Zapisane w pamięci. Ewa Pirce
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zapisane w pamięci - Ewa Pirce страница 27

Название: Zapisane w pamięci

Автор: Ewa Pirce

Издательство: PDW

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 9788378899327

isbn:

СКАЧАТЬ Nie mam pieniędzy, a nie chcę być dla ciebie ciężarem.

      – Przestań, Evo. – Jessie spiorunowała mnie wzrokiem znad talerza. – Nie jesteś żadnym ciężarem. Cieszę się, że ze mną mieszkasz – stwierdziła, wracając do jedzenia.

      – Ale chcę, Jessie – zaoponowałam. – Nie mogę całymi dniami siedzieć bezczynnie. Dobija mnie to.

      – Bezczynnie?! – żachnęła się, o mały włos nie upuszczając widelca. – Robalu, nigdy nie miałam w mieszkaniu takiego porządku jak teraz, wszystko błyszczy! Poza tym codziennie czeka na mnie coś pysznego. Jesteś moim skarbem. – Pochyliła się nad stołem i pocałowała mnie w policzek. – Gdybym miała komuś płacić za to, co robisz ty, to wierz mi, nie wystarczyłoby mi pielęgniarskiej pensji.

      Westchnęłam przeciągle, szukając w głowie argumentów, które mogłyby ją przekonać.

      – Jessie, nie przestanę tego robić – zapewniłam ją. – Ale chcę też pracować, chcę wyjść do ludzi, poznać kogoś, spróbować czegoś nowego – wymieniałam, choć każda z tych perspektyw napawała mnie przerażeniem.

      Kuzynka popatrzyła na mnie badawczo, jakby w powątpiewaniu.

      – No dobrze. Popytam ludzi, czy nie słyszeli o czymś, co mogłabyś robić. A jeśli tak bardzo chcesz, możemy pochodzić po okolicy i porozglądać się za pracą. Może gdzieś blisko jest jakaś wolna posada. Powiedz, czym chciałabyś się zająć.

      Odłożyłam sztućce na talerz, zanim otarłam usta serwetką.

      – Nie mam dużego wyboru. – Zawstydzona wbiłam wzrok w niedojedzoną potrawę. – Nie skończyłam szkoły. Jedyne, do czego się nadaję, to sprzątanie i gotowanie.

      – Nie mów tak! – oburzyła się Jessica. – Jesteś mądra, błyskotliwa i z pewnością możesz robić o wiele więcej. Powiedz mi, czym zajmowałaś się do tej pory, a coś wymyślimy.

      – Przez ostatni rok pracowałam jako kelnerka – odpowiedziałam cicho.

      – O! Więc na początek poszukamy czegoś w tej branży. – Zgarnęła nasze talerze z blatu, by wstawić je do zlewu. – Fantastyczny obiad, Evo. Dziękuję. – Cmoknęła mnie w czubek głowy. – Niestety teraz muszę lecieć do pracy, ale jutro pomogę ci w poszukiwaniach. Jeśli chcesz, możesz wyjść i rozejrzeć się po okolicy. Nie siedź cały czas w domu – dodała, chwytając torbę i posyłając mi w powietrzu całusa.

      – W porządku. Miłego dnia, kuzyneczko. – Uśmiechnęłam się do niej serdecznie.

      Siedziałam przy stole, rozważając jej słowa. Może faktycznie powinnam wyjść? Zapoznać się z okolicą, chociażby po to, by sprawdzić, gdzie znajduje się sklep spożywczy, piekarnia czy kawiarnia. Do tej pory to Jessie zajmowała się zakupami, tylko parę razy wybrałam się z nią do Walmartu. Nikt mnie tu nie znał, co dawało mi iluzję swobody i bezpieczeństwa.

      Wstałam energicznie i posprzątałam po posiłku, po czym ruszyłam do swojego pokoju. Zrzuciłam z siebie ciuchy, w których wałęsałam się po domu, zastępując je czarnymi spodniami i koszulką z białym kołnierzykiem w tym samym kolorze. Spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że chyba powinnam się podmalować, ale ostatecznie uznałam, że pozostanę bez makijażu i z włosami związanymi w koński ogon.

      Podniosłam z fotela torebkę i sprawdziłam jej zawartość, by się upewnić, że mam wszystko, czego potrzebuję. Gdy przetrząsałam jej wnętrze, w jednej z kieszonek znalazłam wizytówkę. Chwilę mi zajęło, zanim sobie przypomniałam, jakim cudem weszłam w posiadanie tego małego kartonika.

