Nieodnaleziona. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nieodnaleziona - Remigiusz Mróz страница 20

Название: Nieodnaleziona

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия: Damian Werner

isbn: 978-83-8075-431-7

isbn:

СКАЧАТЬ Człowiekiem Pająkiem, o tyle teraz wydawało mi się to niepokojące.

      – Jesteś tam? – zapytałem.

      – T-tak…

      Głos miała słaby, jakby nagle opuściły ją wszystkie siły. Mogłem wyobrazić sobie, jak pobladła.

      – Coś nie w porządku?

      – Ta nazwa… – jęknęła. – To była Natalia Gutierrez Y Angelo?

      – Możliwe.

      – Boże…

      – O co chodzi?

      Nie odpowiadała.

      – Halo! – krzyknąłem, poirytowany. – Co się dzieje?

      – Więcej, niż mógłbyś przypuszczać.

      9

      Nie przemyślałam tego.

      Kiedy Kliza zapytała, czy może przyjechać do willi, zamiast przekazywać mi wszystko przez telefon, od razu się zgodziłam. Nie wzięłam pod uwagę, że tym samym zdenerwuję Roberta. Nie lubił, kiedy podejmowałam takie decyzje bez konsultacji z nim.

      Dla innych par byłaby to prozaiczna kwestia. Znajomi mogli przecież wpaść nawet bez zapowiedzi. U nas było jednak inaczej. Jeśli kogoś podejmowaliśmy, wszystko musiało być ustalone kilka dni wcześniej. Robert musiał się przygotować – i dać mi czas, bym przygotowała dom.

      Przyjechali z Wojtkiem jeszcze przed Klizą, więc miałam okazję zachować przynajmniej minimum pozorów, że mąż ma cokolwiek do powiedzenia.

      Wojtek rzucił plecak na podłogę w przedpokoju, a potem od razu ruszył w kierunku swojego pokoju.

      – A ty dokąd? – spytałam, stając w progu salonu.

      Zatrzymał się i zmierzył mnie wzrokiem.

      – Cześć, mamo.

      – Cześć, szkodniku.

      Podszedł i mnie uściskał. Był jeszcze w takim wieku, kiedy robił to bez zażenowania, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że to kwestia jeszcze trzech, może czterech lat. Wystarczy, że kiedyś dam mu buziaka pod szkołą, jego koledzy to zobaczą, a potem skwitują drwinami. Tego dnia wróci do domu ze zwieszoną głową i skończą się wszelkie czułości.

      Zmierzwiłam mu włosy i chciałam powiedzieć, żeby zabrał plecak, ale Robert już go podnosił. Był świetnym ojcem, właściwie najlepszym, jakiego mogłabym sobie wymarzyć dla Wojtka. Może brakowało mu trochę perspektywicznego myślenia, kiedy podjeżdżał pod podstawówkę bmw, ale w każdym innym względzie był niemal idealny.

      To, czego brakowało mu jako mężowi, nadrabiał jako ojciec. I może dlatego początkowo godziłam się na to, co mi robił. Potem stało się to powszedniością. Przeżywaniu tych trudnych chwil nie towarzyszyła żadna refleksja.

      A nawet jeśli, to znikała tak szybko jak mój upór po ostatniej aferze.

      – Co w szkole? – spytałam.

      Młody zerknął w kierunku pokoju. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że marzy już tylko o tym, by siąść przy laptopie. Mimo że w szkole na pewno cały czas miał dostęp do sieci dzięki smartfonowi, a w samochodzie od razu włączył tablet.

      – Nic ciekawego – odparł.

      Z nim też miałam codzienny taniec do wykonania. Zaczynało się od „nic ciekawego”, ale stopniowo wyciągałam z niego szczegóły. Tego dnia jednak nie mogłam sobie na to pozwolić. Przepuściłam go do pokoju, a potem posłałam zdawkowy uśmiech Robertowi, kiedy stawiał plecak za progiem.

      Nadal patrzył na mnie z pewną obawą, zupełnie jakby spodziewał się, że jego wczorajsze przekroczenie kolejnej granicy sprowadzi na niego ogień piekielny. I że to ja wywołam płomienie.

      Zbliżyłam się i wzięłam go za rękę.

      – Kliza trafiła na coś istotnego – powiedziałam cicho. – Najwyraźniej ta dziewczyna wysłała jakąś wiadomość.

      – Wiadomość?

      – Jola nie chciała przez telefon podać szczegółów. Chce pogadać twarzą w twarz.

      – To może jednak podrzucę cię do Baltic Pipe.

      – Powiedziałam, że może przyjechać tutaj – odparłam szybko. – To nie zajmie dużo czasu, usiądziemy w moim gabinecie na piętrze.

      Właściwie nie było to pełnoprawne piętro, ale jedynie poddasze użytkowe. Pokój był jednak dość przestronny, a ja uwielbiałam skosy. Było to moje sanktuarium, w którym czułam się najlepiej.

      Początkowo nie wiedziałam, dlaczego tak jest, ale potem zrozumiałam, że było to jedno z niewielu pomieszczeń w willi, gdzie Robert prawie nigdy nie wchodził. I jedno z tych, w których nigdy mnie nie uderzył.

      Jeszcze.

      Odsunęłam tę myśl, choć widząc jego spojrzenie, przyszło mi to z trudem.

      – Tutaj? – spytał, a potem zacisnął usta.

      Pokręcił głową, odwrócił się i wszedł do kuchni. Milczał, nerwowo pociągając za drzwiczki lodówki. Znów pokręcił głową. Niemal fizycznie odczuwałam, jak narasta w nim złość.

      Widziałam też, ile sił kosztuje go, by ją powstrzymać.

      Wyciągnął wino i nalał sobie do kieliszka. Opróżnił go dwoma szybkimi łykami.

      – Ile razy będziemy to przerabiać? – odezwał się.

      – Zapytała, a ja po prostu…

      – Przecież wiesz, że nie lubię niespodziewanych gości.

      – Wiem, ale to tylko służbowa sprawa. Załatwimy to szybko u mnie w gabinecie.

      – Nie mogłyście spotkać się w Balticu?

      W końcu się odwrócił. Widziałam, jak pretensje jedna po drugiej rozpalają się w jego oczach.

      – Co ci tam nie odpowiada?

      – Nic, ale nie chciałam cię fatygować.

      – To żadna fatyga. Z pewnością mniejsza niż znoszenie tutaj obcej osoby.

      – To twoja pracownica, Robert.

      Zrobił krok w moim kierunku tak zdecydowanie, że mimo woli się cofnęłam. Zazwyczaj była to zapowiedź tego, że zaraz zacznie się rozróba. Tym razem jednak w porę się powstrzymał.

      – Nie będzie tutaj nawet wchodzić – powiedziałam, rozglądając się po połączonym z kuchnią salonie. – Od razu pójdziemy СКАЧАТЬ