Latawica. Michał Bałucki
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Latawica - Michał Bałucki страница 2

Название: Latawica

Автор: Michał Bałucki

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Сказки

Серия:

isbn: 978-83-270-0058-3

isbn:

СКАЧАТЬ o tym dłużej.

      Ta lakoniczność, za którą widziałem jakąś tajemnicę, zaostrzyła moją ciekawość. Chciałem jej znowu rzucić pytanie, gdy wtem dała znak woźnicy, aby stanął.

      – To dom Wali. A to jego baba – rzekła wskazując na młodą jeszcze dosyć góralkę, która przed chatą na murawie szyła.

      – No, prowadzę wam tu gościa – rzekła moja przewodniczka, wchodząc w zagrodę. – Za to mi nie pożałujecie z parę dydków, prawda?

      Gaździna (gospodyni) spojrzała wzgardliwie przez ramię na mówiącą i nie przerywając sobie roboty, odrzekła:

      – Ja ta nie pytam (nie żądam) twoich gości: u mnie obie izby zamówione.

      Dziewczyna się odwróciła ku mnie i zbliżając się do wozu, spytała:

      – No, kandyż (gdzież) was wieść teraz?

      Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Niebo już pociemniało; pod drzewami i chałupami już gęsty mrok się rozsiadał, nie chciało mi się włóczyć i tłuc po nocy po wsi, nie mając pewności, czy znajdę jaką wolną izbę.

      Moja przewodniczka zaproponowała mi, abym u nich przenocował, to jutro łatwiej sobie poszukam jakiej uczciwej izby. Namyślałem się. Po tym, co słyszałem przed karczmą na pochwałę Chranczówek, nie bardzo ponętnymi mi się wydawały, szczególniej przy nadchodzącej nocy. Góralka musiała to zmiarkować, bo rzekła:

      – I czegóż się boicie? Ludziska wam nabajali, a wy wierzycie, jak w Ewangelię. A ja wam gadam, że wam tam będzie lepiej jak wszędzie. Zobaczycie. Będziemy was mieli w wielkiej obserwacji, a taniej wam wypadnie jak we wsi.

      Widząc, że się waham, dodała z pewnym oburzeniem:

      – E! Wstydźcie się, boicie się jak stara baba. Ano na Chranczówkach mieszka jakaś imość z dziećmi, a nie boi się, choć nie ma takiego piszczeletu.

      Tu wskazała drwiąco na mój rewolwer, co mi wyglądał zza pasa. Uderzyła w słabą strunę – i choć nie grzeszyłem zbytkiem odwagi, nie chciałem znowu tak publicznie przyznać się do tego i w oczach dziewczyny uchodzić za tchórza najlichszego gatunku. Więc poprawiłem się na siedzeniu i rzekłem niby całkiem spokojnie:

      – Ha, to jedźmy na te Chranczówki. Siadaj!

      – Jedźcie, jedźcie. Ja polecę przodem, pokażę drogę koniowi.

      Ruszyliśmy tedy. Droga była nierówna, koła co chwila uderzały o kamienie, wózek trząsł niemiłosiernie i podskakiwał, że trzeba było trzymać się drabinek obiema rękami, żeby nie wylecieć. Woźnica biegł koło konia, świstał biczem i pogwizdywał, a góralka wyprzedziła wózek, pędząc naprzód; czasami ginęła z oczów wśród zmroku, to znowu zatrzymywała się i podpierała wózek w przykrzejszych miejscach.

      Pomimo że starałem się uchodzić za odważnego, choćby dlatego, żeby nie kompromitować mego rewolweru, jednak muszę się przyznać, że nie bardzo dużo tej odwagi zostało we mnie, skoro minęliśmy wieś i znalazłem się w szczerym polu. Nigdzie koło drogi nie było mieszkań ludzkich, okolica była pusta i niemiła; wśród ciemnych pól bieliły się kamienne łożyska potoków, po których woda z dzikom szumem spadała. Przed nami czernił się las, który wnet nastrojona opowiadaniem górali wyobraźnia różnymi niebezpieczeństwami napełniła. Nawet rożek księżyca, co po granatowym niebie przesuwał się jak łódka koło skał Giewontu, wydawał mi się, jakby się skradał zdradliwie za mną i był w zmowie ze złymi ludźmi z Chranczówki. I ja, co bywało nieraz, przesłałem mu z zaufaniem moje miłosne cierpienia, w tej chwili taiłem się przed nim z brakiem odwagi, w obawie, by mnie nie wydał przed tymi, którzy z tego by skorzystać chcieli.

