Название: Urodzona bogini część 1
Автор: P.C. Cast
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Книги для детей: прочее
isbn: 978-83-238-9524-4
isbn:
Moja szczera wypowiedź wzbudziła w Alannie pewien niepokój.
– Aż tak było źle? Byłam pewna, że kobieta o tym bólu zapomina błyskawicznie!
Chyba jednak nie wszystkie, ale zdecydowana większość na pewno tak. Natomiast faceci… Spojrzałam na swego małżonka centaura, Wielkiego Szamana ClanFintana, któremu pod względem siły i wytrzymałości żaden dwunożny facet nie był w stanie dorównać. Ale asystowanie żonie przy porodzie nawet tego mocarza kompletnie wykończyło. Wielki centaur był po prostu… wymiętoszony. (Nie, nie powiem, że sflaczały. Za bardzo go kocham).
– Kochanie… – zagadnęłam ze słodziutkim uśmiechem. – Czy zapomnisz o tym błyskawicznie?
– Raczej nie – wyznał szczerze i chyba po raz tysięczny tego dnia nachylił się nade mną, by wykonać dwie czynności. Odgarnąć mi z twarzy wilgotne od potu rude kosmyki oraz pocałować w czoło, oczywiście zroszone potem.
– Ja też nie. Moim zdaniem ta cała teoria, że kobiety natychmiast zapominają o rodzeniu w bólu i męce, puszczona została w obieg przez mężów, którzy chcą mieć czyste sumienie – wygłosiłam autorytatywnie, na co Carolan zareagował tubalnym śmiechem.
A zaraz potem okazało się, że mamy podobne poglądy, bo stwierdził:
– A wiesz, Rheo, że twoja teoria jest chyba słuszna.
Stał do mnie tyłem, więc wygłaszając następną kwestię, spokojnie mogłam wykrzywić się do jego pleców.
– Szkoda, że mój Uzdrowiciel nie raczył mnie uprzedzić, że będzie naprawdę… ciekawie.
– Nie, milady, nie uprzedziłem. Miałoby to sens tylko wtedy, gdybym uprzedzał milady, zanim zaczęła współżyć z centaurem.
Dalej demonstrował mi swoje plecy. Teraz drżące, czyli oczywiście śmiał się, w związku z czym chrząknęłam znacząco, starając się, by wyszło to bardzo podobnie do charakterystycznego pochrząkiwania mego męża centaura.
W związku z czym Carolan znów się zaśmiał.
A mąż mój spytał:
– Och, Rheo! Czy nie warto było trochę się pomęczyć?
W tym czasie Alanna, moja najlepsza przyjaciółka, a także wybitnie wielozadaniowa asystentka oraz wielki ekspert od wszystkiego, co dotyczyło Partholonu, a czego ja jeszcze nie wiedziałam, skończyła oporządzanie maleństwa i wreszcie uśmiechnięta jak Święty Mikołaj złożyła je w moich drżących z niecierpliwości ramionach.
I natychmiast nastał koniec żartów. Teraz byłam jednym ogromnym wzruszeniem, uniesieniem i tak dalej.
– O tak… Warto było, o tak… – szeptałam, czując już tylko i wyłącznie miłość oraz czułość absolutną.
ClanFintan z wrodzonym wdziękiem centaurów natychmiast przykląkł przy mnie… przy nas!
– Nie ma absolutnie niczego, czego nie byłaby warta – powiedział nabrzmiałym ze wzruszenia głosem, ostrożnie dotykając rudych kręconych włosków na cudnej główce, maciupeńkiej i bardzo kształtnej. – Jak ją nazwiemy, kochanie?
Odpowiedziałam bez wahania. Przecież rozmyślałam o tym od wielu miesięcy. W sumie niepotrzebnie, bo i tak tylko jedno imię chodziło mi po głowie. Kiedy pojawiło się tam po raz pierwszy, spytałam Alannę, co to imię oznacza. Powiedziała mi i od razu wiedziałam, że innej opcji nie ma. Moja córka ma nazywać się właśnie tak.
