Sobieski. Lew, który zapłakał. Sławomir Leśniewski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sobieski. Lew, który zapłakał - Sławomir Leśniewski страница 7

Название: Sobieski. Lew, który zapłakał

Автор: Sławomir Leśniewski

Издательство: PDW

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 9788308071991

isbn:

СКАЧАТЬ szansa na zwycięstwo równie wielkie jak pod Beresteczkiem, ale w decydującym momencie batalii przekupieni przez Chmielnickiego Tatarzy zachowali się podobnie jak pięć lat wcześniej pod Zborowem i pozwolili mu uniknąć pogromu. Kilkunastotysięczna armia koronna, pozbawiona ich wsparcia, nie była w stanie samodzielnie dobić Kozaków i Rosjan. Po ich wycofaniu się na Ukrainę wyruszył korpus ekspedycyjny pod dowództwem Stefana Czarnieckiego z zadaniem pacyfikacji zrewoltowanych obszarów. Podczas gdy orda brała głównie w jasyr, Polacy bezwzględnie wyrzynali ludność i zamieniali kraj w pustynię. Czynili to nadzwyczaj skutecznie, jakby zapominając, że rzecz dotyczy współobywateli. Zniszczeniu uległo tysiąc cerkwi, między Dniestrem a Bohem ten sam los spotkał około dwustu siedemdziesięciu miast i miasteczek, nie licząc setek wsi i chutorów. Straszna wojna domowa z udziałem ościennych potęg przetaczała się przez Ukrainę, wyzwalając u walczących stron coraz więcej zaciekłości i przekreślając szanse na jakiekolwiek sensowne porozumienie. Lecz kozacki bunt i wojna z Moskwą stanowiły jedynie uwerturę przed najcięższą w historii próbą, jakiej została poddana Rzeczpospolita. Zbliżał się czas wojny północnej.

      Nadciągali Szwedzi.

      ZDRADA I ODKUPIENIE

      „Jan Sobieski był w latach 1655–1656 zdrajcą”.

      Zbigniew Wójcik w książce Jan Sobieski 1629–1696

      Okres potopu szwedzkiego, w każdym razie pierwsza faza wojny, jakże dramatyczna dla Rzeczypospolitej, Jana Kazimierza i jego poddanych, stanowi w życiu Sobieskiego ciemną kartę, mało znaną i mocno wstydliwą dla zainteresowanego. To, że on sam się nią nie chwalił, jest oczywiste. Trudniejsza do zrozumienia bywa niechęć niektórych autorów, w tym także jego biografów, do opisywania niechlubnej roli, jaką odegrał starosta jaworowski podczas szwedzkiego najazdu. Tak właśnie postąpił Otto Forst de Battaglia. Biografia Jana III jego autorstwa jest uznawana za jedną z ważniejszych i ciekawszych, niektórzy uważają ją również za rzetelną, co jednak – biorąc pod uwagę kanony warsztatu pracy, jakim powinien hołdować historyk – budzi wątpliwości. Zbigniew Wójcik, autor najobszerniejszej i najbardziej szczegółowej biografii Sobieskiego (obok Tadeusza Korzona, który przedstawił jego dzieje przed sięgnięciem po koronę), trochę meandruje w swoich ocenach opracowania Battaglii oraz wytyka mu garść błędów i nieścisłości, by ostatecznie stwierdzić: „Znakomite dzieło Ottona Forst Battaglii […] zalicza się do książek, których ogólna wartość poznawcza, sposób ujęcia i talent pisarski autora wprowadzają je do biblioteki klasyków historiografii”. Przypatrzmy się zatem, co takiego uczynił Sobieski i dlaczego jego biograf mimo tak pięknej laudacji ze strony Wójcika za rzetelnego nie powinien być chyba uznawany.

      W 1655 roku w granicach Rzeczypospolitej po Moskwie i Kozakach pojawił się nowy wróg, Szwedzi. Rozpoczął się kilkuletni okres słynnego potopu, którego przyczyny, przebieg i konsekwencje są dobrze znane z licznych opracowań, były też przedmiotem mojej książki Potop 1655–1660. Czas hańby i sławy, wydanej w 2017 roku. W tym miejscu, zachęcając Czytelników do jej lektury, ograniczę się zatem do wątków bezpośrednio związanych z Sobieskim. Karol X Gustaw ze zdumiewającą łatwością opanował znaczną część ogromnej terytorialnie Rzeczypospolitej. Pierwsze poddały się województwa zachodnie, z poznańskim na czele, kilka tygodni później uczyniło to również Wielkie Księstwo Litewskie. Jego niekoronowany władca, hetman Janusz Radziwiłł, dostrzegł w Szwedach przeciwwagę dla atakującej Litwę Moskwy, a dodatkowo zamierzał wykroić dla siebie udzielne księstwo. Pomiędzy kapitulacją Wielkopolan pod Ujściem a tzw. ugodą kiejdańską, wydarzeniami będącymi w oczach wielu symbolem zdrady, wojska Rzeczypospolitej stoczyły kilka przegranych potyczek, uciekający przed „kuzynem” w kierunku śląskiej granicy Jan Kazimierz zrobił sobie krótki postój w Krakowie, a tłumy szlachty i magnaterii gremialnie zaczęły opuszczać monarchę i przechodzić do obozu najeźdźców. W ich ślady poszli dowódcy armii i żołnierze. Sobieski, który służył pod rozkazami dowodzącego wojskami kwarcianymi chorążego koronnego Aleksandra Koniecpolskiego, uczynił to dość wcześnie, bo już w połowie października.

