Złota nić. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Złota nić - Louis de Wohl страница 2

Название: Złota nić

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 978-83-257-0652-4

isbn:

СКАЧАТЬ bez znaczenia, bo wyglądasz jak Cyganka. Jeśli nie będziesz ostrożna i zaczniesz się nieodpowiednio zachowywać, w końcu wezmą cię za Maurkę.

      U siebie w domu, w Barcelonie, Juanita bawiła się ze wszystkimi okolicznymi dziećmi, bez względu na to, czy były Maurami, Cyganami, czy „starymi chrześcijanami”. W portach morskich zwykle nie spotykało się uprzedzeń rasowych, obecnych w miastach w głębi lądu. Z tego powodu słowa ciotki Mercedes nie zraniły jej tak bardzo, jak mogłyby skrzywdzić inną dziewczynę. Juanita wiedziała jednak, że powinna poczuć się urażona, więc sumiennie pociągnęła nosem i potrząsnęła głową.

      Doña Mercedes zauważyła to nie bez satysfakcji. Dziewczyna nie była zła, biorąc pod uwagę niefortunny związek Marii z człowiekiem o nazwisku Perez. „Człowiek o nazwisku Perez” – tylko takimi słowami doña Mercedes określała szwagra. Nie tylko go nie aprobowała – otwarcie sprzeciwiała się ślubowi siostry z mężczyzną bez odpowiedniej pozycji społecznej, z wątpliwym pochodzeniem, poetą, który nie opływał w zaszczyty, ani nawet nie był bogaty. Nie była w stanie pogodzić się z tym mezaliansem, głośno przeciwko niemu protestowała i jednoznacznie odmówiła przybycia na ślub. Niedorzeczny związek zakończył się dwa lata temu, kiedy poeta zmarł, pozostawiając Marii tylko stertę papierów i Juanitę. Jak się rzekło, dziewczyna nie była zła. Loki nie musiały dowodzić czystości krwi, a trójkącik włosów na czole mógł całkiem ładnie wyglądać pod welonem z bardzo delikatnej koronki, prosto z Walencji. Miała cudowne oczy, przede wszystkim dlatego, że były lekko skośne. Święci Pańscy wiedzieli skąd wzięła taki kształt oczu – a może święci byli ostatnimi ludźmi, którzy mieliby o tym pojęcie. Najciekawsze jednak, że dziewczyna miała jej figurę, a raczej zanosiło się na to, że pewnego dnia będzie miała jej figurę, bo póki co była jeszcze nieco niezgrabna, zbyt wąska w biodrach. Z biodrami tak bywa: albo są zbyt szczupłe, albo zbyt obfite, nim dojrzeją. Potem zresztą sytuacja się powtarza. Co zrobić, kobieta musi korzystać z tych kilku szybko przemijających lat swojego życia, kiedy prezentuje się najlepiej.

      Doña Mercedes zamierzała dopilnować, aby mała Juanita nie zaprzepaściła życiowej szansy, gdy nadejdzie stosowna pora. Częścią przemyślanego planu było tłumienie w zarodku wszelkiego typu fascynacji mogących prowadzić wyłącznie do rozczarowań i załamań. Don Francisco! Równie dobrze mogłaby zażyczyć sobie ślubu z grandem. Najmądrzejszą rzeczą, jaką w życiu uczyniła biedna Maria, było odesłanie dziecka z Barcelony, gdzie wszyscy wiedzieli o niedorzecznym ojcu Juanity. Dziewczynka miała szansę wyjść na ludzi wyłącznie u boku zamożnej damy w odpowiednio kierowanym gospodarstwie. Doña Mercedes napisała do Marii i mogła tylko mieć nadzieję, że jej siostra okaże należną wdzięczność. Po Marii można było spodziewać się wszystkiego. Zawsze postępowała nieco niekonsekwentnie, a człowiek o nazwisku Perez rozbudzał w niej najgorsze instynkty. Swoje piętno odcisnął także na Juanicie. Była zbyt impulsywna, niekiedy nieprzewidywalna i miała wyjątkowo niestosowny zwyczaj wygłaszania komentarzy dotyczących osób lepszych od niej. Jej uwagi były bez wątpienia dowcipne, a nawet przenikliwe, lecz fatalnie brzmiały w ustach dobrze wychowanej dziewczyny. Stara Ana – jakże by inaczej – rozpieszczała Juanitę na wszelkie możliwe sposoby.

      Czy naprawdę zakochała się w don Franciscu? Nie mogła go widzieć więcej niż dwa lub trzy razy, i to tylko przez chwilę. Sprawa wyglądała zupełnie absurdalnie, a zresztą szkoda było czasu na przejmowanie się mrzonkami młodej dziewczyny, choćby nawet siostrzenicy.

      – Ana, dzisiaj na stole chcę widzieć najlepsze srebra, świeże kwiaty oraz dzban wina z Jerez. Mój biedny mąż wysoko sobie cenił ten trunek.

