Nigdy nie mówię nigdy. Marta W. Staniszewska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nigdy nie mówię nigdy - Marta W. Staniszewska страница 2

Название: Nigdy nie mówię nigdy

Автор: Marta W. Staniszewska

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 978-83-8119-289-7

isbn:

СКАЧАТЬ widok – mruknął, gładząc moje plecy przez jedwabną koszulę i sunąc dłońmi w górę, potem po bokach, aż dotarł do piersi. Ścisnął je zachłannie i jednym ruchem wbił mnie na siebie, aż warknęłam z rozkoszy. Trzymając mnie wciąż za piersi i drażniąc kciukami odsłonięte sutki, wdzierał się we mnie i drążył drogę, by doprowadzić mnie na szczyt. Lubił to tak bardzo, że nie mogłam oprzeć się, by mu odrobinę nie pomóc, zwłaszcza że czułam, jak sam z trudem balansuje na granicy. Sięgnęłam palcami łechtaczki, ale minęłam ją, by przez moment pobawić się jego jądrami. Ponownie podniecony syk.

      Czas zająć się sobą.

      – Po to tu właściwie jesteś, Samantho – pomyślałam. – Nie dla jego, ale dla swojej przyjemności. Jego wytrysk to tylko skutek uboczny. Miły, ale w gruncie rzeczy równie zbędny, jak pasy bezpieczeństwa w spadającym samolocie.

      Zagarnęłam opuszkami wilgoć ze złączenia moich ud i wtarłam ją we wrażliwy splot, po czym chwyciłam swoją nabrzmiałą łechtaczkę i kręciłam wokół niej palcem i kciukiem, tak jak tylko ja to potrafiłam.

      – Mmmm, dokładnie tak – zamruczałam, zachęcając mężczyznę za moimi plecami do wytężonej pracy i pieszcząc się z coraz większą intensywnością, a mój oddech przyspieszył niczym lokomotywa. Jego penis twardniał i wiercił, moje palce raz na mnie, raz na nim. Oparłam czoło o jedną z półek, kolana pode mną zadrżały, ale on stanowczo przytrzymał mnie dłonią za biodro.

      Gdy poczułam, że spada z krawędzi, ja także doszłam, jęcząc cicho w swoje przedramię. On wykrzyczał swoją namiętność, wtulony twarzą w moje plecy.

      Słyszałam, że zagryza wargi, aby być ciszej, ale jakie to miało znaczenie, skoro oboje byliśmy świadomi faktu, iż i tak wszyscy w firmie wiedzą, że się pieprzymy. Każdego dnia, odkąd pierwszy raz postawił swoją stopę na moim terytorium. Tego dnia wiedziałam, że będzie mój. I on chyba też to wiedział. Był nieco przestraszony, ale jego niepewność szybko przykryło niezaspokojenie moim ciałem.

      Opadł na mnie, oddychając ciężko w moje plecy. Pomyślałam, że po tym, co właśnie zrobił, zasługuje jeszcze na kilka sekund w moim ciepłym wnętrzu, więc nie spieszyłam się tak jak zwykle. Po chwili z trudem wyprostowałam się, a on wyślizgnął się ze mnie. Nałożyłam majtki i obciągnęłam spódnicę w dół. Wygładziłam ubranie, poprawiłam fryzurę palcami, sprawdzając w małym lusterku na ścianie, czy wszystko jest na swoim miejscu. Odbicie w lustrze przedstawiało obraz „kobiety po pieprzeniu”. Bo niby co innego miałby przedstawiać. Zwichrzone włosy w kontrolowanym nieładzie, zaróżowione usta i policzki, błyszczące oczy, zaczerwieniony dekolt. Widoczne nawet przez bluzkę, opuchnięte i twarde suki.

      Odwróciłam się i spostrzegłam, że mój kochanek nawet jeszcze nie ściągnął prezerwatywy, nie mówiąc o podciągnięciu w górę spodni. Zapatrzony we mnie, oczy zeszklone żądzą, usta ułożone w uroczy, niewinny uśmiech. Lubiłam tego chłopaka, naprawdę! Poza ładną buzią, niezłym ciałem i twardym fiutem, zaskakująco charakteryzował go również całkiem bystry umysł i pracowitość, a to ceniłam w swoich podwładnych. Szybko awansowałam go na szefa działu i nie była to wyłącznie zasługa jego łóżkowych wyczynów. Podejrzewałam, że od jakiegoś czasu dla niego to, co nas łączyło, było czymś ważniejszym niż tylko seks, ale ode mnie nie mógł otrzymać nic więcej.

