Название: Towarzysze Jehudy
Автор: Aleksander Dumas
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Историческая литература
isbn: 978-83-270-0297-6
isbn:
Ludwik był najmłodszym z uczniów.
Mimo, że miał dopiero trzynaście lat, zwracał uwagę nieokiełznanym i zawadiackim charakterem, którego próbkę dał w siedemnaście lat później przy stole hotelowym w Awinionie.
Bonaparte, również dziecko jeszcze, posiadał dobre strony tego charakteru, a więc nie będąc kłótliwym, był despotyczny, uparty, niepodległy; poznał w dziecku niektóre własne zalety a ta równość uczuć sprawiła, że przebaczył mu jego błędy i przywiązał się do niego. Dziecko ze swej strony, czując podporę w młodym Korsykaninie, oparło się na nim. Pewnego dnia dziecko przyszło do swego dużego przyjaciela – tak bowiem nazywało Napoleona – w chwili, gdy ten był zajęty rozwiązywaniem zadania matematycznego. Chłopiec wiedział, jaką wagę przyszły oficer artylerii przywiązywał do tej nauki, której zawdzięczał dotąd największe, a raczej jedyne swoje triumfy.
Stał tedy przy nim, nie mówiąc, nie ruszając się.
Młody matematyk odgadł obecność dziecka i zatopił się jeszcze głębiej w dedukcjach matematycznych tak, że po dziesięciu minutach wywiązał się nareszcie z zadania z honorem. Wówczas zwrócił się do młodego kolegi z satysfakcją człowieka, który wychodzi zwycięsko z walki stoczonej bądź przeciw nauce, bądź przeciw materii.
Dziecko stało blade, z zaciśniętymi zębami, sztywno opuszczonymi rękoma i zamkniętymi pięściami.
– Oho! – rzekł młody Bonaparte. – Co się stało?
– Stało się, że Valence, bratanek gubernatora, dał mi w twarz.
– Patrzcie! – odparł Bonaparte ze śmiechem. – A ty przychodzisz po mnie, żebym mu ten policzek oddał?
Dziecko potrząsnęło głową.
– Nie – rzekło – przychodzę po ciebie, bo chcę się bić.
– Z Valencem?
– Tak.
– Ależ to Valence ciebie zbije, moje dziecko; jest cztery razy silniejszy od ciebie.
– Toteż ja nie chcę bić się z nim, jak się biją dzieci, tylko jak się biją mężczyźni.
– Ba!
– To cię dziwi? – spytało dziecko.
– Nie – odparł Bonaparte.
– I na co chcesz się bić?
– Na szpady.
– Ależ tylko sierżanci mają szpady, a oni nam ich nie pożyczą.
– Obejdziemy się bez szpad.
– Czymże będziecie się bili?
Dziecko wskazało młodemu matematykowi cyrkiel, którym przed chwilą jeszcze robił swoje równania.
– Moje dziecko – rzekł Bonaparte – rana zadana cyrklem jest niebezpieczna.
– Tym lepiej – odparł Ludwik – ja go zabiję.
– A jeśli on zabije ciebie?
– Wolę śmierć, niż życie z tym niezmazanym policzkiem.
Bonaparte nie nalegał więcej; lubił odwagę instynktownie; odwaga młodego kolegi spodobała mu się.
– Niech i tak będzie! – rzekł. – Pójdę powiedzieć Valence'owi, że chcesz się z nim bić, ale jutro.
– Dlaczego jutro?
– Zastanowisz się przez noc.
– I do jutra Valence będzie mnie uważał za podłego!
Potrząsając głową, dodał:
– To za długo do jutra.
I zwrócił się ku drzwiom.
– Dokąd idziesz? – spytał Bonaparte.
– Pójdę zapytać innego kolegi, czy zechce być moim przyjacielem.
– A więc ja już nim nie jestem?
– Nie jesteś, skoro uważasz mnie za podłego.
– Dobrze więc – rzekł Bonaparte, wstając.
– Idziesz?
– Idę.
– Zaraz?
– Zaraz.
– Przepraszam cię! – zawołało dziecko. – Nie przestałeś być moim przyjacielem.
I chłopiec rzucił mu się na szyję, płacząc.
Były to pierwsze łzy od chwili otrzymania policzka.
Bonaparte udał się do Valence'a i wyjaśnił mu poważnie misję, jaką został obarczony.
Valence był wysokim, siedemnastoletnim chłopcem, mającym już brodę i wąsy. Wyglądał na lat dwadzieścia.
Nadto był o głowę wyższy od dziecka.
Valence odparł, że Ludwik pociągnął go za harcap, jak za sznur do dzwonka – noszono wówczas harcapy – że uprzedzał dwukrotnie, aby tego nie robił, ale Ludwik nie usłuchał.
Pociągnął po raz trzeci i wtedy, widząc w nim tylko urwisa, obszedł się z nim, jak z urwisem.
Bonaparte zakomunikował odpowiedź Valence'a Ludwikowi, który odparł, że pociągnąć kolegę za harcap to figiel, zaś uderzyć kogoś w twarz to obelga.
Upór wytwarzał w trzynastoletnim dziecku logikę trzydziestoletniego mężczyzny.
Nowoczesny Popiliusz powrócił z wyzwaniem do Valence'a.
Młodzieniec był bardzo zakłopotany; nie mógł, nie chcąc się ośmieszyć, bić się z dzieckiem; jeśli się będzie bił i zrani chłopca, popełni czyn ohydny; jeśli zaś zostanie zraniony, nie pocieszy się nigdy w życiu.
Wszelako, na skutek uporu Ludwika, który nie chciał ustąpić pod żadnym pozorem, sprawa stawała się poważna.
Zwołano radę starszych, jak zwykło się czynić w doniosłych okolicznościach.
Rada starszych orzekła, że żaden z nich nie może się bić z dzieckiem; ale skoro to dziecko upiera się, żeby je uważano za młodzieńca, Valence powie mu wobec wszystkich kolegów, że przykro mu, iż się uniósł i potraktował go jak dziecko СКАЧАТЬ