Название: Wędrująca Ziemia
Автор: Cixin Liu
Издательство: PDW
Жанр: Историческая фантастика
Серия: s-f
isbn: 9788381887960
isbn:
– Zmienię statek. Na statkach oceanicznych zawsze znajdzie się miejsce dla inżyniera geologa, który nigdy nie schodzi na ląd – odparł Fan.
Kapitan wrócił do pierwotnego tematu.
– To naturalnie rodzi pytanie: Czy na lądzie jest coś, co cię przed tym powstrzymuje?
– Wprost przeciwnie. Jest tam coś, za czym tęsknię.
– I cóż to takiego? – zapytał kapitan z zaciekawieniem, ale też z lekką niecierpliwością.
– Góry – powiedział Fan ze wzrokiem utkwionym w dal.
Stali na lewej burcie prowadzącego badania oceanograficzne statku Otwarty Ocean i patrzyli na wody równikowego Pacyfiku. Po raz pierwszy statek przepłynął przez równik rok temu. Ulegli wtedy kaprysowi i uczcili to odwieczną ceremonią organizowaną z okazji przekroczenia tej linii. Jednak odkrycie na dnie morskim złoża manganu sprawiło, że przekraczali ją potem więcej razy, niż ktokolwiek z załogi zdołałby spamiętać. Zdążyli zupełnie zapomnieć o tej niewidzialnej granicy.
Kiedy słońce zachodziło powoli za horyzont, Fan zauważył, że ocean jest niezwykle spokojny. Prawdę mówiąc, nigdy dotąd nie widział, by jego powierzchnia była tak gładka. Przypominał mu himalajskie jeziora o tak nieruchomych taflach, że wydawały się czarne i wyglądały jak oczy Ziemi. Pewnego razu on i jego dwaj towarzysze z zespołu podejrzeli kąpiącą się w jednym z takich jezior tybetańską dziewczynę. Nakryli ich na tym pasterze i rzucili się za nimi w pogoń z wyciągniętymi z pochew nożami. Nie zdołali ich dogonić, więc zaczęli rzucać w nich kamieniami. To niepokojąco celne bombardowanie nie zostawiło Fanowi i jego kolegom wyboru – musieli się poddać. Pasterze przyjrzeli się im i w końcu ich puścili.
Fan przypomniał sobie, że jeden z tamtych mruknął:
– To nie tutejsi. Na pewno nie mogli tutaj szybko wbiec.
– Lubisz góry? Tam się wychowałeś? – przerwał te wspomnienia kapitan.
– Nie – odparł Fan. – Ludzie, którzy spędzają w nich całe życie, na ogół nie zwracają na nie uwagi. Widzą je jako coś, co odgradza ich od świata. Znałem Szerpę, który czterdzieści jeden razy wspiął się na Mount Everest, ale za każdym razem kiedy jego zespół zdobywał szczyt, stawał i tylko się przyglądał, jak pokonują ostatni odcinek. Po prostu nie widział potrzeby, żeby tam wchodzić. I nie myśl, że nie dałby rady tego zrobić; mógłby w ciągu dziesięciu godzin dotrzeć tam zarówno północnym, jak i południowym wejściem.
Są tylko dwa miejsca, w których możesz naprawdę poczuć magię gór: odległe równiny i szczyty – ciągnął Fan. – Urodziłem się na rozległej równinie Hebei. Widać było stamtąd góry Taihang na zachodzie, ale między nimi i moim domem leżała szeroka płaszczyzna bez żadnych cech szczególnych i wyróżników. Niedługo po moich narodzinach matka wyniosła mnie po raz pierwszy na dwór. Moja głowa ledwie się trzymała na cienkiej szyi, a i tak zwróciłem ją na zachód i gaworzyłem z zachwytem. Gdy tylko nauczyłem się chodzić, pierwsze, niepewne kroki skierowałem w stronę gór. Kiedy trochę podrosłem, wyprawiłem się pewnego ranka w drogę wzdłuż linii kolejowej Shijiazhuang–Taiyuan. Szedłem tak do południa, dopóki burczenie w brzuchu nie kazało mi zawrócić, ale góry i tak wydawały się nieskończenie odległe. Już będąc w szkole, pojechałem tam rowerem, ale bez względu na to, jak szybko pedałowałem, góry zdawały się równie szybko oddalać. Miałem wrażenie, że nie zbliżam się do nich nawet na centymetr. Wiele lat później dalekie góry znowu stały się dla mnie symbolem nieosiągalnego, czegoś, co wyraźnie widzisz, ale do czego nigdy nie dojdziesz, marzeniem skrystalizowanym w niedosiężnej dali.
