Hayden War. Tom 7. Nowe otwarcie. Evan Currie
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hayden War. Tom 7. Nowe otwarcie - Evan Currie страница 3

Название: Hayden War. Tom 7. Nowe otwarcie

Автор: Evan Currie

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-65661-49-4

isbn:

СКАЧАТЬ się na myśl o tym, co wilgoć i temperatura zrobią z mundurem galowym, nim mężczyzna wróci na pokład.

      „To człowiek, który zdecydowanie za bardzo przejmuje się pozorami” – pomyślała. Postarała się przybrać neutralny wyraz twarzy.

      – Witam, pułkowniku.

      Stojący przed Sorillą mężczyzna wpatrywał się w nią przez chwilę. Zobaczyła w jego oczach coś, co mogło być zniesmaczeniem, ale nie była tego pewna. W końcu uśmiechnął się i zrobił krok naprzód.

      – Majorze Aida, mam dla pani wiadomość od generała brygady Mattana.

      Sorilla powoli skinęła głową, wiedząc, że musi chodzić o coś więcej. Gdyby to była zwykła wiadomość, zostałaby przesłana do centrali Haydena i przekazana jej, gdy odbierze pocztę. Zasalutowała, po czym przyjęła przesyłkę.

      – Nie widziałam generała od ośmiu lat – stwierdziła. Przyłożyła kartę pamięci do komputera i przeniosła dane. – Czego staruszek chce ode mnie?

      Pułkownik starał się to ukryć, ale wyraźnie zakrztusił się lekko, gdy nazwała Mattana staruszkiem. Nie żeby potrzebowała potwierdzenia, ale reakcja jasno wskazywała, że nie ma do czynienia z pułkownikiem Wojsk Specjalnych. Każdy nazywał tam Mattana staruszkiem, nawet jego sekretarka.

      – Na pewno wszystko jest w wiadomości, majorze.

      Sorilla westchnęła i przesłała plik na swój implant. Na razie tylko przejrzała dane, nie wczytując się w detale. Gdy skończyła, zmarszczyła czoło.

      – Jestem na urlopie, pułkowniku. Uzbierało mi się naprawdę sporo wolnego. Powiedziałabym, że to chyba żart, ale nie wygląda pan na striptizera.

      Tym razem nawet nie ukrywał, że się zakrztusił.

      – Słucham, majorze?

      Sorilla parsknęła, patrząc na ledwie skrywane uśmiechy dwóch stojących za nim żołnierzy.

      – Gdyby staruszek chciał mi zrobić dowcip – wyjaśniła – przysłałby striptizera. Szczerze mówiąc, pułkowniku, nie spełniałby pan standardów. Po cholerę SOLCOM mnie znowu wzywa? Nie jesteśmy już w stanie wojny.

      – Majorze – powiedział pułkownik przez zaciśnięte zęby – jest pani niebezpiecznie blisko niesubordynacji.

      Sorilla roześmiała mu się w twarz.

      „Niebezpiecznie blisko? Otwarcie z niego kpię, a to najlepsze, na co go stać?” – pomyślała.

      Wiedziała, kiedy miała do czynienia z gryzipiórkiem, i pewnie powinna mu odpuścić. To nie była jego wina. Stanowił tylko trybik w maszynie, nie ważniejszy niż ona… a nawet pewnie mniej ważny. W zasadzie uczyniono go chłopcem na posyłki. Co gorsza, zapewne był wyciągniętym sprzed biurka biurokratą, dużo bardziej wrażliwym na punkcie protokołu, niż ona kiedykolwiek była. Nie mówiąc już nawet o jej obecnym nastawieniu.

      Problem w tym, że… naprawdę nie miała nastroju.

      – Pułkowniku – powiedziała spokojnie – po powrocie zamierza pan złożyć skargę na moje zachowanie, prawda? Czy mam panu powiedzieć, co staruszek z nią zrobi? Gdy tylko przestanie się śmiać?

      Stojący przed nią mężczyzna poczerwieniał, Sorilla ujrzała jednak w jego oczach zrozumienie i skinęła głową.

      – Skończmy więc owijać w bawełnę – zaproponowała. – W tej wiadomości nie ma nic o tym, dlaczego SOLCOM albo staruszek chcą mnie z powrotem. Jestem zmęczona, pułkowniku. Już się nawalczyłam. Dlaczego ja?

      – Ja na pewno tego nie wiem – odparł oschle pułkownik.

      – Proszę przekazać staruszkowi, że powiedziałam „cześć” i „nie” – powiedziała Sorilla, wciskając mu pustą już kartę pamięci.

      Cofnął się o krok z wrażenia.

      – Przepraszam, pani major, ale jest pani wzywana…

      – Wsadź pan to sobie. Znam przepisy – odpowiedziała Sorilla. – O ile nie dojdzie do wypowiedzenia wojny, SOLCOM nie może odmówić mi regulaminowego urlopu, szczególnie że psychiatrzy wojskowi uważali, że jestem na krawędzi załamania nerwowego, i zalecali urlop zdrowotny jeszcze przed operacją na Dziecku Boga. Złożyłam już odpowiednie papiery i opuszczę armię na długo przed upłynięciem urlopu. Niech pan powie staruszkowi, że odmówiłam i że ma patrzeć za siebie.

      Przewróciła oczami i odwróciła się.

      – Pani major! – krzyczał, ale ona tylko pokazała mu obelżywy gest, wiedząc, że rozbawi to Mattana, gdy przeczyta o tym w raporcie.

      * * *

      Usłyszała odgłos rakiet lądownika pojazdu, gdy modyfikowała nieco oprogramowanie MOFA, wgrywając im nowy projekt domu, który miały zbudować. Jednostki wydobywcze znalazły złoża żelaza tuż przy powierzchni, co miało się przydać jednostkom produkcyjnym, gdy tylko wyśle urobek do pieca hutniczego. Ale na razie oznaczało to potrzebę przeprojektowania podziemnej części budynku. Dzięki temu miała uzyskać przy okazji więcej miejsca na schron i bunkier.

      Pracowała nadal, uznawszy, że przybysz na nią poczeka. Albo i nie. W zasadzie nie obchodziło jej to zupełnie. Usłyszała odgłos kroków.

      – Cokolwiek sprzedajesz, odpuść sobie – powiedziała. – Nie stać mnie.

      Zaskoczył ją głośny śmiech.

      – To akurat kłamstwo, majorze.

      Sorilla pokręciła głową, odłożyła kontroler MOFA i wyprostowała się.

      – Staruszek – powiedziała, po czym zasalutowała dłużej i z większym szacunkiem niż pułkownikowi, który nawet się nie przedstawił. – Najwyraźniej to coś poważniejszego, niż myślałam, gdy przysłał pan tego biurokratę.

      Generał brygady Mattan uśmiechnął się.

      – Nie wysłałbym go, gdybym pomyślał, że na serio składasz te papiery, Siostro.

      Sorilla uniosła brwi.

      – Dawno mnie tak nikt nie nazywał. Ostatnio chyba kiedy dowodziłam partyzantką tu, na Haydenie.

      – Dla nas zawsze będziesz Siostrą – odparł Mattan, wskazując na składane krzesło, oparte o pobliskie drzewo. – Mogę?

      – Proszę bardzo.

      – Dziękuję. – Rozłożył krzesło i usiadł ze stęknięciem. – Robię się za stary do tej roboty. Też mi terapia przedłużająca życie.

      Roześmiała się.

      – Nie jest pan za stary, generale, tylko za gruby.

      Spojrzał na nią z ukosa, ale westchnął i nie zaprzeczył.

СКАЧАТЬ