Sobieski. Lew, który zapłakał. Sławomir Leśniewski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sobieski. Lew, który zapłakał - Sławomir Leśniewski страница 16

Название: Sobieski. Lew, który zapłakał

Автор: Sławomir Leśniewski

Издательство: PDW

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 9788308071991

isbn:

СКАЧАТЬ Maria macierzyńskie uczucia przelała na siostrzenicę, księżniczkę Palatynatu Reńskiego Annę Henrykę Julię, i jako warunek sine qua non postawiła poślubienie jej przez kandydata do tronu Rzeczypospolitej”. Zresztą początkowo miał nim być Habsburg i dopiero po przeorientowaniu polityki wobec Austrii, nazbyt kosztownego sojusznika podczas potopu, warszawski dwór postawił na kandydaturę francuską. Było zupełnie oczywiste, że cesarstwo, tradycyjny wróg Francji w walce o panowanie nad Europą, zrobi wszystko, aby przeszkodzić jej w uzyskaniu kontroli nad Rzecząpospolitą. Najprostszym sposobem prowadzącym do storpedowania tego zamysłu było stworzenie w jej granicach oddanego sobie stronnictwa i walka propagandowa z planami elekcji vivente rege. Dla Habsburgów stało się to absolutnym priorytetem, gdyż propozycje płynące z Warszawy wychodziły naprzeciw wytycznym globalnej polityki Francji. Realizacja śmiałego planu zdaniem Mazarina mogła, jak przytacza Korzon, „wziąć cesarstwo w kleszcze pomiędzy Francyę i Polskę, jak poprzednio Francya tkwiła pomiędzy cesarstwem a Hiszpanią”. Niezależnie od intencji królowej i stopnia przemyślenia całego przedsięwzięcia trzeba przyznać, że akurat kandydat do polskiej korony pochodzący z kraju, gdzie rozstano się dość skutecznie z samowolą szlachecką na rzecz królewskiego absolutyzmu, miałby niemałą szansę na ukrócenie anarchii i wzmocnienie władzy centralnej. Można się tu chyba zgodzić z opinią sformułowaną przez Zbigniewa Wójcika: „Nie mogę uwierzyć, aby d’Enghien czy inny kandydat Ludwika XIV na tronie Rzeczypospolitej pozostał monarchą tak ograniczonym w swej władzy jak jego poprzednicy”. I równocześnie tak mało życzliwym rządzonemu przez siebie narodowi – należy dodać.

      Prawdopodobnie na przełomie lat 1659 i 1660 światło dzienne ujrzał anonimowy, być może pochodzący z kręgów dworskich, dokument zatytułowany Punkty na sejm podane. Był to projekt odnowy systemu uchwalania aktów prawnych; przewidywał ich trójstopniowe procedowanie i przyjmowanie – od izby poselskiej poprzez senat aż po królewską aprobatę – lecz najważniejszym postulatem było natychmiastowe zniesienie psującej państwo zasady, w której jeden głos mógł zniweczyć wysiłki całego sejmu, nawet w momentach dla Rzeczypospolitej szczególnie newralgicznych. Wydaje się, że dezyderaty zawarte w Punktach na sejm podanych były zgodne z oczekiwaniami Ludwiki Marii, również w kwestii znacznego ograniczenia złotej wolności. Chorąży koronny, którego związki z dworem od końca lat pięćdziesiątych były coraz silniejsze, zdaniem Zbigniewa Wójcika „u mądrej królowej terminował jako polityk” i dzięki niej nabył „zrozumienie konieczności reformy Rzeczypospolitej, które będzie mu towarzyszyć odtąd niemal do schyłku życia”. Zupełnie odmiennie widzą tę kwestię autorzy książki Obalanie mitów i stereotypów. Od Jana III Sobieskiego do Tadeusza Kościuszki, Sławomir Suchodolski i Dariusz Ostapowicz, którzy w jednym z podtytułów rozdziału poświęconego Sobieskiemu zawarli jednoznaczną tezę: W szkole myślenia politycznego mądrej królowej, czyli na drodze zdrady (1648–1668). Owo dwudziestolecie, a chociażby okres po roku 1660, przyniosło bowiem w życiu przyszłego monarchy wiele niejednoznacznych, czasem wstydliwych bądź zasługujących wręcz na potępienie zachowań.

      Sobieski, po nadaniu starostwa stryjskiego i krótko przed wyjazdem na wojnę z Moskwą, wraz z grupą najzagorzalszych stronników królowej, m.in. kanclerzem wielkim koronnym Mikołajem Prażmowskim, kanclerzem wielkim litewskim Krzysztofem Pacem, wojewodą poznańskim Janem Leszczyńskim, wojewodą ruskim Stefanem Czarnieckim oraz – uwaga! – Jerzym Sebastianem Lubomirskim, podpisał dokument, w którym wyraził zgodę na wybór Francuza na tron Rzeczypospolitej jeszcze za życia Jana Kazimierza. Dwaj pierwsi notable – tu miejsce na smakowite zdanie autorstwa Korzona – „zawdzięczali swe urzędy nie wielkim przymiotom umysłu i charakteru, niezbędnym w sytuacyach trudnych, lecz skwapliwości do płatnego służalstwa i uzdolnieniu do intryg”. O niektórych z pozostałych dałoby się po części powiedzieć coś podobnego. Niedługo po powstaniu wspomnianego skryptu Król Słońce postanowił powierzyć zaszczyt pretendowania do polskiej korony Henrykowi Juliuszowi, księciu Condé i Enghien, synowi Ludwika Burbona zwanego Wielkim Kondeuszem.