– Raz tam byłem – rzekł kapitan, kręcąc głową. – Te góry są nagie i jałowe, nie ma tam nic oprócz kamieni i skąpej trawy. Czekało cię rozczarowanie.
– Nic podobnego. Te rzeczy wzbudzają we mnie zupełnie inne uczucia niż w tobie. Ja widziałem górę i chciałem tylko jednego – wejść na nią. Kiedy wspiąłem się po raz pierwszy i zobaczyłem równinę w dole, poczułem się jak nowo narodzony.
Kiedy Feng Fan skończył, zdał sobie sprawę, że kapitan w ogóle go nie słuchał – siedział z zadartą głową, wpatrując się w gwiazdy.
– O, tam – powiedział kapitan, wskazując fajką punkt na niebie. – Tam nie powinno być żadnej gwiazdy.
Ale była. Mała, ledwie widoczna.
– Jesteś pewien? – Fan przeniósł wzrok z nieba na kapitana. – Czy GPS nie sprawił, że sekstans wyszedł z użytku? Naprawdę tak dobrze znasz te gwiazdy?
– Oczywiście, że znam – odparł kapitan. – Znajomość gwiazd to jeden z podstawowych elementów żeglugi. – Obróciwszy się do Fana, wrócił do poprzedniego tematu. – Ale mówiłeś, że…
Feng Fan kiwnął głową.
– Później, na uniwersytecie, założyłem grupę himalaistów. Wspinaliśmy się na siedmiotysięczniki. Naszym ostatnim celem był Mount Everest.
Kapitan przyjrzał mu się uważnie, po czym powiedział:
– Tak myślałem! To naprawdę ty! Zawsze mi się wydawało, że skądś znam twoją twarz. Zmieniłeś nazwisko?
– Tak. Dawniej nazywałem się Feng Huabei – przyznał Fan.
– Kilka lat temu wywołałeś niezłe poruszenie. A więc to, co mówiono o tobie w mediach, było prawdą? – zapytał kapitan.
– W zasadzie tak. W każdym razie tych czterech wspinaczy nie żyje – odparł Fan ponuro.
Pocierając zapałkę, by zapalić wygasłą fajkę, kapitan powiedział:
– Myślę, że kierowanie zespołem wspinaczy nie różni się od dowodzenia statkiem: najtrudniej jest nauczyć się nie tego, kiedy walczyć, lecz kiedy się wycofać.
– Ale gdybym wtedy się wycofał, byłoby nam bardzo trudno zrobić następne podejście – odparł natychmiast Fan. – Wspinaczki wysokogórskie to bardzo kosztowne przedsięwzięcie, a my byliśmy studentami. Niełatwo by nam było znaleźć sponsora. – Przerwał i wziął głęboki oddech. – Wynajęci przez nas przewodnicy nie chcieli iść dalej, więc dotarcie do miejsca, gdzie założyliśmy pierwszy obóz, zajęło nam więcej czasu, niż przewidywaliśmy. Prognoza pogody zapowiadała burzę, ale po przestudiowaniu obrazów i map doszliśmy do wniosku, że mamy jeszcze dwadzieścia godzin do jej nadejścia. Przedtem zdążyliśmy już założyć drugi obóz na wysokości siedmiu tysięcy ośmiuset metrów, więc myśleliśmy, że jeśli zaraz wyruszymy, uda się nam wejść na szczyt. Powiedz mi, jak mogliśmy się wtedy wycofać. Nie braliśmy nawet pod uwagę kapitulacji, kontynuowaliśmy wspinaczkę.
– Ta gwiazda robi się coraz jaśniejsza – powiedział kapitan, spoglądając w górę.
– Oczywiście. Niebo ciemnieje – rzekł lekceważąco Fan.
– Wydaje się jakaś inna – СКАЧАТЬ