Odyssey One Tom 7 W cieniu zagłady. Evan Currie
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odyssey One Tom 7 W cieniu zagłady - Evan Currie страница 14

Название: Odyssey One Tom 7 W cieniu zagłady

Автор: Evan Currie

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-65661-85-2

isbn:

СКАЧАТЬ Aye, skipper. Kurs obliczony, wprowadzony i potwierdzony.

      – No to gaz do dechy, poruczniku.

      – Przyjąłem, skipper. Przyśpieszam. – Ledwie porucznik odpowiedział, przez „Autolikosa” przetoczył się niski warkot, a załogę wgniotło w fotele. Okręt zaczął przyśpieszać, aby wydostać się poza pole grawitacyjne gwiazdy centralnej układu.

      Kiedy przeciążenie wewnątrz sięgnęło jednego g, ciśnienie trochę zelżało, a włączone systemy masy przeciwnej pozwalały utrzymać odpowiednie warunki. Morgan i reszta załogi mostka rozpięli pasy i wstali, aby się przeciągnąć. Grawitacja na Włóczęgach stanowiła luksus, pojawiający się wyłącznie wtedy, gdy okręt przyśpieszał w drodze do nowego celu. Wszyscy na pokładzie nauczyli się wykorzystywać jak najlepiej takie okazje.

      „Autolikos” nie poleciał w głąb układu, gdy stało się jasne, że zauważone tam zjawiska nie mają żadnej wartości dla misji, więc do punktu tranzycji nie było daleko. Po kilku godzinach przyśpieszenia okręt znowu zacznie swobodny spadek, podczas gdy nawigator dokona ostatnich obliczeń i korekt przed skokiem.

      – Skipper?

      Morgan obrócił się w pasach, które znowu zapiął, i popatrzył na stanowisko detekcji.

      – O co chodzi, chorąży?

      – Impuls tachionowy. Zakodowany. To jeden z naszych, sir – odpowiedziała specjalistka od detekcji i łączności.

      – Wrzuć na moją konsolę – rozkazał Morgan. – Utrzymać tranzycję.

      – Aye, skipper. Utrzymuję tranzycję – potwierdził sternik.

      Morgan otrzymał sygnał na swoją konsolę i przepuścił go przez program deszyfrujący. Zmarszczył brwi.

      – No cóż… – mruknął w zamyśleniu. – To już coś, nie?

      – Co takiego, kapitanie? – Li pochyliła się do niego ze swojego fotela.

      Morgan nie fatygował się z wyjaśnieniami, tylko przerzucił wiadomość na jej konsolę. Gdy czytała, rozejrzał się po mostku. Cała załoga przyglądała mu się wyczekująco.

      – Nowe współrzędne tranzycji – rozkazał. – I nowe zadanie. Zasygnalizować zmianę kursu. Cała załoga w gotowości, gdy tylko przylecimy na miejsce. Rozpocząć przygotowania. Wygląda na to, że zaczynamy bardziej niebezpieczną zabawę, moi drodzy.

      ***

      Na małym, lecz znaczącym obszarze ramienia Galaktyki kilka samotnych okrętów otrzymało identyczne wezwanie i odpowiedziało podobnie jak „Autolikos”. Włóczęgi przerwały bieżące zadania i natychmiast zaczęły opuszczać układy gwiezdne, w których się zatrzymały.

      Operacja Prometeusz została przerwana. Ognie, które skradli bogom, płonęły już w ludzkich rękach i nadszedł czas, aby złodzieje skupili się na śmiertelnikach.

      Okręt Sojuszu Ziemskiego „Autolikos”

      Układ gwiezdny wybrany na punkt zborny nie został nazwany ani przez Terran, ani przez Priminae.

      Oczywiście nie bez powodu. Był to martwy system, bez planet nadających się do życia, jedynie gazowy olbrzym podobny do Jowisza okrążał centralną gwiazdę raz na cztery dni. Gigant znajdował się tak blisko, że grawitacja macierzystego słońca wysysała metan i wodór z jego atmosfery, rozpalając cienkie pasma gazów, gdy ogromna planeta pędziła po ciasnej orbicie.

