W pustyni i w puszczy. Henryk Sienkiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W pustyni i w puszczy - Henryk Sienkiewicz страница 13

Название: W pustyni i w puszczy

Автор: Henryk Sienkiewicz

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ podniósł się zziajany i zbity, ale czuł, że gdyby ojciec mógł go w tej chwili widzieć i słyszeć, byłby dumny z niego, albowiem nie tylko skoczył był bez namysłu na ratunek Nel, ale i teraz, choć razy korbacza paliły go jak ogniem, nie myślał o własnym bólu, a natomiast począł pocieszać dziewczynkę i wypytywać, czy uderzenia nie zrobiły jej krzywdy.

      A następnie rzekł:

      — Com dostał, tom dostał, ale on się więcej na ciebie nie porwie. Ach, gdybym miał jaką broń!

      Mała kobietka objęła go obu rękoma za szyję i mocząc mu łzami policzki jęła zapewniać, że nie bardzo ją bolało i że płacze nie z bólu, tylko z żalu nad nim. Na to Staś przesunął usta do jej ucha i rzekł szepcząc:

      — Nel, nie za to, że mnie zbił, ale za to, że ciebie uderzył, przysięgam, że mu nie daruję.

      Na tym skończyło się zajście. Po pewnym czasie Gebhr i Idrys, pogodzeni już z sobą, porozciągali na ziemi opończe i pokładli się na nich, a Chamis poszedł wkrótce za ich przykładem. Beduini zasypali wielbłądom durry, po czym wsiadłszy na dwa luźne, pojechali w stronę Nilu. Nel oparła główkę o kolana starej Dinah i usnęła. Ognisko przygasło i wkrótce słychać było tylko chrzęst durry w zębach wielbłądów. Na niebo wytoczyły się małe obłoczki, które zakrywały chwilami księżyc, ale noc była widna. Za skałami odzywało się ciągłe żałosne skomlenie szakali.

      Po dwóch godzinach Beduini wrócili z wielbłądami dźwigającymi napełnione wodą skórzane wory. Podsyciwszy ogień zasiedli na piasku i zabrali się do jedzenia. Przybycie ich zbudziło Stasia, który się poprzednio był zdrzemnął, oraz dwóch Sudańczyków i Chamisa, syna Chadigiego. Wtedy przy ognisku rozpoczęła się następująca rozmowa:

      — Możemy jechać? — zapytał Idrys.

      — Nie, albowiem musimy odpocząć — my i nasze wielbłądy.

      — Czy nie widział was nikt?

      — Nikt. Dotarliśmy do rzeki między dwiema wioskami. Z daleka tylko szczekały psy.

      — Trzeba będzie zawsze jeździć po wodę o północy i czerpać ją w pustych miejscach. Byle minąć pierwszą challal (kataraktę), to dalej wsie już rzadsze i prorokowi przychylniejsze. Pościg pójdzie za nami z pewnością.

      Na to Chamis przewrócił się plecami do góry i podparłszy dłońmi twarz rzekł:

      — Mehendysi będą naprzód czekali dzieci w El-Fachen przez całą noc i do następnego pociągu, potem pojadą do Fajum, a stamtąd do Gharak. Tam dopiero zrozumieją, co się stało, i wówczas muszą wrócić do Medinet, aby wysłać słowa lecące po miedzianym drucie do miast nad Nilem — i jeźdźców na wielbłądach, którzy będą nas ścigali. Wszystko to zabierze najmniej trzy dni. Przedtem nie potrzebujemy męczyć naszych wielbłądów i możemy spokojnie „pić dym” z cybuchów.

      To rzekłszy wydobył z ogniska płonący pręcik róży jerychońskiej i zapalił nim fajkę, a Idrys począł, zwyczajem arabskim, cmokać z zadowolenia.

      — Dobrze to urządziłeś, synu Chadigiego — rzekł — ale nam trzeba korzystać z czasu i zajechać przez te trzy dni i noce najdalej na południe. Odetchnę spokojniej dopiero wówczas, gdy przejedziemy pustynię między Nilem a Kharge (wielka oaza na zachód od Nilu). Dałby Bóg, aby wielbłądy wytrzymały.

