Mój książę. Julia Quinn
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Mój książę - Julia Quinn страница 19

Название: Mój książę

Автор: Julia Quinn

Издательство: PDW

Жанр: Историческое фэнтези

Серия: Bridgertonowie

isbn: 9788382021844

isbn:

СКАЧАТЬ się zastanawiać, czy nie trafił przypadkiem do burdelu. Sześć panien czyniło niezwykle znaczące uwagi, dwie wsunęły mu liściki zapraszające go do buduarów, a jedna nawet przesunęła ręką po jego udzie.

      Na tym tle Daphne Bridgerton istotnie zaczynała się prezentować całkiem nieźle.

      A właśnie, gdzie ona się, u diabła, podziała? Zdaje się, że mignęła mu przed jakąś godziną w otoczeniu swoich potężnych i groźnie wyglądających braci. (Nie żeby Simon uznawał każdego z nich z osobna za groźnego, ale prędko doszedł do wniosku, że trzeba być idiotą, by wystąpić przeciw nim jako grupie.)

      Tak czy owak Simon od tej pory więcej jej nie widział. A swoją drogą, była ona bodaj jedyną niezamężną kobietą na balu, której nie został przedstawiony.

      Nie martwił się specjalnie tym, że Berbrooke mógł ją dalej niepokoić, kiedy pozostawił ich na korytarzu. Wymierzył Nigelowi solidny cios w szczękę i niewątpliwie pozbawił go przytomności na kilka dobrych minut. Może nawet na dłużej, biorąc pod uwagę ocean trunków, który Berbrooke wlał w siebie wcześniej. A choć Daphne bezsensownie okazywała serce swemu niewydarzonemu amantowi, nie byłaby tak głupia, by pozostawać na korytarzu razem z nim, dopóki się nie ocknie.

      Spojrzał przez ramię w róg sali, gdzie zgromadzili się Bridgertonowie. Sprawiali wrażenie bawiących się jak sztubacy. Braci zagadywało prawie tyle samo młodych kobiet i starych matek ile Simona, ale jak zauważył, młode debiutantki nie spędzały nawet połowy tego czasu w towarzystwie Bridgertonów, który poświęciły jemu.

      Rzucił w ich kierunku gniewne spojrzenie.

      Anthony, który opierał się leniwie o ścianę, zauważył minę Hastingsa i z głupim uśmiechem na ustach uniósł kieliszek wina w jego kierunku. Potem przechylił lekko głowę, wskazując wzrokiem na lewo od przyjaciela. Simon odwrócił się w samą porę, by dać się pochwycić kolejnej matce, która wlokła za sobą trio córek ubranych w makabrycznie kwieciste sukienki, pełne plisek i falbanek, przyozdobionych naturalnie mnóstwem koronki.

      Pomyślał o Daphne w jej prostej szarozielonej sukni. Daphne, z jej żywymi brązowymi oczami i szerokim uśmiechem…

      – Wasza Wysokość! – zapiszczała matka. – Wasza Wysokość!

      Simon zamrugał, żeby wyostrzyć sobie wzrok. Koronkowa rodzina zdołała otoczyć go tak szczelnie, że nie mógł nawet posłać Anthony’emu mściwego spojrzenia.

      – Wasza Wysokość – powtórzyła matka – to wielki zaszczyt móc zawrzeć z panem znajomość.

      Simon zdołał skinąć sztywno głową. Brakowało mu słów. Żeński klan tak na niego naciskał, że Simon obawiał się nagłej śmierci wskutek braku powietrza.

      – Przysłała nas Georgiana Huxley – nie ustępowała kobieta. – Powiedziała, że koniecznie muszę przedstawić panu moje córki.

      Simon nie pamiętał żadnej Georgiany Huxley, pomyślał jednak, że mógłby ją z rozkoszą udusić.

      – Normalnie nie miałabym tyle śmiałości – ciągnęła – ale pański najdroższy, najdroższy papa był moim przyjacielem.

      Simon zesztywniał.

