Название: Fjällbacka
Автор: Camilla Lackberg
Издательство: PDW
Жанр: Криминальные боевики
isbn: 9788380154773
isbn:
– Wiadomo, kto to zrobił?
– Niestety nie, ale robimy wszystko, żeby to ustalić.
– A wiecie, czy sprawcą jest ta sama osoba?
Policjant zwiesił głowę.
– Też nie mamy pewności, przynajmniej na razie. Pewne podobieństwa mogłyby na to wskazywać. Tylko tyle na razie da się powiedzieć. – Spojrzał na Alberta z niepokojem. – Może zadzwonić do kogoś? Żeby posiedział z panem?
Łagodny, miły uśmiech.
– Nie mam nikogo takiego.
– A może dowiem się, czy pastor mógłby wpaść?
Znów ten sam uśmiech.
– Dziękuję, niepotrzebny mi pastor. Niech się pan nie martwi. Przeżywałem ten dzień w myślach tak często, że to nic szokującego. Chciałbym po prostu posiedzieć wśród kwiatów i podumać w spokoju. Nic mi nie będzie. Jestem stary, ale wytrzymały.
Położył dłoń na ręku policjanta, jakby go chciał pocieszyć. Może rzeczywiście tak było.
– Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, pokażę trochę zdjęć i opowiem o Monie. Żeby pan wiedział, jaka była.
Policjant skinął głową i Albert pokuśtykał po albumy. Potem przez przeszło godzinę pokazywał mu fotografie i opowiadał o córce. Dawno nie czuł się tak dobrze. Uzmysłowił sobie, że za długo bronił się przed wspomnieniami.
Żegnając się u drzwi, wetknął Patrikowi do ręki jedno ze zdjęć: Mona w dniu piątych urodzin. Uśmiechała się od ucha do ucha, a przed nią stał wielki tort z pięcioma świeczkami. Prześliczna dziewczynka z jasnymi loczkami i oczami promieniejącymi radością. Albert chciał, żeby szukając mordercy, policjanci mieli w pamięci ten obraz.
Kiedy Patrik wyszedł, usiadł na werandzie, przymknął powieki i wdychał słodki zapach kwiatów. Zasnął i przyśnił mu się długi, jasny tunel, a na końcu dwa cienie: Mona i Linnea. Chyba machały do niego.
Drzwi otworzyły się z hukiem i do gabinetu wpadła Solveig. Za nią biegła Laine, bezradnie wymachując rękami.
– Ty draniu. Ty palancie pieprzony!
Skrzywił się, słysząc taki język. Nie znosił, gdy ludzie dawali upust gwałtownym uczuciom. Nie tolerował takiego języka.
– Co tu się dzieje? Solveig, proszę się uspokoić i nie mówić do mnie w ten sposób.
Zbyt późno się zorientował, że tym mentorskim tonem rozsierdził ją jeszcze bardziej. Wyglądała, jakby chciała mu się rzucić do gardła. Na wszelki wypadek wycofał się za biurko.
– Uspokoić się?! Ty mi będziesz mówił, że mam się uspokoić? Ty chujku obłudny! Ty złamasie!
Wzdrygała się, słysząc własne słowa. Wyraźnie sprawiały jej satysfakcję. Stojąca za nią Laine bladła coraz bardziej.
Solveig mówiła teraz trochę ciszej, a w jej głosie słychać było szyderstwo:
– Coś taki zgryziony? Przecież kiedyś lubiłeś, jak ci szeptałam do ucha sprośności, podniecało cię to. Pamiętasz? – syczała, podchodząc coraz bliżej.
– Stare dzieje. Nie ma do czego wracać. Masz do mnie jakąś sprawę czy jak zwykle jesteś po prostu pijana i nieprzyjemna?
– Czy mam sprawę? Żebyś wiedział, że mam. Byłam we Fjällbace i wiesz co? Znaleźli Monę i Siv.
Gabriel drgnął. Na jego twarzy malowało się zdumienie.
– Znaleźli te dziewczyny? Gdzie?
Solveig oparła się o biurko i nachyliła do niego. Jej twarz znajdowała się w odległości kilku centymetrów od twarzy Gabriela.
– W Wąwozie Królewskim. Razem z ciałem młodej zamordowanej Niemki. Uważają, że zrobił to ten sam człowiek. A teraz wstydź się, Gabrielu. Wstydź się, że wystawiłeś własnego brata, krew z twojej krwi, kość z kości. Nigdy nie mieli przeciw niemu najmniejszego dowodu, ale w oczach ludzi był winien. Złamało go wytykanie palcem, szepty za plecami. Wiedziałeś, że tak będzie. Widziałeś, że jest słaby, wrażliwy. Nie zniósł hańby, powiesił się, i nie zdziwię się, jeśli na to liczyłeś, kiedy dzwoniłeś na policję. Nie mogłeś znieść, że Ephraim jego kocha bardziej niż ciebie.
Dźgała go palcem w pierś, popychając do tyłu. Przyparła go do ławeczki przy oknie. Dalej nie mógł się już odsunąć. Wzrokiem dawał Laine do zrozumienia, żeby się włączyła i coś zrobiła, ale Laine sterczała jak kołek, gapiąc się bezradnie.
– Mojego Johannesa wszyscy zawsze kochali bardziej niż ciebie. Nie mogłeś tego znieść, prawda? – Nie czekając na odpowiedzi na pytania, które były w istocie stwierdzeniami, Solveig mówiła dalej: – Nawet gdy Ephraim go wydziedziczył, i tak kochał go bardziej. Ty dostałeś gospodarstwo i pieniądze, ale miłości nigdy. Chociaż tyrałeś, gdy Johannes wolał się bawić. Miarka się przebrała, gdy odbił ci narzeczoną, może nie? Wtedy zacząłeś go nienawidzić, prawda? Spotkała cię niesprawiedliwość, ale nie miałeś prawa tak postąpić. Zniszczyłeś życie jemu, mnie i moim dzieciom. Myślisz, że nie wiem, co oni wyprawiają? To twoja wina, Gabrielu. Teraz wreszcie ludzie zrozumieją, że Johannes nie zrobił tego, o co go posądzali. Wreszcie i ja, i chłopcy będziemy mogli chodzić z podniesionymi głowami.
Złość jej przeszła. Z jej oczu popłynęły łzy. Gabriel nie wiedział, co gorsze. Przez chwilę, kiedy szalała z wściekłości, widział dawną Solveig. Miss piękności, narzeczoną, z której był taki dumny, zanim brat mu ją odebrał, jak wszystko zresztą. Kiedy złość ustąpiła łzom, skurczyła się jak przekłuty balon i znów zobaczył przed sobą wrak człowieka, tłustą, zapuszczoną kobietę, marnującą życie na użalaniu się nad sobą.
– Obyś się smażył w piekle, Gabrielu. Razem ze swoim ojcem – wyszeptała, a potem zniknęła równie szybko, jak się pojawiła.
Gabriel i Laine zostali sami. Gabriel był jak ogłuszony po wybuchu granatu. Zasiadł ciężko za biurkiem i w milczeniu patrzył na żonę. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Oboje bardzo dobrze rozumieli, co znaczy wypłynięcie tej starej sprawy, a właściwie – kości.
Martin sumiennie i z wielkim zaangażowaniem przystąpił do zapoznawania się z Tanją Schmidt – takie nazwisko figurowało w jej paszporcie. Na żądanie policji Liese przyniosła wszystkie rzeczy Tanji, między innymi plecak. Martin przeszukał go bardzo СКАЧАТЬ