      — Wytrzymają — ozwał się jeden z Beduinów.

      — Ludzie mówią też — wtrącił Chamis — że wojska Mahdiego (niech Bóg przedłuży jego żywot) dochodzą już do Assuanu.

      Tu Staś, który nie tracił ani słowa z tej rozmowy i zapamiętał również, co przedtem mówił Idrys do Gebhra, podniósł się i rzekł:

      — Wojska Mahdiego są pod Chartumem.

      — La! La! (nie, nie) — zaprzeczył Chamis.

      — Nie zważajcie na jego słowa — odpowiedział Staś — bo on ma nie tylko skórę, ale i mózg ciemny. Do Chartumu, choćbyście co trzy dni kupowali świeże wielbłądy i pędzili tak jak dziś, zajedziecie za miesiąc. A i tego może nie wiecie, że drogę przegrodzi wam armia, nie egipska, ale angielska...

      Słowa te uczyniły pewne wrażenie, a Staś spostrzegłszy to mówił dalej:

      — Zanim znajdziecie się między Nilem a wielką oazą, wszystkie drogi na pustyni będą już pilnowane przez szereg straży wojskowych. Ha! słowa po miedzianym drucie prędzej biegną od wielbłądów! Jakże zdołacie się przemknąć?

      — Pustynia jest szeroka — odpowiedział jeden z Beduinów.

      — Ale musicie trzymać się Nilu.

      — Możemy się nawet przeprawić i gdy nas będą szukać z tej strony, my będziemy z tamtej.

      — Słowa biegnące po miedzianym drucie dojdą do miast i wsi po obu brzegach rzeki.

      — Mahdi ześle nam anioła, który położy palec na oczach Anglików i Turków (Egipcjan), a nas osłoni skrzydłami.

      — Idrysie — rzekł Staś — nie zwracam się do Chamisa, którego głowa jest jak pusta tykwa, ani do Gebhra, który jest podłym szakalem, ale do ciebie. Wiem już, że chcecie nas zawieźć do Mahdiego i oddać w ręce Smaina. Lecz jeśli to czynicie dla pieniędzy, to wiedz, że ojciec tej małej bint (dziewczynki) jest bogatszy niż wszyscy Sudańczycy razem wzięci.

      — I co z tego? — przerwał Idrys.

      — Co z tego? Wróćcie dobrowolnie, a wielki mehendys nie pożałuje wam pieniędzy i mój ojciec także.

      — Albo oddadzą nas rządowi, który każe nas powiesić.

      — Nie, Idrysie. Będziecie wisieli niezawodnie, lecz tylko w takim razie, jeśli was złapią w ucieczce. A tak się stanie z pewnością. Ale jeśli sami wrócicie, żadna kara was nie spotka i prócz tego zostaniecie bogatymi ludźmi do końca życia. Ty wiesz, że biali z Europy dotrzymują zawsze słowa. Otóż daję wam słowo za obu mehendysów, że będzie tak, jak mówię.

      I Staś pewien był istotnie, że ojciec jego i pan Rawlison będą stokroć woleli dotrzymać uczynionej przez niego obietnicy niż narażać ich oboje, a zwłaszcza Nel, na okropną podróż i jeszcze okropniejsze życie wśród dzikich i rozszalałych hord Mahdiego.

      Toteż z bijącym sercem oczekiwał na odpowiedź Idrysa, który pogrążył się w milczeniu i dopiero po długiej chwili rzekł:

      — Mówisz, że ojciec małej bint i twój dadzą nam dużo pieniędzy?

      — Tak jest.

      — A czy wszystkie ich pieniądze potrafią otworzyć nam drzwi do raju, które otworzy jedno błogosławieństwo Mahdiego?

      — Bismillach! — krzyknęli na to obaj Beduini wraz z Chamisem i Gebhrem.

      Staś stracił od razu wszelką nadzieję, wiedział bowiem, że jakkolwiek ludzie na Wschodzie chciwi są i przekupni, to jednak gdy prawdziwy СКАЧАТЬ