      – To był naprawdę wspaniały człowiek – mówiła dalej, a każde jej słowo było niczym gwóźdź wbijany w czaszkę Simona. – Człowiek świadomy swoich obowiązków względem tytułu. Na pewno był wspaniałym ojcem.

      – Nic mi o tym nie wiadomo – odgryzł się Simon.

      – Och! – Kobieta musiała kilka razy odchrząknąć, nim zdołała wydusić: – Rozumiem. Cóż. Mój Boże.

      Simon milczał. Miał nadzieję, że jego powściągliwość ją zniechęci i kobieta sobie pójdzie. Do diabła, gdzie się podział Anthony? Samo towarzystwo tych pań, traktujących go niczym rasowego ogiera rozpłodowego, było wystarczająco okropne, a jeszcze wysłuchiwanie pochwał na temat zalet jego ojca, starego księcia…

      To było zwyczajnie ponad jego siły.

      – Wasza Wysokość! Wasza Wysokość!

      Hastings zmusił się, by ponownie spojrzeć na stojącą przed nim damę, i przekonywał sam siebie, że powinien uzbroić się w cierpliwość. Przecież komplementowała jego ojca tylko dlatego, że jej zdaniem Simon właśnie to chciałby usłyszeć.

      – Pragnę jedynie przypomnieć panu – rzekła – że zostaliśmy sobie przedstawieni wiele lat temu, gdy był pan jeszcze lordem Clyvedon.

      – Tak – mruknął, rozglądając się za jakąś szczeliną w barykadzie, przez którą mógłby uciec.

      – To są moje córki – oznajmiła, wskazując na trzy młode damy. Dwie były dość ładne, trzecią natomiast maskowały jeszcze dziecięcy tłuszczyk i pomarańczowa sukienka, przy której jej cera wyglądała bardzo niekorzystnie. Dziewczyna nie sprawiała wrażenia zadowolonej z balu. – Czyż nie są urocze? – ciągnęła matka. – Moja radość i duma. I jak dobrze ułożone.

      Identyczne słowa Simon słyszał podczas kupowania psa. Ta myśl przyprawiła go o mdłości.

      – Wasza Wysokość, pozwalam sobie przedstawić Prudencję, Philipę i Penelopę.

      Dziewczęta dygnęły grzecznie, ale żadna nie miała śmiałości spojrzeć mu w oczy.

      – W domu mam jeszcze jedną – mówiła dama. – Felicytę. Liczy sobie dopiero dziesięć lat, więc nie przyprowadzam jej na takie spotkania.

      Simon nie miał pojęcia, dlaczego czuła potrzebę podzielenia się z nim tym szczegółem, ale postarał się nadać swemu głosowi ton grzecznego znudzenia (już dawno się przekonał, że jest to najlepszy sposób maskowania irytacji):

      – A pani jest?… – zagadnął.

      – Och, przepraszam najmocniej. Jestem panią Featherington, ma się rozumieć. Małżonek mój zmarł trzy lata temu, ale był najdroższym przyjacielem pańskiego, hm, papy. – Gdy przypomniała sobie reakcję Hastingsa na wspomnienie ojca, pod koniec wypowiedzi jej głos trochę się załamał.

      Simon skinął lekko głową.

      – Prudencja znakomicie gra na fortepianie – powiedziała pani Featherington ze sztucznym entuzjazmem.

      Simon zauważył zbolały wyraz twarzy najstarszej córki i natychmiast postanowił nie uczęszczać na wieczorki muzyczne pani Featherington.

      – A moja droga Philipa to zdolna akwarelistka.

      Philipa się rozpromieniła.

      Wówczas w Simona wstąpił jakiś diabeł, który kazał mu zapytać:

      – A Penelopa?

      Pani Featherington spojrzała panicznie przerażona na najmłodszą córkę, która wyglądała dość żałośnie. Dziewczyna nie była zbyt piękna, a wybrana przez matkę toaleta nie tuszowała usterek jej krągłej sylwetki. Trzeba jednak przyznać, że miała całkiem ładne oczy.

      – Penelopa? СКАЧАТЬ