      Podeszłam do niego i z czułością położyłam dłoń na jego policzku.

      – Nieźle, Ethan – pochwaliłam go, a on wyszczerzył szeroko zęby, wyraźnie dumy z siebie. – Naprawdę się spisałeś.

      – To też twoja zasługa, twoje ciało działa na mnie jak viagra. Staje mi na samą myśl o tobie.

      – Dobrana z nas para. – Uśmiechnęłam się na jego sprośny komplement.

      – Tak, to prawda – przytaknął zadowolony. – Może zatem moglibyśmy spotkać się po pracy na jakiegoś drinka lub kawę… – Przerwałam mu, kładąc palec na jego ustach.

      – Znasz zasady. Nie umawiam się z pracownikami i klientami.

      Zmrużył oczy, a jego usta zamieniły się w cienką linię.

      – Ale nie masz oporów, żeby się z nimi pieprzyć! – syknął wściekły i rozżalony.

      – Kochanie… – szepnęłam i złożyłam krótki pocałunek na jego policzku. – Pieprzę wyłącznie ciebie – dodałam, wypowiadając te słowa tuż koło jego twarzy i zagryzłam zęby na płatku jego ucha. Okłamałam go i nie czułam się z tym dobrze, ale tak było lepiej.

      – Sam, ja… – zawahał się i zamknął mocno powieki, jakby tamował ból lub łzy. – Sam, pozwól mi się do ciebie zbliżyć, daj mi szansę na więcej.

      W jego głosie słyszałam pierwotną, niezaspokojoną potrzebę. Musiałam ją jakoś szybko uciszyć. Zamknąć jego usta tak, aby nie powiedział czegoś, z czego trudno będzie się wyplątać.

      Chwyciłam jego głowę i przyciągnęłam do siebie, całując go z pasją, tak jakby od tego pocałunku zależało moje życie.

      Poczułam, że jego opór i złość oddalają się równie szybko, jak się pojawiły.

      – Wiesz, że jesteś cudownym chłopakiem, Ethan, ale dziś nie mogę obiecać ci nic poza moim ciałem.

      – Uwielbiam twoje ciało – mruknął, a kokieteryjny wyraz zadowolenia zagościł na jego ustach.

      Udało się, kryzys miłosny zażegnany.

      – Do zobaczenia na jutrzejszym zebraniu – szepnęłam w jego usta.

      – Do zobaczenia, szefowo…

      Uśmiechnęłam się z wdzięcznością.

      – Bardzo lubię, gdy mnie tak nazywasz. – Puściłam do niego oczko. – Ubieraj się, bo cię ktoś nakryje – powiedziałam, teatralnie wybałuszając oczy i rozglądając się dokoła, po czym, ku jego zaskoczeniu, opuściłam archiwum, zostawiając go samego, ze spodniami spuszczonymi do kostek.

      Rozdział 2

      Na korytarzu nie było żywej duszy. Większość pracowników mojej firmy opuściło swoje miejsca pracy i udało się do pobliskich kafejek i barów na lunch. Ja rzadko jadałam w godzinach pracy. Szkoda mi było na to czasu, wolałam w wolnej chwili chwycić kawę i croissanta, niż rezygnować z numerku z Ethanem. Poza tym w przeciwieństwie do innych pracowników tej firmy mogłam wyskoczyć na lunch w dowolnym momencie dnia, dowolnie często i na dowolnie długo, jeśli tylko bym tego potrzebowała.

      Dobrze jest być szefem – pomyślałam.

      Przeszłam krótkim korytarzem, potem w górę po schodach na parter i stamtąd klatką schodową dalej na drugie piętro, gdzie znajdował się mój gabinet. Mogłam wybrać windę, ale wolałam pieszą wycieczkę w górę. Nie lubiłam wind – rozleniwiały. Poza tym miałam małą tajemnicę… od dziecka bałam się małych zamkniętych pomieszczeń, wiszących na cienkiej stalowej СКАЧАТЬ