Belfast. Aleksandra Łojek
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Belfast - Aleksandra Łojek страница 8

Название: Belfast

Автор: Aleksandra Łojek

Издательство: PDW

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия: Reportaż

isbn: 9788381912051

isbn:

СКАЧАТЬ mówiło się o tym, że w Irlandii Północnej wprowadzono pięć dozwolonych technik śledczych (przymusowe stanie, zakrywanie głowy kapturem, pozbawianie snu, głodzenie i poddawanie tak zwanemu białemu hałasowi), których stosowanie w 1978 roku potępił Europejski Trybunał Praw Człowieka, oraz że podczas torturowania więźniów (na przykład przy użyciu prądu) obecni byli lekarze więzienni.

      W latach dziewięćdziesiątych już miałam kupować bilet na autobus z Londynu do Belfastu, kiedy IRA przeprowadziła zamach na jedną z dzielnic stolicy Anglii. Kiedy powiedziałam mojej ówczesnej brytyjskiej pracodawczyni, że wybieram się do Irlandii Północnej, ta wzdrygnęła się z obrzydzeniem. Widać było, że mierzi ją ta część świata. Że Belfast jest dla niej synonimem wcielonego zła, które może się rozlać na resztę Królestwa.

      – Jest tyle pięknych miejsc w Wielkiej Brytanii. Oszalałaś? Jechać na front? Do dzikich? – zapytała, grożąc, że nie da mi dnia wolnego, bo nie chce przyczynić się do mojej śmierci.

      Nie przypuszczałam, że los rzuci mnie tam na stałe.

      Zamieszkałam w Belfaście w 2009 roku, tuż po zamachu na baraki wojskowe w Massereene, w czasie którego został ranny polski dostawca pizzy, ocalony zresztą przez żołnierza brytyjskiego, który następnego dnia miał jechać na misję do Afganistanu.

      Żołnierz zginął z rąk dwóch zamachowców z Real IRA.

      Trzydziestodwuletni Polak wylądował w szpitalu w stanie ciężkim.

      Polak był ofiarą, bo, jak poinformowali zamachowcy w rozmowie telefonicznej z dublińskim „The Sunday Tribune” (tu zamachowcy wyjaśniają, jaka idea im przyświeca, gdy ostrzegają o planowanych akcjach), współpracował z brytyjskim okupantem. Bo gdy dowozisz pizzę żołnierzowi brytyjskiemu, to z nim współpracujesz.

      Proste.

      Dostawcy pizzy zostali przez zamachowców określeni jako legitimate targets. To termin wojenny.

      W mediach zaroiło się od słów potępienia. Republikanie, lojaliści, ludzie środka. Przez Irlandię Północną przeszły marsze solidarności, marsze pamięci, marsze ofiar.

      Richard Walsh, rzecznik republikańskiej partii Sinn Féin, potępił zamach, ale nie nazwał go, jak inni, barbarzyńskim morderstwem, lecz „aktem wojny”.

      „Zawsze utrzymywaliśmy, że Irlandczycy mają prawo stosować każdy rodzaj kontrolowanej siły, by doprowadzić Brytyjczyków do opuszczenia Irlandii. Za to nie będziemy przepraszać”.

      Czyli że co? Że wojna trwa mimo porozumienia wielkopiątkowego z 1998 roku?

      Zostaję. Chcę wiedzieć, o co tu chodzi.

      Jak rozpoznać katolika w Belfaście

      Bardzo prosto. Można zacząć od próby obrażenia rozmówcy.

      Wystarczy nie zidentyfikować jego tożsamości w sposób prawidłowy i nazwać go albo Irlandczykiem (jeśli jest Brytyjczykiem, czyli stanowi większość mieszkańców Irlandii Północnej), albo Brytyjczykiem (jeśli stanowi mniejszość, czyli jest Irlandczykiem) lub, co jest najgorsze, nazwać go Anglikiem. Wtedy można obrazić za jednym zamachem i Brytyjczyka, i Irlandczyka.

      To bardzo łatwe.

      Anglików w Irlandii Północnej jest stosunkowo niewielu. Zwykle pracują w instytucjach państwowych na wysokich stanowiskach (w policji, urzędach, na uniwersytecie), budząc zresztą z tego powodu niechęć ulicy w pewnych dzielnicach. Szef północnoirlandzkiej policji był Anglikiem. Dlatego ulica mu nie ufała i w tym jednoczą się zarówno lokalni Irlandczycy, jak i Brytyjczycy. Może właśnie z tego powodu zrezygnował ze swojego stanowiska kilka miesięcy temu. Bo, jak twierdzili mieszkańcy Irlandii Północnej, nie zna i nie rozumie realiów. A może miał dość trudnego nawigowania w północnoirlandzkiej rzeczywistości?

