Niespokojna krew. Роберт Гэлбрейт
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niespokojna krew - Роберт Гэлбрейт страница 34

Название: Niespokojna krew

Автор: Роберт Гэлбрейт

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия: Cormoran Strike prowadzi śledztwo

isbn: 9788327160645

isbn:

СКАЧАТЬ Robin oceniała perfumy na podstawie tego, jak dobrze naśladują woń znajomych kwiatów albo produktów spożywczych, ale ten zapach nie pochodził z natury. Miał w sobie ducha róży, lecz także coś dziwnie metalicznego. Robin, przyzwyczajona raczej do zapachów zaprzyjaźnionych z owocami i cukierkami, z uśmiechem odłożyła pasek i ruszyła dalej, kręcąc głową.

      A więc tak pachniała Margot Bamborough, pomyślała. Perfumy były znacznie bardziej wyszukane niż te, które uwielbiał na niej Matthew, czyli charakteryzująca się naturalną wonią mieszanina fig, świeżości, mleka i zieleni.

      Robin skręciła za rogiem i dokładnie naprzeciw siebie zobaczyła stojącą na ladzie buteleczkę z fasetowanego szkła pełną różowego płynu: Flowerbomb, zapach Sarah Shadlock. Robin widywała ją w łazience Sarah i Toma, ilekroć byli u nich z Matthew na kolacji. Od rozstania z Matthew Robin miała mnóstwo czasu, by dojść do wniosku, że gdy jej mąż zmieniał pościel w środku tygodnia, ponieważ „rozlał herbatę” albo „pomyślał, że zrobi to dziś, żeby Robin nie musiała tego robić jutro”, chciał w równej mierze pozbyć się tego intensywnego słodkiego zapachu co bardziej obciążających śladów, które mogły wyciec z używanych z ostrożności kondomów.

      – To współczesny klasyk – powiedziała pełna nadziei ekspedientka, która zauważyła, że Robin przygląda się granatowi ze szkła. Robin ze zdawkowym uśmiechem pokręciła głową i odeszła. Teraz jej twarz odbita w szkle dymnym wyglądała po prostu smutno, gdy sięgała po flakony i wąchała paski w ramach pozbawionych radości poszukiwań czegoś, co osłodziłoby jej beznadziejne urodziny. Nagle pożałowała, że zamiast iść na drinka, nie może po prostu wrócić do domu.

      – Czego pani szuka? – spytała czarnoskóra dziewczyna o ostro zarysowanych kościach policzkowych, obok której Robin przeszła chwilę wcześniej.

      Pięć minut później po krótkiej, rzeczowej wymianie zdań Robin szła z powrotem w stronę Oxford Street, niosąc w torebce prostokątny czarny flakon. Ekspedientka miała wielką moc przekonywania.

      – A jeśli chce pani coś zupełnie innego – powiedziała, sięgając po piątą buteleczkę, spryskując pasek odrobiną perfum i machając nim przez moment – proszę spróbować Fracas.

      Podała pasek Robin, której nos już płonął wskutek zmasowanego i zróżnicowanego ataku trwającego od półgodziny.

      – Seksowny, ale dorosły, rozumie pani? To prawdziwy klasyk.

      I wtedy Robin, wciągnąwszy oszałamiającą, przesadnie słodką, oleistą woń tuberozy, dała się uwieść myśli, że w trzydziestym roku życia stanie się kobietą wyrafinowaną, zupełnie inną od tej idiotki, która okazała się zbyt głupia, by zauważyć, że to, co rzekomo kochał jej mąż, i to, co lubił brać do łóżka, było do siebie równie podobne jak figa do granatu ręcznego.

      13

      Bieżeli tedy ku szczytowi wzgórza

      Drożyną stromą, choć marsz był forsowny,

      Tam bowiem stała kaplica nieduża,

      A nieopodal erem czarowny.

      Edmund Spenser

      The Faerie Queene

      Z perspektywy czasu Strike żałował pierwszego prezentu, jaki dał Robin Ellacott. W przypływie donkiszotowskiej ekstrawagancji kupił drogą zieloną sukienkę, bo uznał, że może jej bezpiecznie podarować tak osobistą rzecz, ponieważ Robin była zaręczona z innym mężczyzną i miał jej już nigdy więcej nie zobaczyć. Włożyła ją dla Strike’a, by wyciągnąć z ekspedientki pewne poufne informacje, i właśnie słowa tej dziewczyny, tak zręcznie wydobyte przez Robin, pomogły rozwiązać sprawę, która rozsławiła nazwisko Strike’a i ocaliła jego agencję przed bankructwem. Na fali euforii i wdzięczności wrócił do tego sklepu i dokonał zakupu, który miał być hojnym gestem pożegnania. Był wtedy przekonany, że nic innego nie odda tego, co chciał powiedzieć Robin, czyli: „Spójrz, ile razem osiągnęliśmy”, „Bez ciebie by mi się nie udało” i (jeśli miał być ze sobą zupełnie szczery) „Wyglądasz w tej sukience zjawiskowo i chciałbym, żebyś wiedziała, że właśnie tak pomyślałem, kiedy cię w niej zobaczyłem”.

