Sobieski. Lew, który zapłakał. Sławomir Leśniewski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sobieski. Lew, który zapłakał - Sławomir Leśniewski страница 3

Название: Sobieski. Lew, który zapłakał

Автор: Sławomir Leśniewski

Издательство: PDW

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 9788308071991

isbn:

СКАЧАТЬ również wśród średniozamożnej szlachty, już od dawna taki sposób poznawania świata i pogłębiania edukacji był szeroko praktykowany i Polaków można było spotkać we wszystkich większych miastach Starego Kontynentu. Jakub Sobieski i tym razem sporządził stosowną instrukcję, w której na plan pierwszy wybijały się nauka języka francuskiego, zawieranie kontaktów z cudzoziemcami, szczególnie na królewskich i książęcych dworach, oraz studiowanie sztuki wojennej, głównie architectura militaris w Niderlandach, słynących w całej Europie z potężnych, przemyślnie budowanych twierdz, które potrafiły oprzeć się Hiszpanom. Jak zauważył w biografii Jana Sobieskiego Zbigniew Wójcik, wskazany przez Jakuba ideał wychowania „nawiązywał do najlepszych polskich i europejskich tradycji renesansowych, w założeniu swym sprzeciwiając się prądom, które zmierzały do sarmatyzacji oświaty i wychowania, procesowi niewątpliwie wstecznemu”.

      W instrukcji była również zawarta przestroga, zapewne bardziej stosowna w dzisiejszych czasach, ale i wówczas przekazywana przez troskliwych rodziców niedoświadczonym dzieciom, wiele mówiąca o jednej z najgorszych polskich przypadłości, ciągle obecnej w naszych zachowaniach i żywotnej niczym bluszcz. Otóż wojewoda przestrzegał Marka i Jana, „aby jak najmniej Polaków było, gdzie wy będziecie stać, bo po prostu nasi radzi się z sobą wadzą i na drugiego radzi poduszczają, nowinki sieją jeden o drugim, jeden drugiemu leda czego zajrzy, jeden drugiego psuje złym przykładem, złymi obyczajami, na złe rzeczy namawiając, radzi poduszczają na starszych, na utraty niepotrzebne. Rzadki z nich czym się tam dobrym bawi. Widzimy też, że sroga ich rzecz, co cielętami przyjeżdżają do cudzej ziemie, wyjeżdżają zacz wołami do ojczyzny swojej”. Jakub Sobieski nie miał możliwości sprawdzenia, czy jego rady znalazły zastosowanie, a synowie nie powrócą wołami. Jednakże umierając w połowie czerwca, „z wielką wszystkich boleścią, a osobliwie króla”, miał nadzieję, że zrobił wszystko, aby wychować ich na dobrych obywateli i żołnierzy.

      Odkrywanie Zachodu przez młodych Sobieskich trwało dwa i pół roku. W tym czasie podróżowali przez spustoszone wojną trzydziestoletnią kraje niemieckie, odwiedzili pogrążoną w konflikcie między królem Karolem I Stuartem a parlamentem Anglię oraz Zelandię i Holandię, gdzie oglądali niezwyciężone do niedawna oddziały wojsk hiszpańskich i pilnie studiowali sztukę fortyfikacyjną. Najdłużej, łącznie niemal rok, spędzili w Paryżu. Poznali wiele osobistości z kręgów dworskich, bywali zapraszani na przyjęcia i przeszli świetny kurs galanterii. W wielu opracowaniach pojawiają się stwierdzenia, że Jan Sobieski zawarł wówczas bliską znajomość z Ludwikiem II Burbonem, księciem de Condé, zwanym Wielkim Kondeuszem, oraz przedstawicielami dworskiej opozycji, tzw. Frondy, a także wstąpił do gwardii królewskiej. Jeden z biografów, Lucjan Tatomir, uderzył w wysokie tony i dał się ponieść fantazji, pisząc, że Jan „zdumiał swoich towarzyszy broni [tj. gwardzistów – S.L.] zręcznością w robieniu pałaszem, szpadą, lancą i toporem, […] władał francuskim językiem jak rodowity Francuz, […] rozprawiał o polityce z Kondeuszem jak wytrawny statysta”. Wydaje się, że źródłem dla bajań w opisanym powyżej stylu może być panegirysta, hrabia Narcisse-Achille de Salvandy, francuski minister oświaty i dyplomata, a przy tym autor opasłego dzieła pt. Historia króla Jana Sobieskiego i Królestwa Polskiego z 1855 roku. Sęk w tym, że zupełnie pozbawionego odniesień do faktów; „twórca” przytaczał nawet przebieg prywatnych rozmów Kondeusza z Sobieskim! Prawdą natomiast może być to, że Jan „wzbudzał zazdrość rówieśników nadzwyczajnym powodzeniem u płci pięknej”, gdyż czego jak czego, ale męskiej urody mu nie brakowało.

