Star Force. Tom 4. Podbój. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Force. Tom 4. Podbój - B.V. Larson страница 17

Название: Star Force. Tom 4. Podbój

Автор: B.V. Larson

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-65661-31-9

isbn:

СКАЧАТЬ z resztą fabryk podczas oczekiwania na ruch makrosów?

      – Natychmiast przestawić je na budowę niszczycieli – odparłem.

      Rozdział 9

      Skierowałem Socorro do własnej tajnej bazy pełnej fabryk. Jak powiedział Crow, nie była już jednak taka tajna. Zanim wysiadłem z okrętu, ubrałem się w jeden z kombinezonów bojowych, które zaprojektowałem i których z powodzeniem używałem podczas naszego powrotu na Ziemię.

      Usiedliśmy na jednym z trzech okrągłych lądowisk poza bazą, ochranianą obecnie przez trzydzieści wieżyczek, z których kilkanaście znajdowało się bezpośrednio na szczycie hali z fabrykami. Każda z tych wież uważnie śledziła podejście Socorro. Ustawiłem ich parametry na „superparanoidalne” ze względu na strategiczne znaczenie fabryk, które chroniły. Denerwowałem się podczas podejścia, ale uznałem, że to konieczne. Chociaż rozpoznały okręt i mnie, wiedziałem, że usilnie szukają pretekstu, by mnie strącić z nieba.

      Z lądowiska przeszliśmy przed bramę bazy. Zostaliśmy tam zatrzymani przez marines. Większość stanowili Amerykanie, ale znajdowali się wśród nich także hinduscy ghatakowie. Osobiście wybierałem tych ludzi ze względu na ich lojalność i podejrzliwość. Strażnicy otworzyli nanitową kurtynę i po kilku podchwytliwych pytaniach wpuścili nas do środka.

      – Nie mamy zamiaru dziś z nikim walczyć, co, Kyle? – spytała cierpko Sandra, przypatrując się marines stojącym w kamiennej ciszy.

      – Nie dziś – odpowiedziałem. – O ile makrosy nie wykonają ruchu, cały dzień mam zamiar spędzić na programowaniu.

      – Aha – w głosie Sandry brzmiało rozczarowanie. – Przewidujesz jakieś przerwy?

      Uśmiechnąłem się.

      – Spotkamy się na kolacji. Obiecuję. Nie musisz tu siedzieć i słuchać, jak gadam z maszynami.

      Skrzywiła się.

      – Za dobrze cię znam. Nie chcesz, żebym cię rozpraszała, kiedy będziesz programował.

      Wzruszyłem ramionami.

      – Niestety, programowanie najlepiej wychodzi mi w nabożnym skupieniu i ascezie.

      – Gdyby nie groziła nam wszystkim śmierć, zgłosiłabym sprzeciw, ale tak pozwolę ci pracować w spokoju.

      – Świetnie. Jestem pewien, że znajdziesz sobie jakieś fajne zajęcie.

      – Tak, zamierzam podglądać ptaki.

      Miałem pewność, że przez cały dzień Sandra będzie włóczyć się bezproduktywnie. Jak każdy dowódca, nie znosiłem, kiedy marnowały się talenty. Wpadł mi do głowy pewien pomysł.

      – A może zajmiesz się komunikacją w moim imieniu? Powiesz mi, co się dzieje. Przekażesz pułkownikowi Barrerze meldunek o okrętach Crowa. Powiesz mu także, że dziś maszyny zostaną sprowadzone do Fort Pierre. Powiedz mu, czego ma się spodziewać.

      Sandra zgodziła się z radością i uśmiechnięta poszła do budynku łączności. Patrzyłem za nią i podziwiałem jej kształty. Czy mikroorganizmy w jakiś sposób ulepszyły jej muskulaturę? Nie miałem pewności, ale wydawało mi się, że ostatnio zamieniła kilka kilogramów tłuszczyku na mięśnie. Wydawało się, że nie ma znaczenia, co jadła, jej metabolizm z pewnością został przeprogramowany. Jeśli miałbym natknąć się jeszcze kiedyś na tę rasę mikrobów, byłem im coś winien.

