Hayden War. Tom 2. Narodziny Walkirii. Evan Currie
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hayden War. Tom 2. Narodziny Walkirii - Evan Currie страница 14

Название: Hayden War. Tom 2. Narodziny Walkirii

Автор: Evan Currie

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-64030-86-4

isbn:

СКАЧАТЬ starają się o pełne członkostwo w SOCOM, a nie tylko o partnerstwo jak dotychczas. Jeśliby do tego doszło, tonaż okrętów, którymi dysponowała Flota, wzrósłby co najmniej o jedną trzecią, co stanowiło dużą różnicę.

      Na razie jednak major tkwił w chińskiej puszce z bandą innych facetów, tak jak on pragnących się rozprostować.

      – Cholera, czy już blisko?

      – Jenks, jeśli jeszcze raz o to zapytasz... – warknął Ton.

      – To co zrobisz? Zawrócisz okręt? – spytał zaczepnie sierżant Michael Jenks.

      – Nie, zmniejszę jego masę o jakieś sto dwadzieścia kilogramów – odparł Ton. – To może zwiększyć jego prędkość. Ale dla ciebie nie będzie to już miało znaczenia.

      Jenks zamilkł, ale za jego plecami chichotał porucznik Crow.

      – Nie wiem, z czego rechoczesz, Crow – powiedział major. – Bo ja, na przykład, całkiem dobrze pamiętam pewną kostkę masła, która ciągle bełkotała coś, zamiast mówić jak człowiek.

      – Od czasu, kiedy przyjąłeś impuls przeznaczony dla mnie, a sierżant skopała mi za to dupę, dorosłem. Swoją drogą, fajnie móc znów z tobą pracować. Nie mieliśmy czasu pogadać, zanim zapakowali nas do tej puszki.

      – To prawda. Słyszałem, że twój zespół miał ostatnio niezłą jazdę?

      Crow potrząsnął głową.

      – Byliśmy na „Hoodzie”, kiedy został przecięty na pół. Większość z nas przeżyła, niestety, skiper się nie udało.

      Ton czytał meldunki. To była paskudna sytuacja, ale fakt, że tak wielu osobom udało się uratować, był najlepszym świadectwem kunsztu kapitan MacKay i jej załogi. Miał tylko nadzieję, że w czasie tej podróży nikt nie będzie zmuszony udowadniać swojej biegłości. To nie wyglądało zabawnie.

      USS „Terra”

      System Hayden

      – Task Force na pozycjach, sir.

      – Dziękuję, kapitanie – powiedział Fairbairn, nie podnosząc wzroku. – Mamy ETA dla floty przeciwnika?

      – Czterdzieści godzin, panie admirale.

      Fairbairn kiwnął głową.

      – Jak przypuszczam, nie mamy wiele więcej do roboty prócz czekania.

      – Ma pan rację, sir – odparł Pierce. – Odwołałem alarm na okrętach. Niech ludzie zjedzą coś i odpoczną przed akcją.

      – Bardzo dobrze, kapitanie, proszę go wprowadzić ponownie za trzydzieści pięć godzin.

      – Aye, si...

      Dźwięk alarmu przerwał kapitanowi, który natychmiast odwrócił się, by sprawdzić, o co chodzi.

      – Kapitanie?

      – Alarm grawitacyjny. Coś przechodzi przez punkt skoku.

      Fairbairn poderwał się, zapominając o dokumentach, które miał na biurku.

      – Czy to oni tak przyspieszyli?

      – Niemożliwe, nie ma szans, aby ucięli tyle czasu na tranzycie, sir. To prawdopodobnie kolejna wiadomość z „Sadlera” – spokojnym tonem powiedział Pierce Richmond, idąc w stronę mostka. Dyskretnie uruchomił interkom i wydał cichy rozkaz: – Tu kapitan, wprowadźcie ponownie alarm bojowy.

      – Aye, kapitanie. Wprowadzam alarm bojowy.

      Syrena odezwała się innym tonem, a Pierce szedł szybko korytarzem, z trudem powstrzymując się od biegu. Na mostek dotarł dwadzieścia sekund później. Poprawił mundur.

      – Mówcie.

      – Mamy namiar na sondę, sir.

      Pierce odetchnął z ulgą.

      – Żadnych innych sygnałów?

      – Nie, sir.

      – Doskonale. Odwołać alarm.

      – Tak jest. Odwołuję alarm.

      – Ściągnijcie dane z sondy i wszystko, co ma priorytet trzy i powyżej, wyślijcie od razu na mój pulpit.

      – Aye, kapitanie.

      ***

      Ostatnie chwile „Sadlera” odtwarzane były ponownie, a admirał wpatrywał się w ekran, strzelając bezwiednie kostkami palców.

      – Mamy ich liczbę? – spytał w końcu.

      – Co najmniej osiemdziesiąt dodatkowych jednostek, sir – powiedział Pierce. – Z czterdziestoma pięcioma mieliśmy jakieś szanse, organizując zasadzkę. Ale teraz? Nawet jeśli sam Bóg będzie rzucał kośćmi...

      Fairbairn pokiwał w zamyśleniu głową, choć ledwie słyszał odpowiedź. Sam wiedział, że przeciw takiej sile Task Force Siedem nie ma szans. Był jedynie zaszokowany faktem, że przeciwnik posiadał tyle jednostek zdolnych do przerzutu na taką odległość. Logistyka związana z przerzutem TF7 do Haydena przyprawiała o zawrót głowy, całe przedsięwzięcie byłoby niewykonalne, gdyby nie możliwość uzupełniania niektórych zapasów na miejscu.

      To była siła kilkukrotnie większa i przebywała zdecydowanie dalej od domu niż oni. Okręty ludzkie sprawdziły przestrzeń w promieniu kilkunastu skoków i nie znalazły śladu cywilizacji. A to znaczyło, że te istoty wysłały swoją flotę dalej, niż ludzie mogli w ogóle brać to pod uwagę.

      – Kapitanie, myślę, że powinniśmy wyprowadzić na zewnątrz generatory impulsu.

      Richmond przymknął oczy.

      – Tak, sir.

      – Proszę nakazać „Kanadzie” mobilizację i przygotować nas do skoku – powiedział admirał. – Za dziesięć minut przekraczamy punkt.

      – Aye, aye, admirale. – Pierce skrzywił się, ale nie dyskutował.

      – Wyślę rozkazy pozostałym okrętom.

      – Z całym szacunkiem, panie admirale – pokręcił głową kapitan – ale zdecydowanie rekomenduję przeniesienie dowodzenia na „Amerykę”.

      – Nie zamierzam uciekać od swoich obowiązków, kapitanie – warknął Fairbairn.

      – Sugeruję, aby pan pozostał i je wykonywał, admirale – odparł Pierce z kamienną twarzą. – Nie ma pan nic do roboty z „Terrą” i „Kanadą” po drugiej stronie, a tu jest jej mnóstwo.

      Jacob mruknął coś pod nosem.

      – Ale ja chcę tu zostać... – W końcu СКАЧАТЬ