      Ale jakoś szczęśliwie minęliśmy ów niebezpieczny las; minęliśmy jakąś małą karczemkę, w której już ciemno było, i wyjechaliśmy na otwartsze miejsce. Na tle nieba dojrzałem ciemną postać góralki, stojącą na kupie kamieni.

      – O! patrzcie, tam mieszkamy. Prosto byłoby najbliżej, ale woda za duża, toby się wózek może przefyrtnął. Trzeba jechać na młyn.

      – Jak to, gdzie mieszkacie? Ja tu żadnych mieszkań nie widzę – odezwałem się, usiłując na próżno coś dostrzec w ciemnej przestrzeni przed sobą.

      – Tam – rzekła – o! tam na dole. Nie widzicie światła?

      Spojrzałem na dół i dopiero teraz zobaczyłem tuż prawie pod nogami, ale głęboko w dole, parę światełek.

      – To chyba w kopalni jakiej mieszkacie? Wybuchnęła głośnym śmiechem:

      – Tak wam się widzi po nocy. Zobaczycie jutro. Tu ładniejszy kraj jak tam koło (kościoła. I strach was ominie, jak się za dnia rozpatrzycie u nas.

      I znowu się zaśmiała. Mnie jednak wcale na śmiech się nie zbierało i zły byłem na siebie, że mimo perswazji górali dałem się wywieść w te wertepy odludne. Ale wracać było niepodobieństwem, i w milczeniu poddałem się konieczności.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEASABIAAD/2wBDAAEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQH/2wBDAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQH/wgARCALGAfEDASIAAhEBAxEB/8QAHQABAAEEAwEAAAAAAAAAAAAAAAkDBgcIAQQFAv/EABwBAQACAwEBAQAAAAAAAAAAAAADBwECBgUECP/aAAwDAQACEAMQAAABmOuzu3rnGPtZN3MG8/58bb74/NdR/L6YfL6Ho75aIyg2f2UVPz2aFach8vpHp8voJLo4pc7Y7azWQludtj1kIY9ZCGPWQhj1kIY9ZCGPWQhj1kIY9ZCGPWQhj1kIY9ZCZY9ZCYY9ZCGPWQhj1kIY9ZCGPWQhj1kIY9ZCZY9pZHoERTsN9JP71sq9Y91hX7a/wwxLfHb6n5TpYIYwO7KvE9K1anbRY9D1fKrPkA+eAC4JbYgZXLi726XHNvduAAAAAAAAAAAAAAAAAAAoV6BEkJI5P71sq9Y92M8mWV5/zxZebfli/lynfl9vlg+FT25ZfOli0T33uTvoyscya6Ncd4GL2YejzXk4sZcuffbXzLOccvdj72ZOxxzelhnDbPJwcuBy4ByBwcuOQAAAAAAAAAAABQr0CJISRyf3rZV6x7vj7tiHWxcNaddeiK73+6+hPEUe6/i6hPh+faLdKIvZLovUynrrbFl875WSbattz/l9ulRfL89eQaPLOHXe9JH4PuW7+i7SiCyzkGQbOcExyZK9FnIdhyJR7sdz2JAotzY7V6VCLIynW36j9LFlBhhmfAYAAAAAAAAAAAUK9AiSEkcn962Vese7r1/Mg1iqtT0PP/KNLB8nzgNiddtoOi9fX7wLstPyfhD4/mAZ9wFlP2/SlAtu4re/UdxQ97B3JvTttrJg6SSk1+ompaPk0UxhIpcTMMmcN0soGmGvkrGDSLGYC9PUOQwAAAAAAAAAAAoV6BEkJI5P71sq9Y91Kr86orsfZwwf+WqcDxvPAbV6qbo9d7+v2L80YX8r4A8bzwGacLdj0PrmK6HR979VXNhTNfMc028jCO2xSUxr9qQScdOLyQNnS+R2M+zmZYI1M+YDYksaH5lY2KR+dZmQ0MAAAAAAAAAAKFegRJCSOT+9bKvWPdxzxjOh+rm0mrf5pqYOW8Q+6kslDY/XzYfpfX8bAsn+iX
СКАЧАТЬ