Название: Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8
Автор: Remigiusz Mróz
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Классические детективы
Серия: Joanna Chyłka
isbn: 978-83-7976-030-5
isbn:
Rozmowom na temat alpinistki nie było końca. Większość komentujących osób była zgodna, że Klara dopuściła się czynu wyjątkowo karygodnego, niegodnego i świadczącego o braku honoru.
Podkreślano, że to już nie te czasy, kiedy obowiązywało braterstwo liny i kiedy jeden wspinacz gotów był oddać życie za drugiego. Słysząc to, Blondyn miał ochotę parsknąć śmiechem. Ci ludzie nie wiedzieli, o czym mówili. I nie mieli absolutnie żadnego pojęcia o tym, co wydarzyło się na Annapurnie.
Stojąc w kolejce przy kasie, Blondyn uciął sobie pogawędkę z klientem, który znajdował się przed nim. Szybko udało mu się skierować rozmowę na interesujące go tory.
Tak jak się spodziewał, nawet przypadkowo spotkany człowiek miał już wyrobione zdanie. Lepiej być nie mogło. Szykował się prawdziwy proces stulecia, a on miał wziąć w nim niemalże bezpośredni udział.
To on będzie sterować każdym posunięciem obrony i pokazywać Chyłce, jakim tropem powinna podążyć. Ale nie tylko. Najważniejsze było to, co planował poza salą sądową.
– Jak chce pan znać moje zdanie, to myślę, że za dużo tej dziewczyny wszędzie – odezwał się stojący obok klient. – Jest na okładkach wszystkich gazet i gdzie pan nie wejdziesz w internecie, ona tam będzie. To już przesada. Czym tu się emocjonować?
– Morderstwem.
Rozmówca machnął ręką.
– Dzieją się na co dzień. Cały czas się o nich słyszy.
– Otóż to – potwierdził Blondyn. – Ale zazwyczaj tylko się słyszy.
Klient odwrócił się i spojrzał na niego pytająco.
– No a teraz co, panie? Jest inaczej?
– Teraz każdy może wniknąć w głąb zdarzeń. Media działają jak szkło powiększające, pozwalają dokładnie przyjrzeć się temu, czego normalnie nie możemy zobaczyć.
– Ehe.
– Zazwyczaj takie rzeczy poznajemy tylko przez krótkie komunikaty policji, a tym razem… jesteśmy tego częścią.
Rozmówca podrapał się po głowie.
– Może coś w tym jest.
– Każdy z nas jest po prostu z natury ciekawy – kontynuował Blondyn. – Wiemy, że ta dziewczyna zostawiła lub zabiła swoich towarzyszy, a potem próbowała uciec do sąsiedniego kraju. Nie wiemy, co nią kierowało. Nie rozumiemy, dlaczego postąpiła tak, a nie inaczej, mimo że przecież miała wiele możliwości.
– Może…
– Wszyscy pragniemy odpowiedzi – dodał Blondyn.
– I myślisz pan, że je dostaniemy?
– Jestem tego pewien.
Po chwili mężczyzna opuścił sklep i skierował się do wyjścia od ulicy Ciszewskiego. Zerknął na zegarek i choć nie miał wiele czasu, uznał, że przekąsi coś w KFC. Usiadł na moment przy stoliku i wyciągnął telefon, sprawdzając, co dzieje się w sprawie, która była w tej chwili najważniejsza.
Chyłka uruchomiła pendrive’a. Wszystko szło jak należy.
13
ul. Emilii Plater, Śródmieście
Ostatnim razem Kordian tak wysprzątał mieszkanie, kiedy miała go odwiedzić Chyłka i wbrew swoim zwyczajom się zapowiedziała. Właściwie był to jedyny raz, kiedy jego kawalerka naprawdę lśniła – teraz doszło do powtórki z rozrywki, ale powód był całkiem inny. Oryński próbował zająć się czymkolwiek, co nie wiązałoby się z Klarą Kabelis, Joanną ani porwaniem Darii.
Łudził się, że dzięki temu nie tylko odciągnie myśli od tych spraw, ale także zmęczy się na tyle, by w końcu się wyspać. Na jednym i drugim froncie poniósł fiasko i ostatecznie wziął szybki prysznic, narzucił świeżą koszulę i wyszedł do Skylight.
Prawnicy znajdujący się na górze łańcucha pokarmowego dawno opuścili kancelarię, ale kręcili się po niej jeszcze ci, którzy dopiero pięli się po drabinie kariery. Oprócz nich na dwudziestym pierwszym piętrze o tej porze zastać można było tylko jedną osobę.
Kordian wszedł do Jaskini McCarthyńskiej bez pukania, jako że właściwie czuł się tam jak u siebie. Chudzielec podniósł wzrok znad komputera tylko kontrolnie, a Oryński szybko przysunął sobie krzesło i usiadł przed biurkiem.
– Mieliście czekać na raport – burknął Kormak.
– Czekamy.
– Miałem na myśli czekanie gdziekolwiek, tylko nie w moim biurze.
– Tak teraz nazywasz tę kanciapę?
Gospodarz złapał za skraj blatu i przesunął się na krześle w bok. Pomieszczenie rzeczywiście nie było duże, ale znajdowało się w nim właściwie wszystko, czego Kormak potrzebował do szczęścia. W dodatku kiedy zgodził się na powrót do Warszawy, kancelaria pokryła koszty nowego wyposażenia – teraz znajdowały się tu dwa duże, połączone ze sobą monitory, specjalny fotel biurowy na kółkach, wyposażony w podparcie odcinka lędźwiowego, i szezlong, który jakimś cudem Kormak upchnął obok biurka.
– Nie mam dla was jeszcze pełnego zestawu informacji – zastrzegł chudzielec. – A nie zamierzam zgłaszać się za każdym razem, kiedy znajdę jakiś strzępek.
Kordian się nie odzywał, wodząc wzrokiem po szezlongu. Tradycyjnie leżała na nim jakaś książka, ale była odwrócona tyłem.
– Musisz? – mruknął Kormak.
– Co?
– Milczeć. Wiesz, że nie lubię ciszy.
– W takim razie zacznij gadać.
Chudzielec wyjął z bocznej szuflady paczkę białych drażetek kokosowych, otworzył ją i wysypał zawartość do kubka stojącego przy monitorze. Podsunął go Kordianowi, a ten popatrzył na słodycze ze zdziwieniem.
– Zamiast gandalfa białego – oznajmił Kormak, a potem zrobił głęboki wdech. – Chcesz, to bierz, nie chcesz, to słuchaj, jak gryzę.
– Wolę posłuchać, jak streszczasz mi wszystko, co ustaliłeś.
– Poza dziurą we łbie od czekana?
– Tak, poza nią.
Chłopak wrzucił kilka drażetek do ust i skinął głową.
– Wedle mojej najlepszej wiedzy Klary rzeczywiście nic nie łączyło z Awitem – oświadczył z pewnością w głosie. – Ona wprawdzie przygodnym СКАЧАТЬ