Название: Siódemka
Автор: Ziemowit Szczerek
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Приключения: прочее
isbn: 978-83-64057-52-6
isbn:
– No i co – zagadnąłeś – wszyscy się przebrali za Geraltów z Rivii?
– No tak – nieco posmutniał. – Wszyscy. A laski za Yennefer. Nikogo, wiesz, innego nie było. Żadnych Jaskrów, żadnych wampirów Regisów. Żadnych, wiesz, Boholtów.
Ale zaraz odsmutniał i uśmiechnął się do ciebie szeroko uśmiechem ewidentnego wariata.
– Ale, wiesz, za to mamy dzięki temu dużo zajefajnych, wiesz, eliksirów. Eliksirów, wiesz – mrugnął błędnym okiem.
– Jakich eliksirów? – spytałeś.
Zaczęło ci się rozjaśniać.
– No – odpowiedział – jak to jakich. Wiedźmińskich eliksirów. Co ty, Sagi nie czytałeś?
Słowo „saga” wypowiedział w taki sposób, że nie miałeś wątpliwości, czy zaczyna się wielką literą, czy nie.
– Czytałem – odpowiedziałeś.
– No. – Pokiwał głową Gerard. – No, to wiesz, że każdy wiedźmin ma swoje eliksiry. Wiedźmińskie.
– Aha. – Pokiwałeś głową ty. – Wiedźmińskie eliksiry. Jasne. I co one robią?
– Ooo – rozruszał się Gerard i zaczął wiercić na siedzeniu – różnie, wiesz. Każdy wiedźmin na zjazd przywiózł swoje. No i się, wiesz, powymienialiśmy. Tymi eliksirami. I teraz – zachichotał, trochę ci się ten jego chichot nie spodobał, bo chichotał jak wariat – mam dużo różnych eliksirów. Od różnych wiedźminów. Hihi.
– Tak? – spytałeś głupawo, bo o co miałeś spytać.
– No – odpowiedział.
Dopiero teraz zorientowałeś się, że trzyma w ręku zielony wojskowy plecak, znany ci z licealnych lat jako kostka. Na kostce wiedźmin Gerard wypisane miał nazwy zespołów. No, Paweł, czegóż to on mógł słuchać, jak myślisz: Samael, na przykład, My Dying Bride, Death, a wszystkie napisy wiernie odtworzoną oryginalną czcionką. Morbid Angel tam był, Paradise Lost, ale i klasyka: Black Sabbath, King Diamond i inni. Polskę reprezentował zespół Kat. I wielki napis polska pośrodku kostki wpisany w krzyż celtycki. „Mój Boże – pomyślałeś – gdzie te czasy, kiedy skini ganiali metali za długie włosy”.
Gerard otworzył plecak (zauważyłeś, że na wewnętrznej stronie klapy ma wyrysowaną mapę Rzeczpospolitej od morza do morza) i wyjął stamtąd niewielką skórzaną skrzyneczkę. Wyglądała bardzo hipstersko i wintydżowo. Podejrzewałeś, że było to coś w rodzaju przybornika przedwojennego lekarza albo nawet xix-wiecznego, cholera wie. Gerard otworzył ją. Było tam mnóstwo różnokolorowych fiolek powtykanych w specjalne zagłębienia. Fiolki wyglądały bardzo podejrzanie.
– Aha – powiedziałeś, zerkając to na fiolki, to na drogę krajową numer siedem i jadącego przed tobą matoła w toyocie corolli, który zamulał siedemdziesiątką, choć można tu było teoretycznie dziewięćdziesiąt, a w praktyce to i ze sto dziesięć miałoby sens. – Wymieniacie się, mówisz, eliksirami?
– Wymieniamy – dumnie powiedział Gerard.
– A na co one są? – spytałeś. – Te eliksiry?
– Ooo – odpowiedział. – To różnie. Ale jednak większość na, wiesz, rozszerzenie świadomości.
– O – pokiwałeś głową. – Oryginalnie.
– To znaczy, wiesz, wiedźmińskie rozszerzenie świadomości. Takie specjalne. Bo wszystkie, wiesz, supermoce wiedźmina to tak naprawdę szybsze działanie mózgu w odniesieniu do działań innych, rozumiesz – zaczął ci wyjaśniać, dość gorączkowo zresztą. – To jest trochę… jak by ci to wyjaśnić… jak w Matrixie. Neo, rozumiesz, kiedy unika kul, no nie, to się wydaje, że one tak wolno lecą. No i faktycznie lecą dla Neo wolno, bo jego mózg myśli szybciej i ciało reaguje szybciej. I wtedy Neo może tych kul uniknąć. Cała tajemnica.
– I wy na tych waszych zjazdach się wymieniacie eliksirami – chciałeś dobrze zrozumieć, co też ten Gerard do ciebie mówi – które coś takiego mają z mózgiem zrobić?
Pokiwał radośnie głową.
– Przyspieszyć działanie umysłu i ciała?
– Tak.
– A skąd je bierzecie? Ze sklepów z dopalaczami?
– Ależ skąd! – oburzył się. – Dopalacze są dla zwyrodnialców i dekadentów chędożonych jakichś. Sami robimy!
– I co? Działają?
– No działają, choć wiesz… – zacukał się Geralt. – To jeszcze takie wstępne w sumie etapy, no, eksperymentujemy, nie ma rzeczy idealnych, ale ten na przykład – wyciągnął ze skrzyneczki jadowicie niebieską fiolkę – i ten – wyciągnął różową – te są, że tak się wyrażę, najbliższe osiągnięcia pożądanych efektów. Ten – pochwalił się, potrząsając delikatnie różową fiolką – to mój.
– A czemu różowy? – spytałeś.
– A jakoś tak – spłoszył się jakby trochę, po czym nieco się zezłościł. – Wszyscy mnie o to pytają, „czemu różowy, czemu różowy”. A ważne jest, jak działa.
– A jak działa?
– A chcesz spróbować?
Odkręciłeś Doktora Peppera, przytrzymując na chwilę kierownicę łokciem, łyknąłeś łyka, zakręciłeś, odstawiłeś na deskę rozdzielczą, po czym powiedziałeś: – A chcę.
– To daj dziesięć złotych.
– Słucham?
– No dychę daj – powiedział wiedźmin Gerard. – Za darmo to było za komuny. Teraz, w sumie, też jest komuna, ale jak pogonimy raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę, to będzie normalnie. Będzie święte prawo własności, choćby świnie ujadały! Kiedyś będzie zwyczajnie, kiedyś będzie normalnie – zanucił. – Tak, że ten – podjął po chwili – dyszka, i daję eliksiry do popróbowania.
– Słuchaj, wiedźminie Gerard – powiedziałeś. – Nie wiem, czy zauważyłeś, ale jedziesz za darmo moim samochodem. Kucu korwinowski.
– A, faktycznie – posmutniał Gerard. – No dobra, to masz. Wymiana to wymiana. Ale – zaznaczył – będzie to znaczyło, że już nie muszę czuć wdzięczności za to, że mnie podwozisz. Deal?
*
Spróbowałeś różowego, niebieskiego, a z rozpędu też jasnozielonego i ciemnozielonego (Geralt zapewniał, że można mieszać). I nic. Machałeś sobie palcami przed oczami. Nic, palce nie zwalniały СКАЧАТЬ