– Myrna. Ma na imię Myrna.
ClanFintan z uśmiechem otoczył nas obie imponującymi ramionami centaura.
– Myrna… W naszym starym języku „ukochana”. Tak, to najlepsze imię dla naszej córki. – Nachylił się ku mnie jeszcze bardziej, ponieważ to, co miał wyszeptać, przeznaczone było wyłącznie dla moich uszu. – Kocham cię, Shannon Parker. Dziękuję ci za ten bezcenny dar, jakim jest nasza córka.
Rozczulona wtuliłam się w jego cieplutką pierś i cmoknęłam mocno zarysowaną szczękę, jednocześnie tuląc do siebie nowy skarb w postaci maleńkiej dziewczynki, która spała jak suseł.
Shannon… ClanFintan bardzo rzadko używał imienia, które nadano mi, gdy przyszłam na świat. Nigdy tego nie robił w obecności osób trzecich, z wyjątkiem Alanny i Carolana, którzy również byli wtajemniczeni. Reszta Partholonu nie miała bladego pojęcia, że prawie rok temu niezwykłym zbiegiem okoliczności – nie, nie, nie był to przypadek, tylko efekt działania kogoś bardzo mocarnego, kto może odmieniać ludzkie losy – podmieniłam prawdziwą Rhiannon. Wyglądałyśmy przecież identycznie, z tym że, podkreślam, na tym koniec. W środku byłyśmy całkiem inne. Rhiannon okazała się egoistyczną, pełną nienawiści suką, która porzuciła swój świat. Ja natomiast, moim skromnym zdaniem, byłam egoistką w bardzo niewielkim stopniu, a wściekłą suką tylko wtedy, kiedy było to niezbędne. Poza tym ja nigdy Partholonu nie opuszczę, nie zostawię ani Bogini, ani Partholończyków, ponieważ ich pokochałam z miejsca i bezwarunkowo. Raz, owszem, zdarzyło się, że zostałam z powrotem przerzucona do Oklahomy, ale było to całkowicie ode mnie niezależne i zrobiłam wszystko, dosłownie wszystko, by powrócić do Partholonu. Bo tu jest moje miejsce, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Epona dała mi jasno do zrozumienia, że jestem Jej Wybranką, a fakt, że to właśnie ja wskoczyłam na miejsce Rhiannon, wcale nie był dziełem przypadku ani pomyłką. Epona wybrała mnie świadomie, a to najlepszy dowód, że należę do tego właśnie świata. Do Partholonu.
A teraz urodziłam córeczkę i byłam po prostu u szczytu szczęścia.
Delikatnie musnęłam wargami maciupeńką główkę.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – szepnęłam. – Bo przecież wreszcie się urodziłaś i mama może cię pocałować, skarbie mój najukochańszy, najsłodszy…
Ciepłe, silne ramię ClanFintana ścisnęło mnie trochę mocniej.
– Mamie też życzymy wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
– Ożeż ty! Faktycznie! Przecież dziś, według kalendarza w Oklahomie, trzydziesty kwietnia, czyli moje urodziny! Kompletnie o tym zapomniałam.
– Wcale się nie dziwię. Przecież byłaś bardzo zajęta.
– O tak! Bardzo, bardzo zajęta! – Tu słodki uśmiech do zachwycającego centaura, którego darzyłam miłością największą z największych. – Powinniśmy podziękować Eponie, że nasza cudna córeczka przyszła na świat w tym właśnie dniu!
ClanFintan pocałował mnie bardzo delikatnie.
– Tak. Bogini jest dla nas niezwykle łaskawa. Nigdy nie przestanę jej dziękować, że dała mi ciebie, a teraz naszą Myrnę.
Wielki Szaman nabrał głęboko powietrza i dźwięcznym, donośnym głosem, tym samym, którym wzywał odwieczne moce, by zmieniły go w człowieka i mógł kochać się ze mną, oddał cześć Bogini:
СКАЧАТЬ