Название: Belgravia Szpieg we własnych szeregach - odcinek 6
Автор: Julian Fellowes
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-65586-13-1
isbn:
Ale Charles jeszcze nie skończył.
– Łącznie z tym, co i pan dołożył, mam wystarczająco, żeby w całości spłacić kredyt, sfinansować nowe krosna, wyposażyć fabrykę w nowe narzędzia i w ogóle poprawić wydajność. Mogę też zaplanować podróż do Indii, zorganizować dostawy surowej bawełny, zatrudnić tam agenta, a potem już tylko siedzieć i patrzeć, jak nasza produkcja wysuwa się na czoło przemysłu. Oczywiście żartuję, bo ani mi się śni siedzieć… – dodał ze śmiechem.
– Oczywiście. – James sklął się w duchu, że od początku nie sfinansował sam całego przedsięwzięcia, tak żeby nie dopuścić do interwencji hrabiny. Mógł sobie na to z łatwością pozwolić, tylko nie chciał, żeby Charlesowi wszystko szło zbyt gładko, niechby chłopak nauczył się czegoś o interesach w nowoczesnym świecie. Teraz miał chęć kopnąć się za to w kostkę, bo po raz kolejny lady Brockenhurst udało się wtargnąć w jego życie. Odkąd poznała prawdę, nic jej już nie powstrzyma. Czemu, ach, czemu Anna musiała jej powiedzieć? Ale nawet zadając sobie to pytanie po raz tysięczny, rozumiał, że z tej drogi nie ma odwrotu i lada chwila wszystko się zawali. – No dobrze, przyznaję, że trochę mnie pan zaskoczył. Kiedy tamtego wieczoru usłyszałem o zamiarach hrabiny, zadałem sobie pytanie, jak to jest możliwe, i nawet wątpiłem, czy dotrzyma słowa. A jednak dotrzymała. Myliłem się i szczerze mnie to cieszy.
Charles energicznie mu przytakiwał.
– Zamierzam najpierw zgromadzić tyle surowej bawełny, żeby starczyło na roczną produkcję. Następnie popłynę do Indii i dołożę ostatni element do tej układanki. I wtedy uznam, że wszystko jest załatwione.
– Tak, załatwione… I wciąż nie ma pan pojęcia, skąd u lady Brockenhurst to zainteresowanie? Nigdy nie napomknęła, czemu chce panu pomóc? To takie dziwne…
– Ma pan rację. – Charles kręcił głową z niedowierzaniem. – Ona naprawdę mnie lubi i popiera, cokolwiek to znaczy. Zaprasza do domu. Ale nigdy nie wspomina, skąd w ogóle dowiedziała się o moim istnieniu.
– No cóż… Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
– Tak. Kiedyś z pewnością dowiem się prawdy. Powiedziała, że przypominam jej kogoś, kogo bardzo lubiła, lecz to chyba nie może być prawdziwy powód? – Charles uniósł brwi na samą myśl.
– Nie, raczej nie. Musi być w tym coś więcej.
Ależ ja umiem kłamać, myślał James. Nigdy bym nie podejrzewał, że mogę komuś patrzeć prosto w oczy i łgać z taką łatwością, z jaką składam podpis. Z każdym dniem dowiadujemy się o sobie czegoś nowego.
Odruchowo wziął z biurka list i go otworzył. Rzeczywiście była to odpowiedź od Edwarda Magratha. James przebiegł wzrokiem pierwsze akapity, by zatrzymać się na ostatnim: „Z wielką przyjemnością przyjmujemy Pana do klubu Athenaeum”. Uśmiechnął się ironicznie, ciekaw, jak długo potrwa, zanim poproszą go o rezygnację.
– Dobre wieści? – zainteresował się Charles, który obserwował go ze swojego miejsca przed kominkiem.
– Zapisałem się do Athenaeum – oznajmił James, rzucając list na biurko.