      Sprawy nie potoczyły się jednak tak, jak Strike oczekiwał, gdyż nie minęła godzina od chwili, w której obdarował Robin zieloną sukienką, a zatrudnił ją na stałe jako swoją asystentkę. Bez wątpienia to właśnie ta sukienka przyczyniła się, przynajmniej częściowo, do głębokiej nieufności, którą Matthew, jej ówczesny narzeczony, okazywał odtąd detektywowi. Co gorsza, z perspektywy Strike’a podarowanie zielonej sukienki niepotrzebnie ustawiło wysoko poprzeczkę dla kolejnych prezentów. Świadomie czy nie, doprowadził jednak później do znacznego obniżenia oczekiwań, gdyż albo zapominał o prezentach dla Robin z okazji urodzin i Bożego Narodzenia, albo wybierał najbardziej oklepane rzeczy, jakie tylko można sobie wyobrazić.

      Po wyjściu z pociągu z Amersham w pierwszej napotkanej kwiaciarni kupił orientalne lilie i zaniósł do agencji, by zaczekały tam na Robin do następnego dnia. Wybrał je ze względu na ich wielkość i intensywny zapach. Czuł, że powinien wydać na kwiaty więcej pieniędzy niż na spóźniony bukiet w zeszłym roku, a lilie wyglądały imponująco, świadcząc o tym, że nie szczędził pieniędzy. Róże wywoływały niepożądane skojarzenie z walentynkami, a poza tym prawie cały asortyment kwiaciarni – o wpół do szóstej wieczorem uszczuplony – wyglądał trochę nieświeżo albo niezachwycająco. Lilie były ogromne, a mimo to uspokajająco bezosobowe, posągowe i ciężkie od zapachu, a do tego bezpieczne w swej śmiałości. Pochodziły z klinicznych warunków szklarni, nie miały w sobie romantycznych poszeptów cichego lasu ani niczego z tajemniczego ogrodu: były kwiatami, o których spokojnie mógł powiedzieć, że „ładnie pachną”, i nie musieć bardziej uzasadniać swojego wyboru.

      Strike nie mógł wiedzieć, że pierwsze skojarzenie Robin z orientalnymi liliami – teraz i już zawsze – wiązało się z Sarah Shadlock, która kiedyś kupiła prawie identyczny bukiet na parapetówkę Robin i Matthew. Gdy nazajutrz po swoich urodzinach Robin weszła do agencji i zobaczyła kwiaty stojące na biurku wspólników, wetknięte do wazonu pełnego wody, lecz wciąż w celofanie, ozdobione ogromną kokardą koloru fuksji i zaopatrzone w bilecik z napisem „Wszystkiego najlepszego życzy Cormoran” (żadnych całusów, Strike nigdy nie dołączał całusów), ten widok podziałał na nią tak samo jak widok flakonu w kształcie granatu w Selfridges. Nie chciała tych kwiatów. Drażniły ją podwójnie, przypominając o zapominalstwie Strike’a i jednocześnie o niewierności Matthew, więc postanowiła, że skoro już musi na nie patrzeć albo je wąchać, to na pewno nie w swoim domu.

      Zostawiła zatem lilie w agencji, gdzie uparcie odmawiały zwiędnięcia, ponieważ Pat codziennie rano sumiennie zmieniała wodę w wazonie i tak dobrze się nimi opiekowała, że przetrwały prawie dwa tygodnie. Pod koniec nawet Strike miał ich serdecznie dość: raz po raz docierała do niego woń, która przypominała mu jakiś składnik perfum Lorelei, jego byłej dziewczyny, a to skojarzenie nie należało do przyjemnych.

      Zanim woskowate różowo-białe płatki zaczęły się kurczyć i opadać, trzydziesta dziewiąta rocznica zniknięcia Margot Bamborough minęła niepostrzeżenie, prawdopodobnie niezauważona przez nikogo, oprócz być może jej rodziny oraz Strike’a i Robin, którzy odnotowali tę pechową datę. George Layborn zgodnie z obietnicą przyniósł do agencji kopię akt policyjnych i odtąd cztery kartonowe pudła stały СКАЧАТЬ