Ostatni świadkowie. Swietłana Aleksijewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ostatni świadkowie - Swietłana Aleksijewicz страница

Название: Ostatni świadkowie

Автор: Swietłana Aleksijewicz

Издательство: PDW

Жанр: Документальная литература

Серия: Reportaż

isbn: 9788375365993

isbn:

СКАЧАТЬ alt="title_png" target="_blank" rel="nofollow" href="#i000000040000.jpg"/>

      Wszelkie powielanie lub wykorzystanie niniejszego pliku elektronicznego inne niż jednorazowe pobranie w zakresie własnego użytku stanowi naruszenie praw autorskich i podlega odpowiedzialności cywilnej oraz karnej.

      Tytuł oryginału rosyjskiego Последние свидетели. Книга недетских рассказов

      Projekt okładki AGNIESZKA PASIERSKA / PRACOWNIA PAPIERÓWKA

      Fotografia na okładce © by MICHAEL TRAKHMAN / HULTON ARCHIVE / GETTY IMAGES

      Copyright © 2006 by SVETLANA ALEXIEVICH

      Copyright © for the Polish edition by WYDAWNICTWO CZARNE, 2013

      Copyright © for the Polish translation by JERZY CZECH, 2013

      Redakcja MAGDALENA KĘDZIERSKA-ZAPOROWSKA

      Korekty AGATA CZERWIŃSKA i SANDRA TRELA / D2D.PL

      Redakcja techniczna ROBERT OLEŚ / D2D.PL

      Skład wersji elektronicznej MICHAŁ NAKONECZNY / VIRTUALO SP. Z O.O.

      ISBN 978-83-7536-599-3

      Posłowie w roli przedmowy

      …pewien cytat

      W czasie Wielkiej Wojny Narodowej (1941–1945) zginęły miliony radzieckich dzieci… Rosyjskich, białoruskich, ukraińskich, żydowskich, tatarskich, łotewskich, cygańskich, kozackich, uzbeckich, ormiańskich, tadżyckich…

miesięcznik „Drużba narodow”, nr 5, 1985

      …i jeszcze pytanie rosyjskiego klasyka

      Wielki Dostojewski pytał kiedyś: czy świat, nasze szczęście, a nawet wieczna harmonia warte są tego, by dla ich powstania zgodzić się na jedną bodaj łzę niewinnego dziecka? I sam na to odpowiedział – nie, żaden postęp, żadna rewolucja, żadna wojna nie są tego warte. Łza dziecka przechyli zawsze szalę.

Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym This ebook was bought on LitRes

      Bał się za siebie obejrzeć…

      Żenia Bielkiewicz – 6 lat

      Obecnie – robotnica

      Zapamiętałam… Byłam zupełnie mała, ale zapamiętałam wszystko.

      Czerwiec czterdziestego pierwszego roku…

      Ostatnie, co zapamiętałam z czasów pokoju, to bajka, którą mama czytała mi przed snem. Moją ulubioną, o złotej rybce. Zawsze o coś prosiłam złotą rybkę: „Złota rybko… Kochana złota rybko…”. Moja siostrzyczka też prosiła. Ale prosiła inaczej: „Na szczupaka rozkazanie, na moje zawołanie…”. Chciałyśmy pojechać na lato do babci, i żeby tato z nami pojechał. Był taki wesoły…

      Rano obudziłam się przerażona… Zbudziły mnie jakieś nieznane odgłosy…

      Mama i tato myśleli, że śpimy, a ja leżałam obok siostry i tylko udawałam, że śpię. Widziałam, że tato długo mamę całował, całował jej twarz, dłonie, a ja się zdziwiłam, bo jeszcze nigdy tak jej nie całował. Wyszli na podwórze, trzymając się za ręce. Podbiegłam do okna i zobaczyłam, że mama zawisła tacie na szyi i nie chce go puścić. Oderwał ją od siebie i pobiegł, ale ona go dogoniła i znowu nie chciała puścić; coś do niego wołała. Ja też zaczęłam krzyczeć: „Tato! Tato!”. Siostrzyczka i braciszek Wasia się obudzili, a kiedy siostra zobaczyła, że płaczę, to i ona zaczęła wołać: „Tato!”. Wszyscy wybiegliśmy na ganek. „Tato!” Ojciec nas zobaczył. Pamiętam, że zasłonił głowę rękami i odszedł, nawet pobiegł. Bał się obejrzeć za siebie…

      Słońce świeciło mi prosto w twarz. Było tak ciepło… Nawet teraz nie mogę uwierzyć, że tamtego ranka ojciec poszedł na wojnę. Byłam zupełnie mała, ale już wtedy wiedziałam, że widzę go ostatni raz. Że już się z nim nie zobaczę. Byłam całkiem… całkiem mała.

