Название: Przygody Tomka Sawyera
Автор: Марк Твен
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Книги для детей: прочее
isbn: 978-83-64145-79-7
isbn:
Nagle odezwał się Sid:
– Wiesz, ciociu, wydaje mi się, że przyszyłaś kołnierzyk białą nitką, a teraz jest przyszyty czarną.
– Co? Jak? Rzeczywiście przyszyłam go białą nitką! Tomku!
Ale Tomek nie czekał na ciąg dalszy. Znalazłszy się za drzwiami, zawołał:
– Jeszcze za to oberwiesz, Sid!
Siedząc już w bezpiecznym schronieniu, Tomek zbadał dwie grube igły, wpięte pod klapą kurtki. Obie były owinięte nitkami, jedna czarną, druga białą.
– Gdyby nie Sid, nigdy by się nie połapała – mruknął. – Do licha! Raz szyje białą, a raz czarną nitką! Mogłaby się wreszcie zdecydować na jedną, bo nigdy nie pamiętam, na którą teraz jest kolej. Ale jedno jest pewne – spiorę Sida na kwaśne jabłko!
Tomek nie był chodzącym wzorem chłopców. Znał wprawdzie taki wzór, ale żywił do niego głęboki wstręt i pogardę.
Dwie minuty później Tomek zapomniał o wszystkich swoich zmartwieniach. Nie dlatego, że jego troski były mniej dokuczliwe niż te, które dręczą dorosłych, ale po prostu dlatego, że nowe, wspaniałe zainteresowanie przegnało je na jakiś czas z głowy.
To nowe zainteresowanie dotyczyło bardzo oryginalnej metody gwizdania, którą zdobył od pewnego Murzyna. Teraz pałał żądzą wypróbowania tej sztuki. Był to jakby osobliwy ptasi świergot, polegający na tym, że w króciutkich odstępach czasu należało lekko uderzać językiem o podniebienie. Dzięki pilności i wytrwałości Tomek opanował wkrótce tę metodę do mistrzostwa. Z ustami pełnymi melodii, a duszą pełną uniesienia szedł teraz ulicą i doznawał uczucia astronoma, który odkrył nową planetę – z tym, że radość chłopca była niewątpliwie większa.
W ten długi letni wieczór było jeszcze zupełnie jasno. Nagle Tomek przestał gwizdać. Stał przed nim ktoś obcy: chłopak odrobinę wyższy od niego. Pojawienie się nowego przybysza, nieważne jakiego wieku i płci, stanowiło w małej mieścinie St. Petersburg wstrząsające wydarzenie.
Chłopiec był porządnie ubrany, nawet zbyt porządnie jak na dzień powszedni. Zdumiewające! Czapkę miał niczym prosto z wystawy! Niebieska sukienna bluza, zapięta na wszystkie guziki, była nowa i elegancka, tak samo spodnie. Na nogach miał buty, chociaż to był tylko piątek! Miał nawet kokardę z barwnej wstążki! Było w nim w ogóle coś wielkomiejskiego, co oburzyło Tomka aż do głębi. Im dłużej pożerał wzrokiem to wspaniałe zjawisko, im wyżej zadzierał nosa w pogardzie dla jego elegancji, tym nędzniejszy wydawał mu się jego własny wygląd. Obaj chłopcy milczeli. Gdy jeden się poruszył, poruszył się i drugi – ale tylko bokiem i w kółko. Cały czas mierzyli się wzrokiem. Wreszcie Tomek powiedział:
– Chcesz oberwać?
– Tylko spróbuj!
– Zaraz mogę to zrobić.
– Nie dasz rady.
– Spokojna głowa.
– Nie wierzę!
– Przekonasz się!
– Nie!
– Tak!
Pełne napięcia milczenie. Potem Tomek zaczął na nowo:
– Jak się nazywasz?
– A co cię to obchodzi?
– Jak będę chciał, to będzie mnie obchodzić.
– To czemu nie chcesz?
– Jak będziesz dużo gadał, to zechcę.
– Dużo, dużo, dużo!… No i co?
– Myślisz, że jesteś taki wielki elegant, co? Mógłbym sobie jedną rękę przywiązać na plecach, a drugą cię sprać, gdybym tylko chciał.
– To czemu tego nie zrobisz? Ciągle tylko gadasz, że możesz.
– Nie zaczynaj, bo ci dołożę.
– Phi! Takich jak ty widziałem już wielu.
– Też mi ważny elegancik! Hu, hu, co za prześliczny kapelusik!
– Jak ci się tak bardzo nie podoba, to mi go zdejmij. Ale nieprędko się potem wyliżesz.
– Kłamiesz!
– Ty sam kłamiesz! – Tchórz! Chciałby się bić, a trzęsie portkami ze strachu!
– Zjeżdżaj stąd!
– Zamknij się, bo cię stuknę kamieniem w łeb!
– Czyżby?
– Zobaczysz!
– Więc czemu tego nie robisz? Ciągle tylko gadasz! Po prostu się boisz!
– Wcale się nie boję!
– Trzęsiesz się ze strachu!
– Nie!
– Tak!
Znowu zamilkli. Znowu zaczęło się wzajemne okrążanie i mierzenie oczami. Wreszcie stanęli w pozycji bojowej.
– Wynoś się stąd! – krzyknął Tomek.
– Sam się wynoś!
– Nie chce mi się!
– Mnie też!
Stali tak naprzeciw siebie, wysunąwszy po jednej nodze dla lepszej równowagi, i dysząc nienawiścią, z całej siły napierali na siebie. Żaden jednak nie mógł uzyskać przewagi. Wreszcie, czerwoni z wysiłku jak buraki, z zachowaniem wszelkich ostrożności odstąpili od siebie.
– Ty szczeniaku! – rzucił Tomek. – Powiem o wszystkim mojemu starszemu bratu, on cię załatwi małym palcem.
– Gwiżdżę na twojego starszego brata! Mój brat jest większy od twojego. Przerzuci go przez ten parkan jedną ręką.
Oczywiście obydwaj bracia byli zmyśleni.
– Kłamiesz!
– Gadaj sobie dalej!
Tomek dużym palcem u nogi narysował na ziemi kreskę i powiedział:
– Spróbuj przekroczyć tę linię, a stłukę cię na miazgę.
Nieznajomy natychmiast przekroczył kreskę, mówiąc:
– Zobaczymy, czy naprawdę to zrobisz.
– Nie zbliżaj się СКАЧАТЬ