       F 102

      Henryk Juliusz Burbon, książę Condé i Enghien, syn Wielkiego Kondeusza, pretendent do polskiego tronu.

      Marysieńka mogła grać z Sobieskim już niemal w otwarte karty. Ciągle jeszcze nie była jego kochanką, ale jej zażyłość z chorążym i stopień zaufania, jakim go darzyła, weszły na wyższy poziom. Korespondencja wojewodziny i chorążego nabrała nowego zabarwienia. Pojawił się w niej intymny szyfr. Sobieski – w tym miejscu pozwolę sobie sięgnąć po krótki fragment ze swojej książki Wielcy hetmani Rzeczypospolitej – „Pisał je piękną polszczyzną, jakże odmienną od języka oficjalnych dokumentów i zachwaszczonych makaronizmami oracji. Bogactwo opisów łączył z bogactwem nastrojów. Nieujarzmiona namiętność wyzwalała w nim sympatyczną w gruncie rzeczy trywialność, której nie wyzbył się mimo upływających lat. On w listach nazywał się najczęściej Celadonem (postać zaczerpnięta z powieści Honoré d’Urfé), ją zwał Astreą, ich miłosna korespondencja to konfitury, Jan Zamoyski zaś to – fujara! Wspaniała lektura potężniejącej miłości, dziennik wydarzeń politycznych, zapis słodkich, intymnych zwierzeń”. Oczywiście to wielki skrót, wskazanie tylko paru określeń pośród wielu innych, ukutych także dla różnych osobistości życia publicznego w Polsce i za granicą, niezmiernie smakowitych i przez Sobieskiego często używanych; ledwie delikatnie naszkicowana zawartość jego listów, których przez lata nazbierały się setki. Co prawda do wiosny 1661 roku chorąży napisał ich niewiele – co wytknęła mu Marysieńka, stwierdzając: „Bo jeżelibyśmy chcieli policzyć, kto z nas więcej napisał listów, to przypuszczam, że listy Wci na palcach dałoby się zliczyć” – jednak później z ogromnym naddatkiem nadrobił zaległości. Ma rację Boy-Żeleński i wszyscy ci, którzy są zdania, że gdyby nie późniejsza olśniewająca kariera polityczna, Jan Sobieski zapisałby się złotymi zgłoskami na kartach kultury polskiej jako autor wspaniałych epistoł. Hetman i król, czemu trudno się dziwić, umniejszyli w nim twórcę.

      Pod koniec 1660 roku Marysieńka w liście do Sobieskiego umieściła sugestię, nawet prośbę, aby postarał się storpedować plany zawiązania przez nieopłacone wojsko konfederacji, a jeśli to miałoby się nie udać, oczekiwała po chorążym, że na jej czele stanie on sam albo ktoś z kręgu jego najbliższych przyjaciół. Nie musiała dodawać, że taki właśnie marszałek, formalnie reprezentujący żołnierską brać, w rzeczywistości zaś stojący na straży królewskich interesów, byłby przez dwór bardzo pożądany. Admirator wojewodziny sandomierskiej i przyjaciel królowej nie miał jeszcze tak wielkiej siły przebicia i miru wśród coraz bardziej niezadowolonych wojaków, aby podołać postawionemu przed nim zadaniu. Po marszałkostwo tzw. Związku Święconego, który nie tylko miał dochodzić uprawnień żołnierzy, lecz także „zepsowane w ojczyźnie prawa restaurować”, sięgnął Jan Świderski. Chorąży został natomiast jednym z dwunastu posłów na sejm wybranych przez koło generalne; wraz z nimi miał przedstawić sytuację i żądania żołnierzy, którzy przez lata nie szczędzili krwi i poświęceń, a ostatecznie mimo wielokrotnych zapewnień o wypłacie zaległego żołdu zostali oszukani. W grupie tej znalazł się także późniejszy hetman wielki koronny Stanisław Jan Jabłonowski, w przyszłości współpracownik, ale też i rywal Sobieskiego.

      Pomimo niedotrzymania wspomnianego wcześniej terminu wypłaty żołdu, który kanclerz określił na 11 listopada, wojsko zgodziło się zaczekać do czerwca 1661 roku. Drugiego maja rozpoczął się sejm, na którym miały się rozstrzygnąć nie tylko jego sprawy, lecz także kwestie związane z elekcją vivente rege i próbą przeprowadzenia reform parlamentarnych; podobny zakres procedowania miał dotyczyć obrad sejmu w następnym roku. Ich przedmiot można porównać obrazowo do sterty wysuszonego siana i zaprószonego w jego sąsiedztwie ognia; łatwo mógł stąd wyniknąć trudny do ugaszenia pożar. Tym większy, im gorzej monarsza para, partia СКАЧАТЬ