      Tak to mi się połączyło w pamięci, że wojna jest wtedy, kiedy nie ma taty…

      A potem zapamiętałam czarne niebo i czarny samolot. Przy szosie leży nasza mama z rozpostartymi rękami. Prosimy, żeby wstała, a ona nie wstaje. Nie rusza się. Żołnierze zawinęli mamę w pałatkę i zakopali w piachu, tam gdzie leżała. Krzyczeliśmy i prosili: „Nie zakopujcie naszej mamusi. Ona się obudzi i pójdziemy dalej”. Po piachu łaziły jakieś żuki… Nie mogłam sobie wyobrazić, jak mama tam będzie mieszkała z nimi pod ziemią… Jak ją potem odnajdziemy? Kto napisze o tym do tatusia?

      Któryś z żołnierzy pytał mnie: „Dziewczynko, jak masz na imię?”. A ja zapomniałam… „Dziewczynko, jak się nazywasz?”. Nie pamiętałam… Siedzieliśmy koło mogiłki mamy do wieczora, dopóki nas nie zabrali i nie posadzili na wóz. Wóz pełen dzieci. Wiózł nas jakiś dziadek, który wszystkich zbierał po drodze. Przyjechaliśmy do obcej wsi, obcy ludzie wzięli nas do swoich domów.

      Długo nic nie mówiłam. Tylko patrzyłam.

      Potem pamiętam lato. Jasne lato. Obca kobieta głaszcze mnie po głowie. Zaczynam płakać. Zaczynam mówić… Opowiadać o mamie i tacie. Jak tato uciekał przed nami i nawet się nie obejrzał… Jak mama leżała… Jak żuki łaziły po piachu…

      Kobieta głaszcze mnie po głowie. Wtedy właśnie zrozumiałam, że jest podobna do mojej mamy…

      Mój pierwszy i ostatni papieros…

      Giena Juszkiewicz – 12 lat

      Obecnie – dziennikarz

      Słońce… I niezwykła cisza. Niepojęte milczenie. Ranek pierwszego dnia wojny.

      Nasza sąsiadka, żona wojskowego, wyszła na dwór cała zapłakana. Szepnęła coś do mamy i dała jej znak, że trzeba być cicho. Każdy bał się mówić na głos o tym, co się stało, nawet wtedy, kiedy już usłyszał nowinę, no bo ten i ów już się dowiedział. Ale nie chciał, żeby go nazwali prowokatorem. Panikarzem. Tego się bali bardziej niż wojny. Ludzie się bali… To teraz tak myślę… I oczywiście nikt nie wierzył. Gdzież tam! Nasze wojsko czuwa na granicy, nasi przywódcy – na Kremlu! Kraj jest znakomicie broniony, niedostępny dla wrogów! To wtedy tak myślałem… Byłem pionierem.

      Kręciliśmy gałką radia. Czekaliśmy na to, co powie Stalin. Jego głos był potrzebny. Ale Stalin nic nie powiedział. W końcu przemówił Mołotow… Wszyscy słuchali. Mołotow ogłosił, że wybuchła wojna. A jednak nikt jeszcze w to nie wierzył. Gdzie jest Stalin?

      Nad miasto nadleciały samoloty… Dziesiątki nieznanych nam samolotów. Z krzyżami. Przesłoniły niebo, nawet słońce. Okropne! Poleciały bomby… Nieustannie słychać było wybuchy. Łoskot. Wszystko działo się jak we śnie… Nie na jawie… Nie byłem już malutki, pamiętam swoje ówczesne uczucia. Swój strach, który rozpełzał się po całym ciele. Po wszystkich słowach, myślach. Wybiegliśmy z domu, pędzili ulicami nie wiadomo dokąd… Wydawało mi się, że miasta już nie ma, zostały tylko ruiny. Dym. Ogień. Ktoś powiedział, że trzeba biec na cmentarz, bo cmentarza nie będą bombardować. Po co zrzucać bomby na nieżywych? W naszej dzielnicy był wielki cmentarz żydowski, rosły na nim stare drzewa. No więc wszyscy СКАЧАТЬ