– Dobrze, zadzwonię do innych klinik i dowiem się, czy gdzieś też mają takie problemy. Spotkamy się później.
Pocałował ją szybko w policzek i wyszedł. Udał się do swojego gabinetu, dając znak Ewie, że zaczął przyjmować, i usiadł w oczekiwaniu na pacjentów. Okazało się, że Bella miała rację. Zwierzęta były w krytycznym stanie i nic nie wskazywało na powody takiego stanu rzeczy. Miały problemy z oddychaniem i w pewnym momencie po prostu przestawały to robić. Próbował różnych sposobów, dawał kroplówki, maseczki tlenowe, środki uspokajające, nic nie pomagało. Musieli opróżnić magazyn i kładli w nim zwłoki, bo tam gdzie zwykle to robili nie mieli już miejsca.
Po około dwóch godzinach weszła do jego gabinetu młoda kobieta. Według karty nazywała się Josephina Tart i przyszła z kotką Lulu. Trzymała w rękach transporter z kotem, odłożyła go na stolik i powiedziała:
– Proszę jej nie wypuszczać. Odbiło jej, niedawno mnie zaatakowała. – Mówiąc to, pokazała zabandażowaną dłoń. – Rzuciła się na mnie i zaczęła drapać. Miałam szczęście, że byłam w grubym szlafroku, niestety nie miałam rękawiczek. Udało mi się wrzucić ją do transportera.
Eryk schylił się i zobaczył rudą kotkę. Patrzyła na niego chwilę, po czym zamruczała i rzuciła się na kraty. Odskoczył zaskoczony. Kot walił łapami w ściany, mruczał i dziwnie miauczał.
– Czy może ją pani tu zostawić?
– Dlaczego?
– Będę z panią szczery. Od rana przychodzą tu dziesiątki ludzi z umierającymi zwierzakami. Pani kotka jest drugim przypadkiem, który poza objawem agresji wygląda na zdrowy. Chciałbym się jej przyjrzeć i ją zbadać. Podam jej środek na uspokojenie i zobaczymy, co będzie dalej.
– Oczywiście, doktorze, w takim razie zgoda. A co stało się z tym pierwszym przypadkiem, jeśli mogę spytać?
Eryka zdziwił spokój, z jakim zadała to pytanie, i nawet trochę mu tym zaimponowała, bo większość kobiet, które znał, reagowała na wszystko paniką, szczególnie w tak stresowych sytuacjach.
– Tak, jasne. W pierwszym przypadku niestety nie jestem na razie w stanie wykonać żadnych badań. Moja suczka obudziła się rano tak agresywna jak ten kot, dlatego musiałem zostawić ją w domu. Jest dużym psem, więc zanim cokolwiek zrobię, musi zasnąć.
– Przykro mi… mam nadzieję, że obu uda się wyzdrowieć. – Po chwili dodała ze smutkiem: – O ile to możliwe… Kiedy mam odebrać Lulu?
– Mamy tu teraz istne urwanie głowy, większość zwierząt jest już martwych… Proszę dać mi swój numer. Zadzwonię, jak tylko będę coś wiedział.
– Och, oczywiście, to bardzo miłe z pana strony. Proszę bardzo. – Zapisała cyfry na kartce. – Co to za choroba, doktorze?
– Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, pierwszy raz widzę coś takiego. Proszę uważać na siebie przy powrocie do domu. Skontaktuję się z panią, jak tylko będę coś wiedział.
– Dobrze, na razie Lulu, bądź grzeczna. – Pomachała kotu na pożegnanie i wyszła z gabinetu.
Kiedy zamknęły się za nią drzwi, Eryk napełnił strzykawkę środkiem usypiającym i wbił ją w kota. Odczekał chwilę, aż zwierzę zaśnie, i wyjął je ostrożnie z transportera. Przeniósł kotkę do jednej z pustych klatek. Przygotował dawkę środka uspokajającego i położył obok. Wezwał następną osobę. Nikt się nie pojawił. Wyjrzał na zewnątrz i okazało się, że nie było już nikogo. Ewa poinformowała go, że ludzie zrezygnowali z wizyt, ponieważ wiedzieli, że i tak nic już się nie da zrobić. Josephina była ostatnia.
