Na szczycie. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Na szczycie - K.N. Haner страница 10

Название: Na szczycie

Автор: K.N. Haner

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-7942-511-2

isbn:

СКАЧАТЬ Na wypadek nagłego spadku cukru albo trzęsienia ziemi… Albo innego armagedonu. Znalazłam paczkę ciastek z galaretką w czekoladzie i opakowanie ptasiego mleczka. To powinno wystarczyć. Wyciągnęłam je i spojrzałam na drzwi, w których oparty o framugę, z seksownie skrzyżowanymi nogami w kostkach i dłońmi na piersi stoi Sed. Wpatruje się w mój wypięty tyłek.

      – Znalazłam! – pokazałam mu dwa opakowania słodyczy.

      – Szkoda, że tak szybko – zamruczał, aż odbiło się to echem w moim podbrzuszu. Przełknęłam ślinę.

      – Mogę poszukać czegoś jeszcze – wypaliłam, a on uśmiechnął się szeroko i dopiero teraz zauważyłam, że ma kolczyk w języku. O rany! Prawie umarłam na podłodze własnej sypialni.

      – Mogę ci pomóc – nawet nie wiem kiedy, a znalazł się obok mnie, na kolanach i zajrzał pod moje łóżko. A tu taki syf! Mnóstwo kurzu, reszek jedzenia, moje majtki! Oczywiście chwycił je w pierwszej kolejności. Modliłam się, by to nie były te, które zakładam, gdy mam okres, tak zwane babciochy. Wielkie, okropne gacie, w których jest najwygodniej, gdy ma się okres. Faceci tego nigdy nie zrozumieją.

      – Mój Boże, zostaw to! – chciałam mu je wyrwać, ale przyglądał się uważnie i mi nie pozwolił.

      – Ładne, co robią pod łóżkiem? – rozciągnął cieniutkie paseczki na palcach. Uf! To na szczęście stringi, różowe stringi, koronkowe i nawet świeże… Dzięki ci, Boże!

      – Kurzą się… – trącił delikatnie moje ramię.

      – Złośnica z ciebie.

      – Po prostu mi je oddaj, to dość intymna część garderoby.

      – Więc raczej powinna znajdować się w szufladzie, a nie pod łóżkiem.

      – Oddaj! – wyrwałam mu je i rzuciłam w kąt.

      – Masz takich więcej?

      – Nie twoja sprawa – wstałam i kopnęłam pudełka ze słodkościami z powrotem pod łóżko.

      – Miałem na nie ochotę – powiedział, wyciągając ptasie mleczko.

      – Nie ma. Będziesz pił gorzką! – wyrwałam mu z ręki i rzuciłam na łóżko.

      – Na pewno będziesz pasowała, nie dasz sobie wejść na głowę.

      I do łóżka, pomyślałam.

      – Świetnie, jeśli to jakiś test i właśnie go zaliczyłam, to możesz już iść.

      – Wyganiasz mnie? – zrobił taką minę, że miałam ochotę znowu parsknąć śmiechem.

      – Tak trochę, nie chcę być niemiła.

      – To niegrzeczne.

      – Kto mówił, że jestem grzeczna? – celowo przygryzłam wargę i wróciłam do kuchni. Sed przyszedł po chwili z otwartym pudełkiem, zajadając się jednym.

      – Myślałem, że już ich nie produkują – powiedział, wkładając do ust ptasie mleczko o smaku wiśniowym.

      – Znam jeden sklep, w którym można je dostać. To moje ulubione, mam ogromny zapas – wyszczerzyłam się, zdradzając tajemnicę, o której nie wie nawet Trey.

      – Już cię uwielbiam! – podszedł zadowolony i podsunął mi jedno pod nos.

      – Nie powinnam – pociągnęłam nosem i spojrzałam na cudowny kawałek czekolady z wiśniowym nadzieniem.

      – Daj spokój! No już – prawie wepchnął mi je w usta. O rany! Jestem na diecie od wczoraj, a czuję się, jakbym nie jadła czekolady całą wieczność.

      – Jestem od tego uzależniona – zamknęłam oczy, rozkoszując się smakiem.

      – Tylko od tego?

      Pokiwałam głową, nie otwierając oczu.

      – To dobrze, nie będą cię kusić różne głupoty w trasie – dodał.

      – A to już ustalone, że jadę z wami? – uniosłam brew.

      – A nie?

      – Trey…

      – No jestem, Reb, co tam? – i w tym momencie właśnie wszedł do kuchni. Cały spocony, w dresie, pewnie biegał. Jak on się do tego motywuje? Ja nie zrobię nawet przysiadu. – Kto to? – pokazał dłonią na Seda.

      – Sedrick Mills.

      Trey otworzył szeroko oczy i przyglądał mu się przez chwilę.

      – Trey Mallroy – przywitał się uściskiem dłoni. – Sorry, że pytam, ale czy ty jesteś tym Sedrickiem Millsem? – dodał.

      – Tak, to ja.

      – Co robisz w naszym mieszkaniu? – prawie pisnął.

      – Przyszedłem do Rebeki, a raczej do Reb – spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

      – Mała, co tu jest grane? Co menadżer Sweet Bad Sinful robi w naszej kuchni, zajadając twoje ptasie mleczko i popijając herbatkę?

      – No to, co powiedziałeś: wyjada moje ptasie mleczko i pije herbatę – odpowiedziałam, wzruszając ramionami.

      – Wyrwałaś go gdzieś? – Trey chyba nie wierzy w to, co widzi. Wygląda komicznie z tą swoją zakłopotaną miną.

      – Poznaliśmy się w klubie, w którym Rebeka tańczy – odpowiedział Sed.

      – Tańczyłam…

      – Zwolniłaś się? – zapytał poważnie.

      – Suzanne mnie zwolniła.

      – Za co?

      – Za całokształt. Trey, to długa historia, pogadamy później?

      – Twoja matka do mnie dzwoniła, z pretensjami, że nie chcesz jej wysłać pieniędzy.

      – Bo nie mam, nie zapłaciła mi.

      Obaj spojrzeli na mnie dziwnie.

      – Suka! – Trey warknął i zacisnął pięści.

      – Mam ją gdzieś.

      – Z czego teraz będziesz żyła? Wiesz, że nie mogę ci pożyczyć nawet dolca, jest koniec miesiąca – spojrzał skrępowany na Seda.

      – Poradzę sobie, poradzimy sobie razem – posłałam mu swój najsłodszy uśmiech.

      – Coś kombinujesz, nie podoba mi się to.

      – Trey, jestem СКАЧАТЬ