Boznańska. Non finito. Angelika Kuźniak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Boznańska. Non finito - Angelika Kuźniak страница 14

Название: Boznańska. Non finito

Автор: Angelika Kuźniak

Издательство: PDW

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 9788308071113

isbn:

СКАЧАТЬ mi tutaj dać go na Lokalausstellung, gdzie znajduje się moja kopia van Dycka. Mam prawo wystawiać najmniej trzy obrazy za te sześć marek (na sześć miesięcy, nie na rok, jak mi mówiono). Jeżeli jednak mam wstawić Mnicha, muszę dać ramy, wielkość tego studium jest prawie taka sama jak kopii wystawionej i kopii, którą mam w domu. Nie chcę posłać do Krakowa tego Mnicha, bo trochę śmiesznie dwa razy to samo przysyłać, ale tutaj może trafiłoby się go sprzedać. […] Skończyłam już dwa pastele tutaj, obydwa są podobne i p. Krich[eldorf] mi mówił, że mam wiele szyku do tego, ale jest to tylko zabawka”.

      Po trzecie – zaraza! Adam Boznański wszczyna alarm, gdy gazety podają wiadomość o przypadkach cholery w Niemczech.

      Po czwarte… Po piąte… Po dwudzieste…

      Do tej pory Olga wracała do Krakowa tylko na kilka tygodni. Zazwyczaj latem. Nie chce tam być. I nie powinna! Tego akurat jest pewna.

      Adam Boznański informuje córkę, że przyjedzie do Monachium. Chce pomówić z Brandtem i Wierusz-Kowalskim „o dalszym kierunku Oluni”. 11 maja Olga do ojca wysyła list: „Cieszę się tak, że Tato przyjedzie tutaj i […] sam się przekona, że nie próżniaczyłam cały czas […]. Cieszę się tak tem wszystkim, jestem ciągle tak zajęta tą myślą, że nie mogę Tacie nawet całej mojej radości wypowiedzieć”.

      W Monachium Adam Boznański spędza trzy, może cztery dni. Po powrocie do Krakowa podejmuje decyzję.

      Wersja pierwsza, Olga po latach w wywiadzie prasowym: „[…] ojciec kazał wracać do Krakowa. Mówił, że nie ma pieniędzy, żeby nas, to jest Izię i mnie, trzymać za granicą. Płakałam wtedy całymi nocami. Ale musiałam się pogodzić. Wróciłam do Krakowa i wtedy ojciec wynajął mi pracownię na Smoleńsku, koło wałów, w domu Piotrowskiego. Przez okno mojej pracowni widać było kolej. A ja zawsze miałam sympatię dla kolei i podróży dalekich. Ten widok był z początku chyba jedyną moją uciechą”.

      Wersja druga, zgodna z zachowanymi dokumentami, powtarzana przez badaczy i kilkakrotnie samą Boznańską: Olga może zostać w Monachium. Ojciec nadal będzie opłacał pracownię. Zadba też o jej interesy. Postara się, by obrazy córki pokazywano w Krakowie.

       F 80

      Olga Boznańska z przyjaciółką Hedwig Weiss, Berlin 1902

      „Zakopcone sadzą malarstwo”

      Tyle że Kraków nią gardzi.

      A ona trzęsie się „na samą myśl wpadnięcia w ręce całej tej zgrai, która mi mojej swobody i wyobrażonego szczęścia zazdrości”.

      Prace Boznańskiej – jak stwierdza z żalem Tadeusz Boy-Żeleński – są w Krakowie pośmiewiskiem. Rządzą koterie. Matejko i Siemiradzki „zapychają swymi bohomazami wystawy”.

      „To zakopcone sadzą malarstwo – mówi o obrazach Olgi Jacek Malczewski. – Brak w niem rysunku, brak kośćca, to same łatki kolorowe”. Dopiero wiele lat później przyznał, że nigdy nie rozumiał jej malarstwa.

      Nadzieja, jaką wyraża w 1900 roku polski dyplomata, malarz i pisarz Edward Raczyński, myśląc o polskiej ekspozycji na wystawie światowej w Paryżu, też brzmi okrutnie. Raczyński liczy, że „obrazów zupełnie złych nie będzie (chyba żeby Boznańskiej Matkę z dzieckiem […] wystawili)”. I on najwyraźniej zmienił zdanie na temat jej twórczości, bo kilka lat później prosił, by Olga sportretowała jego rodzinę.