      Trochę Anglików jeździ taksówkami, bo przyjechali do Belfastu w czasie Kłopotów jako brytyjscy żołnierze. Zakochali się w rudowłosych pięknościach i zostali. Teraz niechętnie mówią o swojej przeszłości, by, jak sami twierdzą, nie stać się łupem republikanów. Co zdolniejsi nauczyli się mówić z lokalnym akcentem, który porzucają tylko w domowych pieleszach, bo tam czują się bezpieczni.

      I tyle. Irlandia Północna jest zamieszkała przez Brytyjczyków i Irlandczyków, i coraz większą grupę mniejszości narodowych.

      Brytyjczycy i Irlandczycy mieszkają tu obok siebie od stuleci, a konkretniej od XVII wieku, kiedy na teren Ulsteru zaczęli docierać emigranci z Anglii i Szkocji. Okres ten nazywa się „plantacją”, ponieważ Brytyjczycy wysyłali do katolickiej Irlandii ludzi (protestanckich Szkotów i Anglików) po to, by w ten sposób stworzyć armię lojalnych żołnierzy, którzy ukróciliby powstania irlandzkie, wspierane przez tradycyjnych wrogów Anglii, Hiszpanię i Francję[13].

      Część mieszkańców Irlandii Północnej zupełnie bezproblemowo traktuje dzielenie przestrzeni z innymi. Ale część ma zbyt świeże rany, by umieć przejść do porządku dziennego nad faktem, że od 1998 roku w kraju panuje pokój.

      John z kursu mediacji jest taką właśnie osobą, którą bardzo łatwo urazić niewłaściwym narodowym przyporządkowaniem.

      John określa siebie jako Brytyjczyka. Gorzko zauważa, że niestety przyjezdni nie rozumieją istoty konfliktu, który niby się skończył, ale tak naprawdę wciąż trwa. Są też i tacy, którym się zdarza powiedzieć, że mieszkają w Irlandii, nie w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, miłościwie rządzonym przez Elżbietę II.

      – Gdyby to była Irlandia, zarabialiby w euro – przypomina John.

      Choć sam szanuje Londyn (dzięki niemu od kilku lat żyje z zasiłków, ponieważ jest chory), nie toleruje niewiedzy przybyłych i utożsamiania go z Anglikami. Bo Anglicy powinni płacić Irlandii Północnej za to, że jest częścią Zjednoczonego Królestwa, ale czym innym jest płacenie, a czym innym jest wtrącanie się do poczucia tożsamości. I powątpiewanie w nie. Bo Brytyjczycy z Ulsteru, kiedy pojawiają się w Londynie, są określani przez Anglików jako Irlandczycy właśnie. Przez akcent. Straszna to obraza dla niektórych radykałów i okropna niesprawiedliwość, że najbardziej waleczni synowie Brytanii, którzy na co dzień demonstrują z flagami, malują probrytyjskie murale, są tak odbierani przez mieszkańców swojej stolicy.

      I dla Irlandczyków (tych zaangażowanych w konflikt) Anglik to wcielenie zła. To Anglicy zasiedlili Irlandię swoimi pobratymcami, konfiskując ziemię jej prawowitym właścicielom w XVII wieku i narzucając swoją kulturę, zwyczaje i religię. Do Anglików dołączyli Szkoci i Walijczycy.

      Zakłada się tu, że Irlandczyk = republikanin = katolik. Może tak być i często tak jest. Możliwe są jednak inne wariacje, często Irlandczyk = komunista (w swoim rozumieniu komunizmu, które drastycznie odbiega od tego, co pokazuje historia XX wieku na przykładzie chociażby PRL-u czy Związku Radzieckiego). Bardzo często Irlandczyk to socjalista.

      Katolicy irlandzcy są bardzo wierzący i oddani Kościołowi. W lokalnych gazetach zamieszczają w dziale ogłoszeń drobnych prośby o modlitwy do ojca Pio za chorych czy z okazji urodzin członków rodziny. Ogłoszenia takie zajmują zwykle kilka stron. Wychodząc z domu, robią znak krzyża, młodzi niepokorni z inklinacjami do buntu tatuują sobie СКАЧАТЬ