      Poza chorążym – którego ojciec, sławny hetman, zapewne przewrócił się w grobie – akt poddania się królowi szwedzkiemu w obozie pod Dębicą podpisali m.in. pisarz polny Krzysztof Sapieha i Dymitr Jerzy Wiśniowiecki, który miał zostać w przyszłości hetmanem wielkim koronnym. To o nich i im podobnych w liście do monarchy instygator królewski Daniel Żytkiewicz napisał pełne goryczy słowa: „Wolałbym nie żyć, niżeli tak szkaradne perfidias et proditiones [wiarołomstwa i zdrady], narodowi naszemu niezwyczajne i pod słońcem niesłychane referować Waszej Królewskiej Mości, Panu Memu Miłościwemu”. Wierny urzędnik musiał się wykazać twardym charakterem, nadchodzące wydarzenia zmusiły go bowiem do składania swemu panu relacji o rzeczach jeszcze bardziej bulwersujących. Koniecpolski i jego dowódcy postawili Karolowi Gustawowi cztery warunki. Dwa pierwsze miały fundamentalne znaczenie: wolność religii katolickiej i nienaruszalność majątków kościelnych oraz utrzymanie wszelkich swobód szlacheckich. Trzeci dotyczył żądania konfiskaty majątków tych wszystkich, którzy zdecydowali się opuścić Rzeczpospolitą, oraz podzielenie uzyskanej w ten sposób sumy pomiędzy żołnierzy, czwarty zaś odnosił się do Stefana Czarnieckiego, dowodzącego obroną Krakowa, która nieuchronnie zbliżała się do końca – zażądano dla niego amnestii. Wysłannik polskich dowódców został wyposażony w dodatkową instrukcję, wedle której miał uświadomić królowi szwedzkiemu, że nie poddają mu się z konieczności, ale z powodu opuszczenia ich przez Jana Kazimierza. Tkwiła w tym częściowa prawda. Kwarcianych nic nie przymuszało do kapitulacji, prawie pięć i pół tysiąca doskonałej jazdy (w tym około dwustu dragonów) mogło Szwedom napsuć wiele krwi, a tym bardziej we współpracy z obydwoma hetmanami koronnymi, Potockim i Lanckorońskim, którzy podówczas jeszcze nie przeszli do szwedzkiego obozu. Znalazł się jednak doskonały pretekst podany na tacy przez Jana Kazimierza, który pod koniec września opuścił Kraków i wraz z dworem podążył do Głogówka na terenie księstwa raciborsko-opolskiego, dziedzicznej domeny Wazów. W ten sposób porzucił swoich poddanych.

      Żołnierze, którzy mieli niewiele do powiedzenia i szli za komendą, pocieszali się nawzajem, że odstępują prawowitego króla jedynie na chwilę, przymuszeni nadzwyczajną sytuacją. Jej istotę wyjaśnił Wespazjan Kochowski: „Ażeby nie stać się pastwą nieprzyjaciół, wszystkich ich jednocześnie na siebie rozgniewawszy, chcą przynajmniej jednego z nich ułagodzić”. Z moralnego punktu widzenia pewne znaczenie miało to, jak dokonywał się ów akt porzucenia interesów jednego władcy na rzecz drugiego. Wodzowie czynili to dość bezrefleksyjnie, bez zakłopotania i nie dbając zbytnio o ocenę swojego zachowania. Koniecpolski, jak zaświadcza w swoim raporcie Żytkiewicz, „pił, choć tego nie zwykł czynić w sobotę”, pozostali zaś, „tamże popiwszy się, tańcowali sami z sobą”. Królewski instygator nie bawił się w psychologa ludzkich dusz, nie prowadził rozważań nad intencjami i każdy na własny użytek może się jedynie domyślać, czy chodziło o wybuch niekontrolowanej radości z faktu, że groza szwedzkiego miecza została zażegnana, czy raczej o stypę nad ginącą ojczyzną i zaprzedanymi sumieniami. Na pewno zdawali sobie przecież sprawę, że o ile na królewskim tronie wielka zmiana zajść nie musi – a jeżeli już, to może nawet korzystna – o tyle w wielu innych kwestiach rzeczywistość, w jakiej dotychczas żyli, ulegnie jednak zmianie. I pomimo zaaprobowania przedstawionych warunków przez Karola Gustawa oraz jego zapewnień, że nie zostaną zmuszeni do użycia oręża przeciwko rodakom, rzeczywistość ta niekoniecznie będzie różowa. Czuli, że złota wolność szlachecka w znanym im kształcie odejdzie do lamusa. Żołnierze mieli zapewne łatwiej; im dylematy moralne przesłaniała wizja przyrzeczonego wynagrodzenia.

      Zapewne i jedni, i drudzy poczuli suchość w gardłach, a na policzkach rumieniec wstydu, kiedy najpierw w czasie przeglądu wojsk pod Krakowem patrzyli, jak szwedzcy oficerowie przechadzają СКАЧАТЬ