Название: Ciężkie czasy na te czasy
Автор: Чарльз Диккенс
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-270-0266-2
isbn:
Zaczął więc krzyczeć, a później nawet bić biednego psa. Przelękłam się bardzo i wołałam:
"Tatku! Tatku! Nie bij tego biednego stworzenia, które do ciebie tak jest przywiązane! Dla miłości Bożej przestań!" On przestał. Pies był skrwawiony i tatko rzucił się na ziemię, i wziął psa w objęcia, i płakał, a pies lizał mu twarz i ręce.
Ludwika, widząc, że Cesia płacze, zbliżyła się do niej, pocałowała ją, wzięła za rękę – i usiadła obok niej.
– Opowiedz mi do końca, jakim sposobem twój ojciec cię opuścił. Kiedyś mi tyle powiedziała, możesz i koniec powiedzieć. Jeśli w tym jest co nagannego, w co wątpię – to nagana dla mnie a nie dla ciebie być powinna.
– O, dobra panno Ludwiko! – mówiła Cesia zakrywając ręką oczy i szlochając jeszcze. – Powróciłam ze szkoły tego wieczoru i zastałam tatka, który tylko co przyszedł z cyrku. Siedział przed ogniem bujając się na krześle, jak gdyby czuł ból jaki. Zapytałam: "Czyś się, tatku, potłukł dziś!" (bo to się i jemu, i innym zdarzało czasami). Odpowiedział mi: "Trochę, moja pieszczotko".
A gdym się zbliżyła i spojrzała mu w oczy, zobaczyłam, że płakał. Im więcej mówiłam, tym bardziej ojciec twarz ukrywał; drżał i tylko pieścił mię słowami: "Moja kochanko! moja ty jedyna." W tej chwili wszedł niedbale do pokoju Tomek i spojrzał na obie panienki chłodno i obojętnie, wykazując zainteresowanie dla własnej osoby jedynie, a i to niewielkie.
– Wypytywałam się Cesi o niektóre rzeczy, Tomku – rzekła Ludwika. – Możesz zostać z nami, sekretu nie ma, ale proszę cię, kochany Tomku, nie przerywaj nam przez jaką chwilę.
– Bardzo chętnie – rzekł Tomek. – Tylko że ojciec przyprowadził z sobą Bounderby'ego i chce, abyś poszła do bawialni. Jeśli tam pójdziesz, to stary Bounderby pewno poprosi mnie na obiad, ale bez ciebie nie uczyni tego.
– Zaraz przyjdę.
– To zaczekam tu na ciebie – rzekł Tomek – dla pewności...
Cesia ciągnęła dalej opowiadanie cichszym głosem:
– Na koniec biedny tatko powiedział, że znów nie udało mu się w cyrku, że już nie może podobać się publiczności, że jest zakałą i sromotą dla trupy i że mi daleko lepiej bez niego byłoby na świecie. Wszystko, co najczulszego znalazłam w sercu, powiedziałam tatkowi; uspokoił się – usiadłam przy nim i opowiadałam mu wszystko o szkole, cokolwiek w niej mówiono i robiono.
Kiedy nie miałam już nic do opowiedzenia, objął mnie za szyję i całował, całował. Później powiedział mi, abym poszła przynieść mu maści, którą używał na małe otłuczenia; abym ją wzięła w najlepszym sklepiku, który znajdował się na drugim końcu miasta, i pocałowawszy mnie raz jeszcze – iść kazał. Wyszłam; ale coś ciągnęło mię na powrót, aby z nim pobyć chwilę jeszcze, toteż powróciłam i zajrzałam przez drzwi mówiąc: "Czy mam wziąć Wesołołapego, drogi tatku?" On podniósł głowę i odpowiedział: "Nie, Cesiu, nie; nie bierz nic, co do mnie osobiście należy, moja pieszczotko!" I tak opuściłam go, siedzącego przed ogniem. Wtenczas to myśli ciężkie musiały zgnębić mego biednego, kochanego tatkę. Wtenczas to musiało mu wpaść do głowy, aby rozstać się ze mną dla mojego dobra; bo powróciwszy – już go nie zastałam.
– Mówię ci, pośpiesz się do starego Bounderby, Luciu – rzekł Tomek.
– Nic już nie mam do powiedzenia, panno Ludwiko. Trzymam dziesięcioro-olej dla tatki i wiem, że on powróci. Każdy list, który ujrzę w ręku pana Gradgrinda, zapiera mi oddech, oczy mi zasłania mgłą jakąś; bo sądzę, że to list od mego tatka albo od pana Sleary, donoszący o tatku. Pan Sleary obiecał napisać, jak tylko dowie się czegoś o nim, i wierzę, że dotrzyma obietnicy.
– Powiadam ci, Luciu, spiesz się do starego Bounderby – rzekł Tomasz z niecierpliwym świśnięciem – bo inaczej pójdzie sobie.
Po tej rozmowie, ile razy Cesia, dygając panu Gradgrindowi wobec jego rodziny, pytała gasnącym głosem: "Przepraszam pana, żem natrętna, ale czy nie odebrał pan listu od mego ojca lub o nim?"- Ludwika opuszczała swoją robotę na chwilę i czekała na odpowiedź równie wzruszona, jak i Cesia. A gdy pan Gradgrind regularnie odpowiadał: "Nie, Jupe, nic nie otrzymałem" – drżenie ust Cesi powtarzało się w licu Ludwiki, a oko Ludwiki odprowadzało biedną sierotę ze współczuciem aż do drzwi. Pan Gradgrind korzystał zwykle z tej okoliczności, aby zrobić uwagę po odejściu Cesi, że gdyby Cecylia Jupe od niemowlęctwa była wychowywana dobrze, to już dawno by dowiodła samej sobie, za pomocą ścisłych wyliczeń, że wszystkie te fantastyczne nadzieje nie mają ani cienia podstawy. Ale zdawało się – nie jemu, Gradgrindowi, bo on nie miał o tym pojęcia – że fantastyczne nadzieje mogą być tak stałe i twarde jak i sam fakt.
Uwaga ta wszakże odnosi się wyłącznie do córki pana Gradgrinda. W Tomku praktyczny ojciec słusznie mógł przewidywać triumf kalkulacji połączonej, jak zwykle, z samolubstwem. Co zaś do pani Gradgrind, jeżeli ta miała coś powiedzieć o tym przedmiocie, to mówiła zwykle w te słowa:
– Miłosierny Boże! Jak dręczą moją biedną głowę te wszystkie ciągłe rozpytywania się tej Jupe o nudne jej listy. Na me słowo i honor, zdaje się, iż jestem skazana, przeznaczona i stworzona żyć w pośrodku rzeczy, od których nigdy pokoju mieć nie mogę. I rzeczywiście, rzecz to zadziwiająca, że ja nigdy od niczego nie mogę mieć spokoju.
Przy ostatnich słowach spojrzenie pana Gradgrinda padało na żonę i pod wpływem tego mroźnego faktu kobiecina zapadała w swoje śmiertelne odrętwienie.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.