Название: Czerwone Gardło
Автор: Ю Несбё
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
Серия: Harry Hole
isbn: 9788324593262
isbn:
Cisza.
– Tak jak kolejki elektryczne – dodał Sverre.
– Wiem, co to jest märklin, Olsen. – Głos na drugim końcu brzmiał spokojnie i neutralnie, ale Sverre i tak wychwycił pogardę. Nic nie powiedział, bo chociaż nienawidził swego rozmówcy, to strach przed nim był jeszcze silniejszy. Nawet nie wstydził się tego przyznać. Facet uchodził za naprawdę groźnego. W środowisku słyszeli o nim jedynie nieliczni i nawet Sverre nie znał jego prawdziwego nazwiska. Ale ten człowiek dzięki swoim powiązaniom nieraz już zdołał wyciągnąć Sverrego i jego kumpli z kłopotów. Oczywiście w służbie dla Sprawy, a nie z powodu wyjątkowej sympatii. Sverre z pewnością by się z nim nie kontaktował, gdyby wiedział o kimkolwiek innym, kto mógłby mu załatwić to, czego szukał.
– Komu ta broń jest potrzebna i do czego chce jej użyć?
– Jakiś staruszek. Nigdy wcześniej go nie widziałem. Mówi, że jest jednym z nas. Nie pytałem, kogo chce załatwić. Może nikogo. Może chce ją mieć po to, żeby....
– Zamknij się, Olsen. Wyglądał na to, że ma pieniądze?
– Był dobrze ubrany. Dał mi tysiąc koron za samą odpowiedź, czy mogę mu pomóc.
– Dał ci tysiąc za to, żebyś trzymał gębę na kłódkę, a nie za odpowiedź.
– Aha.
– Interesujące.
– Mam się z nim spotkać za trzy dni. Chce się wtedy dowiedzieć, czy nam się uda.
– Nam?
– To znaczy…
– Chciałeś powiedzieć: czy mnie się uda.
– Oczywiście. Ale…
– Ile ci zapłaci za całą robotę?
Sverre zwlekał z odpowiedzią.
– Dychę.
– Tyle samo dostaniesz ode mnie. Dychę. Jeżeli dobijemy targu. Pojmujesz?
– Pojmuję.
– Za co dostajesz tę dychę?
– Za trzymanie języka za zębami.
Kiedy Sverre Olsen odkładał słuchawkę, palce u nóg miał kompletnie pozbawione czucia. Potrzebne mu były nowe buty. Stał, przyglądając się pustej, bezwolnej torebce po chipsach, którą wiatr porwał i poniósł między samochody w stronę Storgata.
20. PIZZERIA U HERBERTA, 15 LISTOPADA 1999
Stary człowiek pozwolił, by szklane drzwi pizzerii U Herberta same się zamknęły. Stanął na chodniku i czekał. Minęła go Pakistanka z głową owiniętą szalem, pchająca przed sobą dziecięcy wózek. Ulicą sunęły samochody, w bocznych szybach migotało odbicie jego własnej postaci i wielkich szyb pizzerii za plecami. Z lewej strony drzwi wejściowych szybę częściowo zakrywał krzyż białej taśmy. Wyglądało na to, że ktoś próbował ją zbić kopniakiem. Wzór białych pęknięć na szkle przypominał pajęczynę. Przez szybę widział, że Sverre Olsen wciąż siedzi przy stoliku, przy którym omawiali szczegóły transakcji. Port kontenerowy w Bjørvika za trzy tygodnie. Pirs 4. Godzina druga w nocy. Hasło: Voice of an Angel. To, zdaje się, tytuł jakieś popularnej piosenki. Nigdy jej nie słyszał, ale hasło nawet pasowało. Gorzej było z ceną. Siedemset pięćdziesiąt tysięcy. Nie zamierzał jednak na ten temat dyskutować. Pytanie tylko, czy dotrzymają umowy i nie obrabują go w porcie. Zaapelował o lojalność, opowiadając młodemu neonaziście, że walczył na froncie, ale nie miał pewności, czy tamten mu uwierzył. Nie wiedział też, czy to ma w ogóle jakieś znaczenie. Zmyślił nawet historię o tym, gdzie służył, na wypadek, gdyby ten młody zaczął się dopytywać. Ale on o nic nie pytał.
Przejechało jeszcze kilka samochodów. Sverre Olsen dalej siedział przy stoliku, lecz kto inny w środku się podniósł i chwiejnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Stary go pamiętał. Ostatnio też tu był. Dzisiaj przyglądał mu się przez cały czas. Drzwi się otworzyły. Czekał. Samochody przestały jechać, ale usłyszał, że mężczyzna zatrzymał się tuż za nim. Wreszcie padły słowa:
– A więc to ty?
Głos miał to wyjątkowe lekko chropawe brzmienie, jakie potrafi nadać jedynie wiele lat ostrego picia, palenia i niedostatku snu.
– Czy ja pana znam? – spytał stary, nie odwracając się.
– Tak, raczej tak.
Stary obrócił głowę, przyjrzał mu się przez krótką chwilę i zaraz znów się odwrócił.
– Nic w panu nie wydaje mi się znajome.
– No co ty? Nie poznajesz kumpla z wojny?
– Z jakiej wojny?
– Obaj walczyliśmy o tę samą sprawę.
– Skoro tak mówisz… czego chcesz?
– Co? – spytał pijak z ręką za uchem.
– Pytam, czego chcesz – powtórzył stary głośniej.
– Czego chcę? To zwykła rzecz pogadać chwilę ze starym znajomym, no nie? Szczególnie ze znajomym, którego się nie widziało tyle czasu. A zwłaszcza z kimś, o kim wszyscy myśleli, że nie żyje.
Stary się odwrócił.
– Wyglądam na nieżywego?
Mężczyzna w czerwonym islandzkim swetrze patrzył na niego oczami tak niebieskimi, że przypominały turkusowe kulki, marmurki. Jego wieku kompletnie nie dało się ocenić. Mógł mieć lat czterdzieści albo osiemdziesiąt. Ale stary wiedział, ile lat ma ten pijaczyna. Gdyby się skupił, być może przypomniałby sobie nawet dokładną datę jego urodzenia. Na froncie zawsze pamiętali o swoich urodzinach.
Pijak zbliżył się jeszcze o krok.
– Nie, nie wyglądasz na nieżywego. Na chorego, owszem, ale nie na nieżywego. – Wyciągnął do niego olbrzymią brudną dłoń. Stary poczuł słodkawy odór, mieszaninę potu, moczu i przetrawionego alkoholu.
– Co jest? Nie podasz ręki staremu kumplowi? – Głos zagrzechotał jak śmiertelne rzężenie.
Stary lekko uścisnął wyciągniętą dłoń, nie zdejmując rękawiczki.
– No, już – powiedział. – Już sobie podaliśmy ręce. Jeśli nie masz do mnie nic więcej, to muszę iść.
– Może i mam. – Pijak chwiał się na nogach, usiłując skupić wzrok na starym. – Ciekaw jestem, СКАЧАТЬ