Название: Klub niewiernych
Автор: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Эротика, Секс
isbn: 978-83-8147-169-5
isbn:
Ale przeliczyły się, bo Piotr postawił na swoim. Pani Urszula bardzo to odchorowała. Nawet na ślubie i weselu nie potrafiła się powstrzymać przed aplikowaniem toksyn państwu młodym.
Nie zrezygnowała również potem. Ostatnio poszło o dziecko. Piotra to zaskoczyło. Oczekiwał, że matka raczej będzie trzymać kciuki za rozpad jego małżeństwa z nielubianą przez siebie synową niż oczekiwać potomka, który scementuje związek. A oni z Justyną, na razie, do odwołania, dziecka nie planowali i byli co do tego dość zgodni. Pani Urszula nie posiadała się z oburzenia, kiedy jej syn któregoś dnia po prostu jej to zakomunikował. Potem, żeby udobruchać matkę, wycofał się z tego stwierdzenia, łagodząc jego wymowę fałszywą, zupełnie nieprzekonującą zapowiedzią, że już w przyszłym roku będą chcieli zostać rodzicami.
***
A potem trafił się ten cholerny wyjazd służbowy. Po kilku drinkach w hotelowym barze atmosfera się rozluźniła. Patrycja zajmowała pokój na tym samym piętrze co on. Wrócili do siebie, ale chwilę potem usłyszał pukanie do drzwi. Nie chciał, żeby to się tak skończyło, ale nie potrafił się jej oprzeć i okazał słabość.
Seks z żoną bywał lepszy lub gorszy, ale nie było w nim już niczego, co mogłoby go zaskoczyć. Tutaj stała przed nim właściwie obca kobieta, teren nieznany, który pozwalał mu przeżyć przygodę, stać się odkrywcą i zdobywcą jednocześnie. Kobieta zamężna, czego świadomość miała mu pomóc z jednej strony zwalczyć w sobie poczucie winy, z drugiej zaś wydawała się na swój sposób podniecająca.
Patrycja pozwalała mu na wiele, sama czerpała z tego wielką przyjemność, a jednocześnie wykazywała się inicjatywą i… pomysłowością. To, co tego wieczoru odbyło się w jego pokoju, śmiało można uznać za maraton seksualny, z krótkimi przerwami na regenerację. Byli tak wyczerpani, że oboje pogrążyli się w błogim śnie, a rano obudzili się zbyt późno, żeby zdążyć na śniadanie. Spóźnili się także na konferencję, przerywając czyjąś prelekcję. Weszli razem, co nie umknęło uwadze niektórych. Pojawiły się zjadliwe uśmieszki. Na pewno się wtedy zaczerwienił. A trochę później, kiedy profesor Garkiewicz opowiadał o migdałkach, do niego powoli dochodziło, że zdradził żonę i zawiódł jej zaufanie. Obiecał sobie, że to pierwszy i ostatni raz. Że wykasuje Patrycję z telefonu i pamięci.
Jednak obietnicy nie dotrzymał. Znowu zachował się nie tylko nielojalnie, ale i nieprofesjonalnie, tym razem ryzykując jeszcze więcej, bo nawiązał przelotny romans z jedną z pacjentek. Po kilku spotkaniach dała mu do zrozumienia, że to koniec, że chce wrócić do męża, z którym pozostawała wówczas w separacji.
Ten drugi incydent uświadomił mu pewną bolesną prawdę.
– Wiesz – powiedział kiedyś w rozmowie ze swoim serdecznym przyjacielem Staszkiem – to niesprawiedliwe. Ktoś bawi się życiem, posuwa panienki, sięga po używki, a potem, jak już mu się to wszystko znudzi, pobożnieje, zakłada rodzinę, staje się wzorowym mężem i ojcem. I wszyscy przechodzą do porządku dziennego nad jego przeszłością. A ktoś taki jak ja, wychowywany pod kloszem, ciągle przejęty nauką i ocenami, stroniący od złego towarzystwa i złych nawyków, zakłada rodzinę i… nagle uświadamia sobie, że nigdy tak naprawdę nie żył. Że się nie wyszalał. Najpierw wraz z tą świadomością przychodzi przekonanie, że będzie się musiał z tym pogodzić. Że jego czas minął. Ale potem odzywa się w nim przekora buntownika. I zadaje sobie pytanie, czy naprawdę ma się znowu poddać rygorowi? Dlaczego innym było wolno wcześniej, a jemu nie wolno teraz? Gdzie tu równowaga? Tak, prędzej czy później dogania człowieka potrzeba robienia rzeczy, nazwijmy to, poza schematem… Potrzeba, której trzeba ulec – dla zdrowia psychicznego.