      Kobieta z lotniska.

      Przeleciało mi przez myśl, żeby do niej zadzwonić, ponieważ sama kazała mi tak uczynić, jeśli będę czegoś potrzebowała. Uznawszy jednak, że byłoby to dość dziwne, zrezygnowałam. Odłożyłam wizytówkę na szafkę nocną i opuściłam mieszkanie.

      Każde wyjście było dla mnie sukcesem, każda rozmowa wysiłkiem, ale walczyłam i nie wycofywałam się. Nie mogłam pozwolić, aby strach zdominował moje życie. Musiałam chociaż stwarzać pozory normalności.

      Spacerowałam ulicami Nowego Orleanu, podziwiając jego energię. Policjanci jeżdżący na koniach, kwieciste ulice i urocze, romantyczne, wolno przemieszczające się bryczki – wszystko to wywoływało uśmiech na mojej twarzy. Z klubów sączyła się grana na żywo muzyka, głównie jazzowa, a z restauracji docierały zapachy kreolskich dań. Kuszące i sprawiające, że do ust napływała mi ślinka. Ludzie tłoczyli się na chodnikach, robili zdjęcia i podziwiali budowle, dyskutując żywo w różnych językach. Podziwiałam balkony z kutego żelaza, z których spływały zasłony z kolorowych kwiatów. W tym mieście działa się magia i było to nie tylko widoczne, ale i odczuwalne.

      Przez całe popołudnie krążyłam po okolicy, zaglądając do pobliskich restauracji i kawiarni. Niestety żadna z nich nie oferowała aktualnie zatrudnienia. Zapadał zmrok, kiedy postanowiłam wrócić do mieszkania. Prowadził mnie GPS w telefonie, więc miałam pewność, że nie zabłądzę. Czułam się tak dobrze, że postanowiłam pójść krok dalej i nie zamówiłam taksówki, by drogę do domu pokonać pieszo. Przemierzałam gwarną Royal Street w Dzielnicy Francuskiej, obserwując bawiących się ludzi, gdy moją uwagę zwrócił pewien budynek. Narożny dom w z wyszukanymi zaokrąglonymi żeliwnymi balkonami, wysokimi okiennicami i fasadą w kolorze ciemnego karmelu był tak samo zaskakujący co zachwycający. Na wyświetlaczu telefonu przeczytałam, że to słynny, uważany za nawiedzony, nowoorleański LaBranche House.

      Przyglądałam się mu, zastanawiając się, ile pracy musiało zająć stworzenie czegoś tak niesamowitego, kiedy ktoś uderzył mnie ramieniem, wytrącając mi z dłoni komórkę.

      – Przepraszam najmocniej. – Ciemnoskóry mężczyzna z dużym czarnym futerałem na ramieniu podniósł telefon i podał mi go. – Jestem spóźniony i bardzo się śpieszę. Nie zauważyłem cię – wyjaśnił szybko.

      Wyciągnęłam drżącą dłoń, przyjmując od niego komórkę.

      – Nic się nie stało. – Przełknęłam nerwowo ślinę, przyciskając do piersi torebkę.

      Skinął głową i zniknął we wnętrzu znajdującego się po przeciwległej stronie ulicy lokalu.

      Nagle mój wzrok powędrował ku grupie osób zgromadzonych przed podziwianym przeze mnie budynkiem. Zaczynało się robić coraz tłoczniej, więc postanowiłam się oddalić. Kiedy sprawdzałam na urządzeniu, w którą stronę powinnam się udać, moją uwagę przykuł znajomy głos.

      – Alex – wyrwało mi się, gdy zobaczyłam go otoczonego wianuszkiem kobiet.

      Robił sobie z nimi zdjęcia i śmiał się w wymuszony sposób z tego, co do niego mówiły.

      – Przykro mi, drogie panie, ale mam dziś randkę – powiedział, wycofując się z kółka, a wśród dziewcząt rozległy się jęki niezadowolenia.

      Poczułam w sercu ukłucie żalu i cofnęłam się o krok, by schować się za kolumną.

      – Która jest tą szczęściarą, Żniwiarzu? – zawołała jedna z dziewcząt.

      – Moja jedyna i niezawodna СКАЧАТЬ