      W całym układzie nie istniało nic oprócz martwych skał, które nie interesowały nikogo z wyjątkiem kilku astrofizyków na pokładzie. Jajogłowi gorliwie przylgnęli do skanerów okrętu w nadziei, że wykryją coś, co nie tylko filozofom, lecz także kapitanowi Passerowi się nie śniło.

      Zapewne dla kogoś kiedyś będzie to ważne, więc dowódca pozwolił im na obserwacje – na razie skanery nie były potrzebne załodze.

      – Sygnatura skoku tranzycyjnego… Chwileczkę, kapitanie. – Chorąży przy stanowisku detekcji zmarszczyła brwi. – Wiele zbliżających się skoków tranzycyjnych!

      – Na główny ekran. – Morgan zachował spokój. Wiedział o wiele lepiej niż chorąży, co się dzieje.

      – Najbliższy sygnał będzie widoczny za… pół minuty.

      Passer czekał cierpliwie, aż światło z przybyłych okrętów dotrze do detektorów „Autolikosa”. Zgodnie z przewidywaniami kapitana pierwszy z przybyszów wreszcie się pojawił.

      – To „Jesse James”, kapitanie – zameldowała zaraz potem chorąży. – A „Song Jiang” właśnie wysłała sygnał identyfikacyjny… Są tu wszystkie Włóczęgi.

      – Spotkanie po latach – stwierdził Morgan. – Prometeusz właśnie otrzymał nowe zlecenie.

      Okręt Sojuszu Ziemskiego „Boadicea”

      Kapitan Sandra Hyatt popatrzyła na załogę mostka „Boadicei”, gdy „Bellerofont” wynurzył się z korony gwiazdy centralnej układu Ranquil. Para Herosów działała razem pod dowództwem „Odyseusza”, odkąd opuściły suchy dok. Przez ten czas stoczyły kilka bitew i pokonały wiele lat świetlnych, jednak tym razem oba okręty miały lecieć bez swojego towarzysza.

      Hyatt nie rozumiała, jakie problemy może mieć „Odyseusz”. Pogłoski, że okręt gwiezdny został nawiedzony, uznała za kompletny absurd. Jednak bez wątpienia coś się działo. Hyatt widziała, w jakim stanie jest „Odyseusz”, i przeczytała raporty – nic nie wskazywało, żeby jednostka wymagała jeszcze tygodni lub miesięcy napraw.

      Niezależnie od tego, co się działo, komodor i admirał wydali rozkazy, więc Sandra Hyatt nie musiała wiedzieć nic więcej. Na razie „Bo” i „Bell” wciąż miały lecieć razem.

      Kapitan odetchnęła z zadowoleniem – na jej pokładzie wszystko przebiegało jak należy i bez problemów.

      Komandor porucznik Samuels siedziała w „dziurze”, w obniżonej sekcji, gdzie znajdowały się stery okrętu, i poruszała się niemal leniwie, gdy prowadziła „Boadiceę” po wyznaczonym kursie z korony gwiazdy w otwartą przestrzeń. Gdy się patrzyło na sterniczkę, mogłoby się wydawać, że kierowanie okrętem to dziecinna igraszka, a przecież tuż obok leciał „Bellerofont” oraz eskorta Włóczęgów.

      Jak większość pilotów, którzy przejęli stery i nawigację na okrętach klasy Heros, Samuels wcześnie służyła w elitarnej eskadrze Archaniołów. Kapitan Hyatt niejeden raz miała duszę na ramieniu, gdy podczas wcześniejszych misji jej młoda sterniczka zaczynała manewrować ogromnym okrętem jak superszybkim myśliwcem podczas starcia. Jak na razie jednak „Boadicea” wychodziła z tego cało, więc kapitan nie mogła narzekać.

      – Sygnał z „Bella”, ma’am. – Pierwszy oficer, komandor Cedric Simmons, podszedł do Hyatt i stanął po jej lewej stronie. – Poprawki СКАЧАТЬ