Seria o komisarzu Williamie Wistingu. Йорн Лиер Хорст
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Йорн Лиер Хорст страница 20

Название: Seria o komisarzu Williamie Wistingu

Автор: Йорн Лиер Хорст

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Mroczny zaułek

isbn: 9788365731913

isbn:

СКАЧАТЬ odwrócił się, gdy mężczyzna wskazał domek letniskowy po drugiej stronie drogi. Okna były zasłonięte okiennicami, a meble ogrodowe owinięte folią.

      – Wie pan na pewno, że to byli oni? – spytał.

      – Nie, ale to bardzo prawdopodobne. Potrzebowali benzyny do łodzi. Zresztą okradli więcej osób, nie tylko Jansena i mnie.

      – Kiedy to było?

      Jan Vidar Bjerke zawahał się.

      – W wakacje dwa lata temu – odparł po namyśle. – Albo jeszcze rok wcześniej. Ale wątpię, czy to ma cokolwiek wspólnego z pożarem.

      Wisting nie kontynuował tematu.

      – Znał pan Clausena? – spytał.

      – Mówiliśmy sobie dzień dobry – odparł. – Ale nie głosowałem na niego. Nie moja partia.

      – Kiedy widział go pan ostatni raz?

      – Przed weekendem. Przynajmniej tak mi się wydaje. Machałem mu z werandy, kiedy tędy przejeżdżał.

      – Zwrócił pan uwagę na to, czy ostatnio ktoś go odwiedzał?

      – Właściwie nie, ale czasem zjawiali się tutaj znani politycy.

      Wisting położył dłoń na poręczy werandy i zaczął schodzić po schodach.

      – Dziękuję za pomoc – powiedział.

      – Nie ma o czym mówić. – Mężczyzna się uśmiechnął.

      Komisarz usiadł za kierownicą i wycofał samochód.

      – Pewnie myślisz, że to Clausen zabrał mu kanister – zagadnął Mortensen.

      – Jak inaczej znalazłby się w jego pokoju? – skwitował Wisting i rzucił okiem w lusterko, wskazując spalony domek letniskowy.

      – Ten pokój został przerobiony na pułapkę ogniową.

      Chcąc przepuścić zbliżający się z naprzeciwka radiowóz, zjechał na pobocze i o bok jego auta otarła się gałąź. Prawdopodobnie nadjeżdżał zmiennik policjanta, który pilnował pogorzeliska.

      – Dziury w ścianie – ciągnął komisarz. – Nie sądzę, żeby to były wizjery. Uważam, że zrobiono je po to, żeby zapewnić dopływ tlenu i przyspieszyć rozprzestrzenianie się ognia.

      – Dla większego efektu – przytaknął Mortensen.

      Wisting skręcił i zatrzymał się przy statywie ze skrzynkami pocztowymi.

      – Ten pożar miał zatrzeć ślady po Bernhardzie Clausenie – mówił dalej, spoglądając na kolegę. – Wszystko zostało starannie przygotowane. Wystarczyła jedna zapałka, żeby zamienić wszystko w kupę gruzu.

      – W takim razie sprawa nabiera zupełnie innego charakteru – stwierdził Mortensen.

      Komisarz przytaknął.

      – Wyjmij telefon.

      Technik spełnił jego prośbę.

      – Masz stoper? – spytał Wisting.

      – Tak, a co?

      – Chcę sprawdzić, ile czasu zajmuje przejechanie stąd do najbliższego punktu poboru opłat.

      Mortensen uśmiechnął się i włączył stoper. Wisting ruszył. To nie byłby pierwszy raz, gdyby sprawca został zdemaskowany przez automatyczny system poboru opłat.

      Pierwsze dziesięć minut w kierunku Stavern jechali w milczeniu. Później udali się drogą wojewódzką w stronę Larviku.

      – Kto może za tym stać? – zastanawiał się głośno Mortensen, przerywając ciszę. – Prokurator konsultował się z PSB i innymi tajnymi służbami. Chyba poinformowaliby go, gdyby stali za sprawą Clausena? Daliby nam po prostu znać, że mamy się wycofać i nie interesować się tym dłużej.

      – Zapewne tak – odparł Wisting. – Gdyby to rzeczywiście był ktoś z nich.

      – Mamy inne tajne służby? – spytał technik. – Pozostające poza kontrolą prokuratora generalnego?

      – Nie w Norwegii.

      – O kurwa! – zaklął cicho Mortensen.

      Wlekli się za samochodem z przyczepą do przewozu koni, zanim Wisting wyjechał na autostradę w kierunku Oslo. Po kilku minutach minęli automatyczny punkt poboru opłat na granicy gmin między Larvikiem a Sandefjord. Paliło się zielone światło. Mortensen zatrzymał pomiar czasu. Wisting zjechał na pobocze i włączył światła awaryjne.

      – Dwadzieścia cztery minuty i siedemnaście sekund – oznajmił Mortensen.

      Wisting spojrzał w lusterko. Punkt poboru opłat mijało niemal dwadzieścia pięć tysięcy pojazdów na dobę. Kierowcy nie byli fotografowani, ale wszystkie numery samochodów rejestrowano razem z dokładnym czasem przejazdu przez bramki.

      – Pamiętasz, o której furgonetka ruszyła z zatoki postojowej?

      Mortensen wyciągnął laptop i otworzył zrzut ekranu przedstawiający szary samochód dostawczy.

      – O 5:24 – odczytał. – To oznacza, że powinien tędy przejeżdżać około 5:48. O tej porze dnia nie ma tu dużego ruchu.

      Komisarz wyjął notes.

      – Przewiń nagranie do godziny szóstej.

      Technik wykonał polecenie. Cały domek letniskowy stał w płomieniach. Strażacy lali na niego wodę.

      – Czego szukasz?

      Komisarz nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w ekran, aż zobaczył samego siebie stojącego przed samochodem ochroniarza i wpatrującego się w wideorejestrator zainstalowany na przedniej szybie.

      – Jest! – zawołał, gdy zobaczył, jak podnosi rękę, sprawdza czas na swoim zegarku i zapisuje coś w notesie.

      Mortensen zatrzymał nagranie. Zegar pokazywał pięć minut i jedenaście sekund po szóstej. Wisting skierował w jego stronę notes, w którym była zanotowana godzina 6:01:07.

      – Zegar w kamerze samochodowej spieszy się o ponad cztery minuty – podsumował. – Szukamy furgonetki, która przejeżdżała tędy o plus minus 5:44.

      Mortensen przytaknął i zamknął laptop.

      – Odpowiedź powinienem znać przed jutrzejszym lunchem.

      14

      Amalie zasnęła ze smoczkiem w buzi. Line podniosła się z krawędzi łóżka, podeszła do okna i oparła czoło o szybę. Zapadał zmierzch. Przez szparę w oknie wpadało chłodne powietrze.

СКАЧАТЬ