Название: Krwawa Róża
Автор: Nicholas Eames
Издательство: PDW
Жанр: Героическая фантастика
Серия: Fantasy
isbn: 9788380626782
isbn:
Dziewczyna dotarła pod scenę. Bębniarz właśnie zakończył występ, a jego miejsce zajął Edwick, który przycupnął na zydlu z lutnią w dłoniach. Puścił do Pam oko, zanim rozpoczął pieśń o oblężeniu Wydrążonego Wzgórza, na co tłum zareagował głośnymi pomrukami aprobaty. Ludzie uwielbiali słuchać o bitwach, zwłaszcza o tych, w których bohaterowie otoczeni przez przeważające siły wroga mieli marne szanse na przetrwanie.
Pam z kolei uwielbiała wsłuchiwać się w głos starca. Był chrapliwy i szczebiotliwy zarazem, miły dla ucha jak para wygodnych ciżemek z miękkiej skóry dla dziewczęcej stopy. Edwick szkolił ją także w śpiewie, aczkolwiek jego ocena kunsztu dziewczyny wahała się wciąż pomiędzy: „Uważaj, bo szkło popęka od tych wrzasków” i „Przynajmniej nie ściągną cię siłą ze sceny”. Dopiero niedawno uśmiechnął się pod nosem, mamrocząc: „Nieźle, całkiem nieźle”.
Pam wracała wtedy do domu, żałując tylko jednego: że nie może podzielić się swą radością z ojcem. Wszakże Tuck Hashford nie pochwaliłby jej zadowolenia. Nie chciał, by córka śpiewała ani grała na lutni, ani tym bardziej wysłuchiwała przechwałek emerytowanych bardów. Gdyby nie fakt, że od śmierci żony miał problemy z utrzymaniem jakiejkolwiek posady, a dzięki zarobionym przez Pam pieniądzom jako tako wiązali koniec z końcem, zabroniłby jej choćby zbliżać się do Narożnika…
Otrząsnęła się ze wspomnień, podszedłszy do wujka.
Branigan walnął w blat otwartą dłonią, roztrącając miedziaki i przewracając drewniane figurki rozstawione na planszy do czwórcy. Jego przeciwnik, zakapturzony mężczyzna, którego twarzy dziewczyna nie mogła dojrzeć, westchnął tylko ciężko. Tymczasem Branigan zaczął się niezręcznie tłumaczyć:
– No nie, tak mi przykro, że przypadkiem je poprzewracałem. Uznajmy tę partię za remisową, Chmuro.
– Chcesz nazwać remisem sytuację, w której jeden z graczy wygrywa, a drugi posuwa się do oszustwa, by uniknąć przegranej?
Branigan wzruszył ramionami.
– Obaj mieliśmy jeszcze szansę.
– Ja ją miałem bez wątpienia – odparł oponent. – Wsparłbyś mnie, Brune!
Brune?
Pam zamarła z gębą rozdziawioną jak u pisklaka, który patrzy na wijącego się przed nim robala. Po lewej od wujka siedział bez cienia wątpliwości Brune. Ten Brune. Pieprzony szaman Baśni. Legenda czy nie, wyglądał jak większość jego pobratymców z północy: był wysoki, szeroki w barach, lecz nawet imponująca szopa ciemnych włosów nie mogła ukryć faktu, że Brune nie należy do najurodziwszych synów tych ziem. Brwi miał rozrośnięte, krzaczaste, nos złamany, a szpara pomiędzy dwoma przednimi zębami była tak szeroka, że dałoby się w nią wrazić palec.
– Zamyśliłem się – wyznał vargyr. – Wybacz.
Pam wciąż nie mogła dojść do siebie, jej umysł nie zdążył jeszcze poukładać informacji przesyłanych przez oczy… Jeśli to jest Brune, oznacza to, że zakapturzony facet… ten, którego wujek nazwał Chmurą, będzie…
Mężczyzna odwrócił się z wolna, niespiesznie zsuwając kaptur z głowy i odsłaniając długie uszy przylegające do złocistozielonych włosów. Pam nie zauważyła jednak ani charakterystycznych uszu, ani drapieżnego uśmiechu druina. Przygwoździło ją spojrzenie jego oczu: półksiężyców lśniących na barwnym tle przypominającym refleksy blasku świecy rzucane na fasety szmaragdu.
– Cześć, Pam.
On zna moje imię! Skąd, u licha, wie, jak się nazywam? Czyżby wujek zdradził mu to przed chwilą? Być może… Nie… Na pewno…
Pam była wstrząśnięta; po powierzchni trzymanego przez nią napitku rozchodziły się delikatne fale.
– Nasz przyjaciel Branigan wszystko nam o tobie powiedział – oznajmił druin. – Twierdzi, że umiesz śpiewać i jesteś kimś w rodzaju cudownego dziecka lutni.
– Gada takie bzdury, jak za dużo wypije – wymamrotała Pam.
Szaman zaśmiał się, zapluwając blat i planszę do gry w czwórcę przełykanym właśnie piwem.
– Jak za dużo wypije – zarechotał. – Rewelacja.
Bezchmurny wyjął monetę wykonaną z białego kamienia księżycowego i przyjrzał się uważnie jednej z jej stron.
– Brune i ja jesteśmy najemnikami. Członkami grupy zwanej Baśnią. Zakładam, że o nas słyszałaś.
– No… ja…
– Słyszała. – Wujek przyszedł jej z odsieczą. – Oczywiście, że słyszała. Zgadza się, Pam?
– Zgadza się – wydukała dziewczyna.
Czuła się tak, jakby zawędrowała na sam środek zamarzniętego jeziora i usłyszała, że lód zaczyna trzeszczeć pod jej stopami.
– Widzisz – kontynuował tymczasem Bezchmurny – tak się składa, że szukamy nowego barda. Zakładając, rzecz jasna, że chciałabyś ubrudzić te śliczne ciżemki.
– Ubrudzić ciżemki? – powtórzyła bezwiednie Pam, przyglądając się rosnącej w zastraszającym tempie pajęczynie pęknięć na wyimaginowanym lodzie. Cóżeś ty im naopowiadał, wujku?
– Chodzi mu o wyruszenie w trasę – wyjaśnił Branigan. Mówił niewyraźnie, a oczy mu lśniły, co jednak nie miało nic wspólnego ze znacznym stopniem upojenia. – Mówimy o prawdziwej przygodzie…
– Ach. – Krzesło Bezchmurnego zaskrzypiało, gdy wstawał i pokazywał ręką gdzieś za plecy dziewczyny. – A oto i nasza szefowa. Róża we własnej osobie – dokonał prezentacji, kiedy żywa legenda zatrzymała się przy ich stoliku.
W tym momencie nogi ugięły się pod Pam.
Branigan zerwał się z krzesła, widząc, że jego siostrzenica zaczyna się przewracać. Wyjął jej kubek z dłoni na moment przed tym, nim go upuściła.
– Mało brakowało – usłyszała słowa wujka w chwili, gdy podłoga pomknęła na spotkanie jej twarzy.
– Jest za młoda – rzuciła ostrym tonem jakaś kobieta. – Ile ma lat? Szesnaście?
– Siedemnaście – odparł Branigan. – Chyba. W każdym razie niewiele jej do siedemnastki brakuje.
– Dla jednego niewiele, dla drugiego wiele – marudziła kobieta, najprawdopodobniej Róża.
Tak, to musiała być ona.
Pam otworzyła oczy, ale zaraz je zamknęła, porażona blaskiem pochodni. Uznała, że СКАЧАТЬ