      Olga się żali: „Nie rozumiem, jak malarze mogą uważać głowy, które ostatnio posłałam, za brzydkie [Głowę kobiety – studium wystawiła w 1887 roku w krakowskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych]. Wydaje mi się doprawdy, że oni ich nie rozumieją. Dziewczynka nie jest ładna, ale tu właśnie kolor ma wdzięk, a kobieta w białej chuście jest jedną z najpiękniejszych modelek Monachium, jeśli idzie o wyraz. Kobieta o jasnych włosach, którą przesłałam ostatnio, to jest właśnie to studium, które tak się podobało p. Kowa [Wierusz-Kowalskiemu] i p. [Wacławowi] Szymanowskiemu. Powiedzieli mi, że najlepsze w nim to kolor i sposób, w jaki to jest malowane. To Głowa, którą zrobiłam już dość dawno. Myślę sobie, że jeśli te moje studia się nie podobają, to dlatego, że są trochę szare i nie mają tego koloru, który tak lubią w Krakowie. […] Jest to zresztą manierą monachijską, widzieć wszystko nieco na szaro, ale znajduję w tym urok tutejszych obrazów”.

      Rok 1889. Olga wystawia w Warszawie w salonie Aleksandra Krywulta na drugim piętrze Hotelu Europejskiego obraz Ze spaceru. Whistlerowskie ujęcie koloru, czyli ograniczenie się do kilku pokrewnych barw, jest czymś nowym w malarstwie. Młoda dziewczyna na obrazie przed chwilą wróciła z przechadzki, zmęczona przysiadła na chwilę. Jeszcze trzyma w dłoni parasolkę i polne kwiaty.

      Nie licząc opinii malarza i krytyka sztuki Henryka Piątkowskiego, który zwraca uwagę na jej wyjątkowy talent, Boznańska znów spotyka się z niezrozumieniem ze strony krytyków.

       F 83

      Olga Boznańska, Ze spaceru (Dama w białej sukni), 1889

      Długo jeszcze spierano się, czy obrazy Olgi są „kolorystyczne czy nie”, z czasem dodawano, „że coś w nich jest”.

      „Nie bogatą skalą kolorów odznaczały się te jej pierwsze obrazy – potwierdza świadek Adolf Basler – raczej wilgotny brud ziemi w jakieś życie senne je pogrążył. […] Ale szło jakieś ciepło od jej pędzla, który podnosił, wzmacniał kolor lokalny i w smętnej jakiejś szarudze deszczowej kąpał te masy o niezwykle tęgiej modelacyi […]. Wiele ma panna Boznańska cech wspólnych nie tylko z Leiblem, ale i z Manetem, a konsekwentnie i z malarstwem hiszpańskiem. Tu malarskość przebija się głównie w tych gwałtownych kontrastach, które sprzęga harmonia zupełnie indywidualna malarza, umiejącego muzycznie zestroić z największą doskonałością wirtuoza – żywioły, kłócące się ze sobą. Tak jest w portretach Velázqueza, tak w tej genialnie barbarzyńskiej wizyi El Greca”.

      „Prawda, że te obrazy były przeważnie w tonach jakby zakurzonych, przywiędłych, wypłowiałych, było w nich po prostu za dużo czarnego i białego. Ale z drugiej strony czarne i białe miewało coraz [to] inną moc natężenia, płowe plamy grały obok siebie. W wymiętych jakby, przybrukanych twarzach była moc wyrazu” (Adam Potocki).

      Dziewczynka

      Autorka zmuszona jest na moment zawiesić narrację. Trzeba skorygować pewien powszechny sąd: uznanie Boznańskiej za malarkę „szarości” jest nieporozumieniem.

      Najnowsze badania konserwatorskie, między innymi ściągnięcie pociemniałego werniksu, pokazują, że poszczególne pociągnięcia pędzla na obrazach Boznańskiej to mieszanki kilkudziesięciu różnych barw.

      Kasetka z farbami Boznańskiej zawiera biele: cynkową, ołowiową i barytową. Żółcie: kadmową, neapolitańską, ołowiowo-chromową i strontową, oranże i czerwienie chromowe, cynober, kraplak, zieleń chromową i szwajnfurcką. Błękity: kobaltowy, pruski i ceruleum. Kilka pigmentów ziemnych, w tym umbrę, ugier, czerwień żelazową syntetyczną (mars), czerń kostną, a nawet błękit organiczny.

      Bezinwazyjne badania obrazów i palet metodą XRF pozwoliły zidentyfikować dwadzieścia osiem pigmentów.

СКАЧАТЬ