosi i Krzysiom

      UWAGA!

      Słowa zaznaczone gwiazdką * zostały wyjaśnione w słowniczku na końcu książki.

      Rozdział 1

      Ech, ten tata! A już najbardziej ech – w poniedziałki. Bo z poniedziałkiem jest tak: Marylka ma lekcje na 12. Zatem tata specjalnie do córki przyjeżdża rano. Bardzo miło. Jeszcze bardziej miło, że tata musi pobawić się z Marylką. Mama kazała! Dopiero potem tata odprowadza córkę do szkoły.

      Aby bawienie doszło do skutku, trzeba:

      – przyjechać punktualnie (tak się dzisiaj stało),

      – wybawić, i to na dworze, psa (tata wyszedł z Apsikiem na długo i obaj wrócili zziajani),

      – wyciszyć telefon komórkowy (tata jak zawsze wzdychał, wzdychał, jednak telefon wyciszył, potem schował go do kieszeni nieco dziurawej kurtki),

      – zjeść śniadanie („Zjedzone”, zameldowała mamie córka, zanim wrócili zziajani pies i człowiek).

      Czyli same sukcesy.

      A zatem dziewczynka pewnym ruchem sięgnęła po pudełko. Pudełko specjalne, z napisem „Maryla Wilanowska! Nie otwierać bez pozwolenia!”. Wyjęła cztery zabawki. Idealny skład do zabawy w „Zobaczmy się”. Pozostało już tylko wytłumaczyć tacie zasady*.

      Kiedy ten wszedł do pokoju, Marylka zrozumiała, że jest kłopot.

      – Kochanie… Może wyjdziemy wcześniej do szkoły, a ja… – powiedział tata.

      Marylka postanowiła reagować* szybko. Wiedziała od mamy, że w człowieku najważniejsza jest motywacja*. To jakby niewidoczne skrzydła unoszące nas do góry. Marylka uznała, że tacie trzeba dodać niby-skrzydeł. Powiedziała zdecydowanie:

      – Tato… Wczoraj powiedziałeś przez telefon, że pobawisz się bardzo chętnie.

      Zdaniem Marylki „przez telefon” znaczyło naprawdę wiele. Dorośli bardzo się telefonami przejmują.

      Podziałało. Tata gra! Marylka zaczęła wszystko tłumaczyć:

      Ludziki są cztery. Znają się, ale mieszkają daleko od siebie. Ten to Krab. Bardzo miły, troszkę łakomczuszek. Wybierze się w odwiedziny do Kolorowej Panny Marianny. Potem pójdą sobie dalej razem. A ten to Rycerz.

      – Niech cię nie zmyli, że nie ma miecza – wyjaśniła. – Schował, ma miecz składany.

      – A ta pani?

      Tata wskazał ubraną w płaszcz długowłosą kukiełkę z parasolką.

      – No jak to – zdziwiła się Marylka. – To Rycerka.

      Po jednej stronie pokoju Krab odwiedził Kolorową Pannę Mariannę. Postanowili wyjść do cukierni.

      – Ja niczego nawet nie skubnę – buczał Krab głosem Marylki. – Po prostu lubię zapachy ciastek – mamrotał.

      – Hi, hi – odpowiadała głosem Marylki, ale takim innym, Kolorowa Panna Marianna.

      Po drugiej stronie pokoju Rycerz powiedział głosem taty:

      – Rycerko, a może zamiast łazić, odpalimy coś na komputerze? Jakąś fajną strzelankę?

      – Tato! – syknęła Marylka.

      Tata od razu spoważniał.

      – Żartowałem! Odwiedźmy sklep z kuszami*. Podobno jest promocja bełtów* ze Skandynawii.

      Zabawa potoczyła się sprawnie. Krab liznął lody o smaku wodorostowym. Rycerka i Rycerz zamówili drogi, ale solidny harpun* na smoki. Kupili też gazetę. Przeczytali, że w kinie Iluzja będzie film „Marylka i tysiąc smoków”. Pójdą na pewno!

      W końcu cała czwórka spotkała się w Centrum na Owalnym Placu. Plac znajdował się, a jakżeby inaczej, na środku pokoju. Koło miejskiej fontanny, czyli szklanki z wodą sodową.

      – O, cześć – buczał Krab uradowany. – Co tu robicie? – zaciekawił się.

      – Szukamy Krzyżaków – odparła Rycerka.

      – Och… Kto to są Krzyżacy? – zapytał Krab niepewnym głosem.

      – A to już chyba powie ci Marylka. Jak wróci ze szkoły – dodał baaardzo poważnym głosem Rycerz.

      Rozdział 2

      Córka i tata szli razem do szkoły. Nie było zimno, ale kropił deszczyk. Marylka pochwaliła się, że coś wie. Taki deszcz nazywa się „kapuśniaczek”. Tata oblizał się ze smakiem i oboje bardzo się śmiali.

      – Jestem jak twój Krab – żartował tata.

      – Jeszcze nie wiem nic o Krzyżakach – przypomniała córka.

      Tata zaczął:

      – To nie bajka. Kiedyś, dawno, dawno temu, przyjechali do puszczy rycerze-zakonnicy…

      – Rycerze i zakonnicy? – upewniła się córka.

      Tata pokręcił przecząco głową.

      – To byli zakonnicy, ale nieco dziwni, bo z mieczami! Potrafili… wszystko. Stawiali zamki, zakładali miasta, bili się doskonale. Umieli rządzić. Ludzie się ich bali, ale słuchali. Z początku budowali domy na drzewach…

      – Tato, nie zmyślaj – zaniepokoiła się Marylka.

      Tata mówił jednak prawdę. Na dużych drzewach można budować drewniane domy. Trudno było tam się dostać wrogom. Także dzikim zwierzętom, a nie było ich wtedy mało. Potem wszystko się zmieniło. Powstały zamki. Miały wysokie mury i ogrzewanie. Przyjechali kupcy, założyli miasta. Krzyżacy stworzyli bogate państwo.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно СКАЧАТЬ