      W budynkach na terenie bazy znajdowały się moje fabryki. Jeśli chodziło o budowę i przeznaczenie, niczym nie różniły się od tych, które posiadał Crow. Przypatrywałem się wieżyczkom z rękami na biodrach, zastanawiając się nad dwoma różnymi podejściami do zagadnień bezpieczeństwa, jakie zastosowałem ja i Jack. Po namyśle to jednak jemu przyznałem palmę pierwszeństwa. Wprowadzenie w błąd zapewniało większe bezpieczeństwo niż uzbrojona ochrona, przynajmniej tak długo, jak zachowana została tajemnica.

      W komorze szóstej nie było nikogo. Rozejrzałem się. Wokół stały palety z zapasem materiałów. Zawsze podkreślałem, że fabryki nie powinny mieć przestojów, a więc nie może zabraknąć im budulca. Teraz, gdy ponownie istniała flota, nasze jednostki wykonywały regularne dostawy, wrzucając materiały do otworu na szczycie. Od wlotów do głównej jednostki prowadziły rury. Wylot znajdował się z boku i miał postać otwierającej się i zamykającej rozety. W tej chwili był zamknięty.

      Usiadłem przy stanowisku programowania i zacząłem konwersację z Jednostką Szóstą. Nakazałem sprzężenie w łańcuch i przerwanie wszelkiej produkcji niezwiązanej bezpośrednio z obronnością. Szkoda, bo maszyny tworzyły właśnie bardzo przydatne podczas pokoju rzeczy. Kiedy nie produkowaliśmy broni, naszym głównym towarem eksportowym był sprzęt medyczny. Po prawie wieku prowadzenia eksperymentów na przedstawicielach naszego gatunku nanity posiadały rozległą wiedzę na temat ludzkiego ciała. Jednostka centralna, zestaw sensorów i trzech ramion wystarczały do przeprowadzenia wszystkich operacji, jakie dotychczas robili ludzie. W połączeniu ze zdolnościami nanitów medycznych mogły uratować wiele istnień ludzkich, których nie potrafiła uleczyć nasza medycyna. Ale te programy na razie musiały iść w odstawkę, skoro na niebie pojawiały się makrosy.

      W ciągu ostatnich kilku tygodni przeglądałem naszą taktykę walki. Elementem, który okazał się szczególnie efektywny, był abordaż. W ostatnich bitwach moi marines działali jak miniaturowe, niezależne okręty. Jednostki makrosów w swej obecnej konstrukcji nie zostały przystosowane do odpierania masowych ataków miniaturowych przeciwników. Zwykle posiadały jedno duże działo w wieżyczce na spodzie. Ich uzbrojenie składało się także ze znacznej liczby wyrzutni rakiet, ale pojedynczy człowiek nie stanowił dla tej broni dobrego celu. Najlepszą obronę przeciw moim marines stanowili ich właśni marines, więksi i skuteczniejsi niż ludzie.

      Przypomniałem sobie grupy abordażowe przeciwnika. Były wysoce rozwinięte. Latając na pojazdach przypominających lawety do przewozu samochodów, wróg mógł dostarczyć desant do samego atakowanego okrętu, gdzie żołnierze odłączali się i walczyli indywidualnie. Prawie udało im się zająć mój okręt przy użyciu tej taktyki.

      Nasze systemy były prymitywne i zawodne w porównaniu z technikami stosowanymi przez makrosy. Wyposażyłem swoich ludzi w lekko opancerzone kombinezony kosmiczne i systemy napędowe, nazywane przez nich deskorolkami. Prawdę mówiąc, bardziej przypominały latające talerze i wymagały dużego poczucia równowagi oraz umiejętności.

      Musiałem to przeprojektować. Potrzebowałem systemu, który mógłby bezpieczniej i skuteczniej dostarczyć marines na pokład przeciwnika. Przydałby się też cięższy pancerz. Chciałem także, aby system funkcjonował w wielu środowiskach, nie tylko w otwartej przestrzeni. Istniały również inne możliwości – marines mogli zostać zmuszeni do lądowania na lądzie, pod wodą, w warunkach podwyższonej grawitacji. Ba, być może okoliczności zmuszą ich do okrążenia jakiejś planety.

      Po zrobieniu kilku szkiców i sprawdzeniu dostępności materiałów gotów byłem do wykonania prototypu.

      – Jednostka Sześć – powiedziałem – zgłoś się.

      – Zgłasza się Jednostka Sześć.

      – СКАЧАТЬ