Co za ironia losu… Ledwie zdążył przeobrazić się w „swojego” czy przynajmniej kogoś w tym rodzaju, a tu zaraz wszystko się z hukiem zawali. Caroline Brockenhurst nigdy nie dotrzyma słowa, a jeśli nawet, ludzie i tak odgadną prawdę. Najpierw oczywiście zawiadomi męża, aby uzyskać zgodę na inwestycje…
Tak się jednak składało, że akurat w tym James gruntownie się mylił. Hrabina musiała tylko powiedzieć mężowi, że chce wesprzeć młodego Pope’a, a lord Brockenhurst, jak zawsze, uznał, że żona najlepiej pokieruje ich interesami. Natomiast Trenchard słusznie przypuszczał, że gdy tylko sekret wyjdzie na jaw, w ciągu jednego dnia znajdzie się na językach całego Londynu. Wtedy Sophia zostanie okrzyknięta dziwką, a on, James Trenchard – ojcem ladacznicy. I tak współczucie Anny dla hrabiny skończy się zgubą Trenchardów.
Świadom wiszącego nad głową miecza Damoklesa James zdecydował, że skoro jego szczęście i tak długo nie potrwa, mógłby równie dobrze wycisnąć je do ostatniej kropli. Dlatego zaprosił Charlesa na uroczysty lunch w swoim nowym klubie i po chwili obaj wyszli na zalaną słońcem ulicę. Siedząc obok wnuka we własnym powozie z Quirkiem na koźle w drodze na Pall Mall, nie mógł oprzeć się myśli, że to chyba jeden z najszczęśliwszych dni w jego życiu. Oto z synem Sophii u boku przekroczy za chwilę próg szacownej siedziby najelegantszego klubu, do jakiego kiedykolwiek będzie miał szansę należeć. Już sama świadomość tego skłoniła go do uśmiechu.
W imponującym holu, w którym uwagę zwracały szczególnie okazałe schody, wśród marmurowych posągów i białych, złoconych kolumn serce Jamesa zabiło nieco szybciej. Przepych, który tak go onieśmielał podczas spotkania z Williamem Cubittem, nagle przeobraził się w starego przyjaciela.
– Za pozwoleniem – rozległ się głos mężczyzny w czarnym garniturze i białej koszuli. Ze swoimi siwymi włosami i świdrującymi niebieskimi oczami przypominał Jamesowi Robespierre’a. – Czym mogę panu służyć?
– Nazywam się Trenchard. – James grzebał w kieszeni w poszukiwaniu listu. – James Trenchard. – Machnął papierem przed nosem mężczyzny. Cała jego pewność siebie nagle się gdzieś ulotniła. – Jestem nowym członkiem.
– Ach, tak, pan Trenchard. – Steward ukłonił się grzecznie. – Witamy w klubie. Czy zje pan dziś u nas lunch?
– Zdecydowanie – odparł James, zacierając ręce.
– Czy z panem Cubittem?
– Z panem Cubittem? Nie. – James się zmieszał. Skąd mu to przyszło do głowy?
Klubowy ważniak zmarszczył brwi, demonstrując lekki niesmak.
– Mamy taki zwyczaj, proszę pana, że nowy członek je u nas swój pierwszy lunch w towarzystwie członka wprowadzającego.
Ta jego wyniosłość stawała się trudna do zniesienia.
– Czy to przepis regulaminu? – Uśmiech zastygł Jamesowi na ustach.
– Nie, proszę pana, tylko zwyczaj.
Czuł, że znów wszystko zaczyna się w nim skręcać ze złości. Z jednej strony pragnął z całego serca być tutaj traktowanym jak „swój”, z drugiej najchętniej wdeptałby w ziemię tych wszystkich bufonów.
– Skoro tylko zwyczaj, to dziś odłożymy go na bok. Jestem tu z moim… – tu zakaszlał – z moim gościem, panem Pope’em.
– Oczywiście, proszę pana. Przejdą panowie prosto do jadalni czy najpierw spędzą jakiś czas w salonie?
James odzyskiwał СКАЧАТЬ