No i odezwał się w nim poszukiwacz erotycznych przygód, łowca okazji i koneser kobiecych ciał.
A potem usłyszał o czacie Klub Niewiernych, który szybko stał się jego obsesją.
Wśród podobnych sobie czuł się mniej winny i bardziej anonimowy. A przez to – odważniejszy i bardziej podatny na pokusy.
3. Dominika
Dominika była niepocieszona. Seks był co prawda przedni, jak zwykle, ale coraz bardziej smuciło ją, a może i irytowało to, że tak szybko jest po wszystkim. Piotr skracał czas spędzany u niej, niemal wymykając się do domu. Tak jakby zależało mu tylko na tym, żeby ją zerżnąć i szybko wrócić do żony. Owszem, potrafiła zrozumieć sytuację, wiedziała, że musi być ostrożny, ale ostatnio coraz mniej się nią interesował i dlatego czuła się – poza łóżkiem – odtrącana. Traktował ją coraz bardziej instrumentalnie i był mniej skory do rozmów i zwierzeń. Ograniczał nawet do minimum czas spędzany z nią online. Bywało, że nie odpowiadał na jej SMS-y czy inne wiadomości. A przecież kiedyś, gdy się poznali, wyglądało to zupełnie inaczej. Ich korespondencja była intensywna, gęsta od emocji, przyprawiona czułością i przepełniona wzajemną ciekawością.
Dominika nie potrafiła ułożyć sobie życia. Szkoła, w której pracowała, wysysała z niej większość energii i poddawała nieustannej presji. Rozbestwieni uczniowie, histeryzujący rodzice, koleżanki i koledzy z fałszywym poczuciem misji, dyrekcja ze sprzecznymi wymaganiami. Wszyscy i wszystko zdawało się ją denerwować. Nie mogła odnaleźć spokoju.
Miała parę przyjaciółek, wąskie grono znajomych i potrafiła z nimi miło spędzać czas, ale coraz częściej przyłapywała się na tym, że woli domowe zacisze i internet. W Klubie Niewiernych poznała Kamila i przeżyła z nim wspaniałe chwile. Jednak ostatecznie oboje doszli do przekonania, że Kamil powinien ze względu na dzieci ratować małżeństwo i z wielkim bólem się rozstali. Nie mogła darować sobie tego wyrzeczenia, zwłaszcza potem, kiedy dowiedziała się, że poszło ono na marne, skoro Kamil poszedł w tango z laską młodszą od niej.
Dlatego teraz frustrowało ją, że Piotr, po którym sobie wiele obiecywała, gwałtownie obniża temperaturę ich relacji. Ostatnio deklarował z ostentacją, że nie zamierza porzucać Justyny. Po prostu dzielił czas między żonę i kochankę, którą traktował jako odskocznię. A nadzieja na to, że uda się jej wpłynąć na zmianę jego decyzji, zdawała się być nieuzasadniona.
Włączyła jakieś smuty Lionela Richie. Nalała sobie wina. Wypiła lampkę, potem kolejną.
Jutro nie szła do szkoły, więc mogła zaszaleć. Zapomnieć się.
– Jesteś kretynką – zaśmiała się nagle, mimo że wcale nie było jej do śmiechu.
Zapaliła pachnące świece. Potem napuściła sobie wody do wanny. Na powierzchni unosiła się odświeżająca piana. Zmieniła muzykę na smooth jazz. Chciała się odprężyć, uspokoić skołatane nerwy, a nie płakać.
Ale przez jej głowę przechodziły tylko smutne, czarne myśli. Nawet tak radykalna i dramatyczna, żeby przeciąć sobie żyły i zasnąć na zawsze.
Potem jednak gorzko skonstatowała, że przecież nikt nie będzie po niej płakał, więc jej odejście nie zrobi światu różnicy.
– Weź się w garść, weź się w garść – powtarzała sobie te słowa jak magiczne zaklęcie.
Nie potrafiąc się opanować, СКАЧАТЬ