Przystanek w Madrycie. Ким Лоренс
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przystanek w Madrycie - Ким Лоренс страница 5

Название: Przystanek w Madrycie

Автор: Ким Лоренс

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-238-9810-8

isbn:

СКАЧАТЬ Zaczekam – odparła Rosanna.

      Emilio delikatnie położył rękę na plecach Megan, a gdy spojrzała na niego z furią w oczach, szepnął jej prosto w ucho, że godzi się na jej cenę.

      Megan zarumieniła się na to i wypaliła:

      – Przecież wiesz, że nie mówiłam poważnie.

      – Zatem nie powinnaś składać niepoważnych propozycji. Przepraszam, Rosanno, zachowujemy się niestosownie.

      Oburzona Megan milczała, nie wiedząc, co powiedzieć.

      – W porządku. Jakie macie plany? Romantyczny weekend we dwoje za granicą?

      – Nie jesteśmy razem – zaprotestowała Megan poniewczasie.

      Niezrażony tym Emilio pomasował czułym gestem jej napięty kark, po czym lekko uniósł kciukiem brodę.

      – Jesteś dziwnie zdenerwowana, querida – zauważył z troską. – Cała drżysz.

      – No właśnie, ciekawa jestem dlaczego – odparowała.

      Ta ironiczna odpowiedź pobudziła go do wybuchu śmiechu. Jego ręka zsunęła się z pleców na jędrny pośladek Megan. Intymna poufałość tego gestu wyzwoliła w niej falę dzikiego pożądania.

      – Megan zamierzała dziś wracać do domu, ale wszystko wskazuje na to, że zostanie ze mną trochę dłużej.

      – A to pech – bąknęła Rosanna ze współczuciem.

      – Dla mnie szczęście – odparł Emilio z uśmieszkiem.

      – Czy wy dwoje od dawna się znacie…?

      – Nie… my nie… On żartuje – jąkała nieporadnie Megan. Na twarzy Rosanny malowało się coraz większe rozbawienie.

      – Jesteśmy parą dobrych przyjaciół – Emilio przyszedł jej na ratunek, lecz jego ton wskazywał, że to tylko słowa.

      Megan chciała zaprzeczyć, ale położył palec na jej ustach i niskim zmysłowym głosem poprosił, by się uspokoiła.

      – Rosanna rozumie i nie powie nikomu – dodał, odgarniając jej z twarzy kosmyk włosów.

      Megan przełknęła z trudem, walcząc o zachowanie pozorów spokoju i opanowania. Serce waliło jej jak młotem. Wpatrywała się w Emilia jak zaczarowana. Nie zabrał ręki, lecz musnął płatek jej ucha, jakby podziwiał bursztynowe kolczyki w złotej oprawie. Czarne oczy ocienione gęstymi rzęsami wpatrzyły się w zagłębienie, gdzie pod porcelanową skórą wyraźnie drgał jej przyspieszony puls.

      Resztki poczucia winy z powodu wykorzystania tej sytuacji bez grama skrupułów już dawno się ulotniły. Długo na to czekał, ale Megan Armstrong miała w końcu należeć do niego. Zamierzał zapomnieć o wszystkich mężczyznach, z którymi była przed nim, i rozkoszować się każdą spędzoną z nią chwilą.

      Niemal jej nie dotykał, ale sama możliwość kontaktu sprawiała, że Megan drżała jak osika. Zastygła, przestraszona bezmiarem żądzy, jaka ją opanowała.

      Spuściła wzrok i powtarzała sobie w duchu, że niedługo będzie się z tego wszystkiego śmiała.

      – Podobają mi się – powiedział Emilio, muskając delikatną skórę za jej uchem. Kobiece czasopisma nie kłamały, to była sfera erogenna, uświadomiła sobie w przypływie paniki. Musiała się szybko ratować.

      Zamierzała odsunąć jego dłoń, ale zamiast tego splotła z nim palce.

      – Należały do mojej mamy.

      Nieoczekiwanie jej oczy napełniły się łzami. Nie posiadała zbyt wielu pamiątek po matce; oprócz kolczyków jedynie zegarek i zniszczoną, niewyraźną fotografię, którą nosiła zawsze w portfelu. Przedstawiała mamę z maleńką Megan w ramionach.

      – Pasują do koloru twoich złotych oczu. Czy twoja mama miała takie same? – Dźwięk jego głosu opływał ją jak ciepły miód.

      Zainteresowanie Emilia nie może być szczere, powtarzała sobie. To tylko gra na użytek Rosanny, podobnie jak pocałunki.

      – Tak… jestem do niej podobna.

      – W takim razie była piękną kobietą.

      Twarz Emilia wyrażała szczerość, ale przecież można było mu ufać podobnie jak politykowi ubiegającemu się o reelekcję. Nie wolno jej o tym zapominać.

      – Miło mi było cię zobaczyć, ale jestem już naprawdę spóźniona – zwróciła się do Rosanny.

      – Mnie także było miło, Megan. Philip często o tobie wspomina.

      – Masz kontakty z Philipem?

      Na twarzy Rosanny pojawił się wyraz skonsternowania. Zanim zdążyła odpowiedzieć, Emilio włączył się zdecydowanie.

      – Przykro mi, moje panie, ale dlatego właśnie dochodzi do opóźnień – rzekł, postukując znacząco w tarczę zegarka. – Za dużo mówicie. – Cmoknął Rosannę w policzek i pociągnął Megan za sobą w stronę wyjścia.

      – Co ty wyprawiasz? – syknęła, usiłując mu się wyrwać.

      – Ratuję cię z niezręcznej sytuacji.

      Zdołała się uwolnić dopiero wtedy, gdy wyszli przed zatłoczony terminal.

      – Którą sam stworzyłeś. Do widzenia.

      Przyglądał jej się przez chwilę, po czym rzekł, wzdychając:

      – Posłuchaj, możemy tu stać i jeszcze długo debatować, ale prawda jest taka, że powinnaś skorzystać z propozycji podwiezienia cię do miasta, bo alternatywą jest wielogodzinne oczekiwanie na taksówkę. – Wskazał wijące się kolejki przed pustymi stanowiskami. – Wierzę, że jesteś osobą praktyczną. A ponadto obiecałem twojemu ojcu, że się tobą zajmę.

      – I zawsze dotrzymujesz słowa?

      – Boli mnie, że zdajesz się w to wątpić. – Umilkł, obserwując, jak Megan walczy ze sobą. – Rzecz jasna, jeżeli z jakiejś przyczyny obawiasz się wsiąść do mojego samochodu, to… – zawiesił głos.

      – Co za bzdura – wypaliła, unosząc wojowniczo podbródek.

      ROZDZIAŁ CZWARTY

      Zła na siebie, że pozwoliła mu się wmanewrować w podwiezienie, bo nawet dziecko przejrzałoby jego taktykę, siedziała w zaciętym milczeniu, podczas gdy Emilio z trudem przedzierał się przez korki w okolicy lotniska.

      – Należą mi się przeprosiny – odezwała się nagle.

      – Tak? A za co? – spytał ze szczerym zaciekawieniem.

      – СКАЧАТЬ