      Osobiście jestem bardzo sceptyczny wobec głoszonych w różnych opracowaniach rewelacji z podróży Sobieskich. Podtrzymuję zdanie wyrażone przed laty w książce Poczet hetmanów polskich i litewskich; upływ czasu w tym względzie niczego nie zmienił. Pisałem wówczas: „Raczej do pobożnych życzeń zaliczyć należy twierdzenia o wstąpieniu Jana w szeregi «czerwonych» muszkieterów królewskich, związaniu się ze środowiskiem frondystów czy nawiązaniu ścisłych kontaktów ze sławnym księciem de Condé. Zbyt wysokie progi, zbyt niski wiek i sprawa najbardziej prozaiczna – kłopoty z francuszczyzną («niepodobna im była konwersacja francuska») przekreślały takie możliwości”. Sam Battaglia namieszał trochę w głowach czytelników, pisząc, że „o bardzo prawdopodobnym” wstąpieniu Sobieskiego do muszkieterów „francuskie źródła milczą”. Logika tej wypowiedzi zdaje się wskazywać, że milczenie źródeł uprawdopodabnia zajście zdarzenia; w taki sposób mogą argumentować mało poważni politycy, historykowi to raczej nie przystoi. Nie ma natomiast wątpliwości, że zagraniczne wojaże, w szczególności pobyt nad Sekwaną, wywarły na przyszłym królu głębokie wrażenie i przydały mu towarzyskiej ogłady. Sentyment do Francji, odpowiednio wzmocniony wyborem dokonanym w życiu osobistym, miał się po latach odezwać w jego polityce wewnętrznej i zagranicznej. Skrywanym marzeniem nastolatka, towarzyszącym mu przez następnych kilkanaście lat, miał się stać „taburet” w Wersalu, który byłby skłonny oddać za urzędy i godności we własnej ojczyźnie. Zauroczenie Francją nie było bynajmniej ślepe; mimo podziwu dla wspaniałości dworu i potęgi władzy Ludwika XIV wyraźny sprzeciw budził w Sobieskim królewski absolutyzm, któremu „zgnoić największego w Bastylii wolno człowieka”.

      

      Paryż w XVII wieku: na pierwszym planie Sekwana, w głębi widoczny Luwr, francuska grafika z lat 1629–1630.

      Pobyt we Francji wydał jeszcze inne owoce. Dochodzący lat męskich Jan Sobieski, wysoki, postawny, gorącokrwisty, a jednocześnie pełen wielkopańskich manier, ogniskujący na sobie spojrzenia dam, znalazł dość czasu, by popuścić wodze potrzebom ciała i rodzącym się uczuciom. Nie wiemy, jak często udawało mu się zniknąć z oczu czujnych opiekunów i ile przeżył romansów, ale – wedle niektórych, w tym Battaglii – jeden z nich pozostawił po sobie nad wyraz trwały ślad. Oto osiemnastoletni panicz wdał się w przelotną – wówczas takie tylko przeżywał – miłostkę z córką jakiegoś urzędnika i z tego krótkiego, acz bujnego związku miał się urodzić chłopiec. Przez całe lata było o nim cicho, a roztrząsanie, dlaczego tak się stało, trzeba pozostawić w sferze domysłów. W końcu jednak rzekomy syn Sobieskiego jako tajemniczy Mathieu de Brisacier pojawił się nad Wisłą i wywołał niemałe poruszenie. Na dworze zastanawiano się nawet nad jego stosownym uhonorowaniem, aczkolwiek bez nadawania sprawie nadmiernego rozgłosu. Niemniej skandal wybuchł i nie samego jedynie Sobieskiego postawił w niekomfortowej sytuacji.

      W czerwcu 1648 roku za pośrednictwem księcia Bogusława Radziwiłła, który również odbywał zagraniczne wojaże, do przebywających w Brukseli Sobieskich dotarły wieści o zgonie Władysława IV Wazy, a zaraz potem o szokujących porażkach polskich wojsk pod Żółtymi Wodami i Korsuniem w starciu ze zbuntowanymi Kozakami Bohdana Chmielnickiego. Przyczyny buntu były wielorakie, u jego genezy legły kwestie religijne, społeczne, wojskowe, polityczne, ale w sposób najprostszy wskazał je Jakub Łoś, autor Pamiętnika towarzysza chorągwi pancernej, pisząc, że „kozackiej zaś wojny przyczyna była – uciążenie ich od panów ruskich”, czyli magnaterii i szlachty posiadających majątki ziemskie na obszarze Ukrainy. Miesiąc później bracia otrzymali list od matki, w którym wzywała ich do powrotu. Teofila Sobieska oczekiwała na synów w Zamościu, należącym do najpotężniejszych twierdz Rzeczypospolitej. Znalazła się tam, uszedłszy z Żółkwi przed Kozakami i ukraińskim chłopstwem wyrzynającym polską szlachtę. Nie przypuszczała jednak zapewne, że fala buntu dotrze aż pod Zamość. Jak wielu innych sądziła, że powstanie spotka ten sam los co wszystkie poprzednie mniejsze i większe kozackie rebelie.

      Nim doszło do spotkania, wydarzyło się coś zupełnie niepojętego, wobec czego Żółte Wody i Korsuń nagle straciły na znaczeniu, podobnie jak dziesiątki innych wojennych klęsk i niepowodzeń w dotychczasowych dziejach polskiego oręża. Oto w nocy z 23 na 24 września ogromna liczebnie armia Rzeczypospolitej СКАЧАТЬ