Wrócił do gabinetu i zauważył, że kot już się obudził. Było to co najmniej dziwne, ponieważ podał mu środek, który powinien uśpić go na co najmniej cztery godziny. Tymczasem kotka patrzyła na niego z klatki pustym wzrokiem i machała łapami.
Podał jej kolejną dawkę środka uspokajającego i czekał, aż zacznie działać. Niestety nic się nie wydarzyło. Kot wciąż szalał w klatce, po odczekaniu dwudziestu minut podał mu następną dawkę, która również nie zadziałała. Musiał więc ją znowu uśpić. Kiedy Lulu spała, zrobił jej prześwietlenia oraz dokładnie ją zbadał. Niczego nie znalazł, a kot obudził się tak samo agresywny jak wcześniej. Dał mu miskę z jedzeniem i postanowił pojechać do domu. Zapisał numer do Josephiny, chciał zadzwonić do niej później. Wykręcił za to numer gabinetu Belli. Ta jednak nie odebrała. Wyszedł na korytarz i przekazał Ewie, że kończy na dziś, po czym odjechał.
ŚWIAT
Na całym świecie umierały miliony zwierząt, padały w domach i na ulicach. Ptaki spadały z nieba i drzew. W krajach zaczęła się panika, lekarze nie umieli odpowiedzieć na pytanie, co je zabija, co jest przyczyną, nie potrafili nawet spowolnić ich wymierania. Zwierzęta padały tak szybko, że nie nadążano z pozbywaniem się zwłok, zaczęto je więc masowo spalać. Część truchła zalegała na ulicach, bo służby nie potrafiły poradzić sobie z jego ogromem. Agresywne zwierzęta odstrzeliwano, często kończyło się to tak, że ze strachu przed atakiem strzelano również do tych zdrowych. W większych miastach, w których funkcjonowały ogrody zoologiczne, część agresywnych dzikich zwierząt wydostała się na wolność i zanim ktoś zdążył je powstrzymać, rozszarpały kilkaset osób. Największe straty były jednak we wsiach i w małych osadach. Tam ludność nie potrafiła szybko zareagować i zwierzęta zabijały każdego, kto nie zdążył uciec. Po polach i lasach krążyły watahy pozostałych przy życiu psów, wilków, stada kotów, a nawet koni. Zwierzęta miały tylko jedno zadanie: zarażać i zabijać.
Kiedy drugi dzień dobiegał końca, na świecie zostało już niewiele ponad tysiąc żywych osobników różnych ras, z czego mniej niż połowa była zdrowa. Reszta biegała w agresywnym szale, zarażając lub zabijając ludzi. Najlepsi lekarze przebadali zwierzęta pod każdym kątem, sprawdzili również stan zdrowia ich właścicieli i nie znaleźli nic, co mogłoby pomóc stwierdzić, że człowiek może się od nich zarazić. Naukowcy byli pewni, że ludzkość jest bezpieczna.
Wirus miał umrzeć razem z ostatnimi zarażonymi zwierzętami, rozpoczęto więc polowania na zakażone okazy.
Nikt nie spodziewał się, że wirus tylko czekał. Nasiona zaczynały kiełkować, a ludzie byli już zarażeni, tak naprawdę większość była już martwa. Proces przemiany się rozpoczął.
ERYK
Stał pod drzwiami swojej sypialni. Z jednej ręki skapywała mu krew z rany po ugryzieniu, a w drugiej trzymał strzykawkę po środku usypiającym. Zza drzwi słyszał chrapliwy oddech labradorki. Wiedział, że powinien przemyć ranę, ale nie potrafił odejść od drzwi. Pies musiał usłyszeć, jak wchodził do domu i od tego czasu próbował się wydostać z pokoju.
Barbie drapała szaleńczo w drzwi, skomlała i szczekała. Na początku myślał, że wyzdrowiała, że już wszystko jest z nią okej. Kiedy jednak wszedł do sypialni i zobaczył jej oczy, wiedział, że się pomylił. Niestety nie zareagował wystarczająco szybko i zanim zdążył uciec, suka ugryzła go.
Puściła СКАЧАТЬ