      – Tak jest, doña Mercedes.

      Juanita pomogła służącej nakryć do stołu. Niewątpliwie wszyscy trzej bracia Xavierowie byli z oswobodzicielami. Przypomniała sobie, jak mówili o nadchodzących dniach wolności, kiedy widziała ich po raz ostatni: doña Mercedes zabrała ją wówczas na przyjęcie u burmistrza. Ze względu na obecność hiszpańskiego dowódcy, eleganckiego caballero w czarnych aksamitach i złotych koronkach, wszyscy zachowywali się bardzo cicho i z szacunkiem, lecz gdy wyszedł, nastrój momentalnie się zmienił. Zdawało się, że ludzie odetchnęli z ulgą. Goście zaczęli przekazywać sobie z ust do ust informację o tym, że wielki dzień jest już bardzo bliski, a Juan Xavier oświadczył zwięźle: „My, Xavierowie, jesteśmy gotowi”.

      Wszyscy za to wypili, nawet damy. Najwyraźniej nikt nie przejmował się już zbytnio hiszpańskim dowódcą. Miguel zasugerował, że można by spróbować traktować go po przyjacielsku.

      – Herrera nie jest taki nieprzystępny – oświadczył z błyskiem w oku. – Można przynajmniej mieć nadzieję, że nie okaże się zbyt szorstki w obliczu dostatecznej przewagi liczebnej.

      – Jedno jest pewne – powiedział mały Francisco. – Nie dam się wykluczyć z tego, co się będzie działo.

      Duży Juan poklepał go po plecach.

      Juanita pomyślała, że mężczyźni mają dobrze. Tyle mogą osiągnąć. Nawet mały Francisco.

      A tymczasem ciotka Mercedes sądziła, że... Jak ona to ujęła? Ostrzę sobie pazurki na don Francisca. Nawet jeśli kiedyś się zakocham, dołożę wszelkich starań, aby ona się o tym nie dowiedziała, bez względu na to, czy moim wybrankiem będzie grand czy szewc, albo nawet Maur. Ojciec zawsze powtarzał, że nie ma znaczenia, kim jest mężczyzna, tylko jakim jest człowiekiem i czy naprawdę go kocham. Nie liczył przodków, starych zamków, ani żadnych dóbr. Rzecz jasna, ciotka Mercedes powiedziałaby, że nie miał co liczyć, chyba że coś sobie wyobraził. Co za nonsens. Każdy miał przodków. A ojciec bywał zapraszany do domów grandów, ale także do prostych ludzi, i wszystkich ich lubił, i oni go lubili, bo był poetą. Wcale tego nie krył.

      – Poeci są jak wróble – powiadał. – Wszędzie znajdą jedzenie. Poetom i wróblom obojętna jest ranga ludzi, ich majątek. Podobnie jak Bogu. Dobrze jest mieć coś wspólnego z Bogiem.

      Właśnie za takie słowa ksiądz Gonzalez w Barcelonie czasami beształ ojca, a potem wiedli gorącą dyskusję, która zawsze kończyła się tym, że ksiądz Gonzalez śmiał się tak serdecznie, że aż purpurowiał na twarzy, klepał ojca po ramieniu i mówił, że ojciec z pewnością na długo trafi do czyśćca, ale to dobrze zrobi nie tylko jemu, lecz również pozostałym biednym duszyczkom, które tam wtrącono, bo przynajmniej będą miały się z czego pośmiać. Kiedyś ojciec odparł, że sądził, iż dusze w czyśćcu i tak się śmieją. Ksiądz Gonzalez popatrzył na niego wstrząśnięty, lecz ojciec odważnie odwzajemnił spojrzenie.

      – Jestem o tym całkowicie przekonany, proszę księdza – oznajmił. – A ksiądz by się nie śmiał wiedząc, że teraz na pewno pójdzie do nieba? Nie jest ksiądz tego pewny, prawda?

      Ksiądz Gonzalez pośpiesznie przyznał, że faktycznie, i po chwili powiedział, że teoria ojca w sumie nie jest taka zła i może choć część biednych duszyczek czyśćcowych się śmieje, i jaka to szkoda, że ojciec nie został teologiem.

      Mama zabroniła Juanicie mówić o ojcu w domu ciotki Mercedes, a ona się nie sprzeciwiała – przynajmniej jak dotąd. W rezultacie jednak jeszcze częściej wracała myślami do ojca i zastanawiała się, co powiedziałby o tym domu, w którym wszystko jest takie porządne i najwyraźniej nic się nie marnuje.

      Ciotka Mercedes zdawała się być wszędzie jednocześnie i najwyraźniej miała oczy dookoła głowy. Stary Silvio uskarżał się, że ona zawsze dobrze wie, ile wina zostało w beczce albo w dzbanie.

      – СКАЧАТЬ