Название: Nigdy nie wygrasz
Автор: Karolina Wójciak
Издательство: PDW
Жанр: Триллеры
isbn: 9788381780377
isbn:
Copyright ©
Karolina Wójciak
Wydawnictwo NieZwykłe
Oświęcim 2019
Wszelkie prawa zastrzeżone
All rights reserved
Korekta:
Katarzyna Wróbel
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Projekt okładki:
Karolina Wójciak
Przygotowanie graficzne okładki:
Paulina Klimczak
Zdjęcie okładki: Magdalena Kołakowska
Modelka: Renata Łyjak
Dystrybucja: ATENEUM www.ateneum.net.pl
ISBN: 978-83-8178-037-7
Skład wersji elektronicznej: Kamil Raczyński
Uważaj na swoje myśli, stają się słowami.
Uważaj na swoje słowa, stają się czynami.
Uważaj na swoje czyny, stają się nawykami.
Uważaj na swoje nawyki, stają się charakterem.
Uważaj na swój charakter, staje się twoim przeznaczeniem.
MAJA
Skończyłam ostatnie zdanie swojego szczegółowego i poruszającego zeznania. Nie traciłam kontaktu wzrokowego z nim nawet na chwilę. Czekałam z niecierpliwością na jego reakcję. Nie chciałam przegapić nawet najmniejszego drgnięcia powieki. Nie musiałam się jednak zbytnio wysilać, bo patrząc, po jego minie wiedziałam, że nie wytrzyma, że pęknie. Nie myliłam się. Zerwał się z miejsca.
– Ona kłamie! – krzyknął, aż echo poszło po sali.
– Proszę uspokoić swojego klienta – zwrócił się sędzia do prawnika Adama.
On jednak nie potrafił zatrzymać już tej lawiny. Wykrzykiwał w moim kierunku obelgi. Darł się wniebogłosy. Jego zachowanie, rzecz jasna, było niedopuszczalne, więc sędzia zarządził przerwę i poprosił, by go wyprowadzono. Dwóch strażników chwyciło go pod pachy i mimo że z nimi walczył, bez najmniejszego problemu wyciągnęli go przez drzwi, ale nie te główne, wejściowe. Te dla oskarżonych.
MAJA. ZEZNANIE
Zerknęłam na zegarek. Dochodziła już prawie dziesiąta. Jeszcze tylko kwadrans, a moja zmiana dobiegnie końca. Nogi mnie bolały, ale po tylu latach zasuwania w tym przeklętym miejscu przywykłam już do tego. To był taki znośny ból, który nauczyłam się z czasem tolerować, już mi w niczym nie przeszkadzał. Kiedyś, gdy pulsowały mi łydki, bałam się, że stracę równowagę, chodząc między stolikami, i na kogoś upadnę. Teraz mimo dyskomfortu robiłam wszystko tak jak zawsze. Obsługiwałam klientów, zachowywałam pozory uprzejmości i co chwila zerkałam na zegarek, nie mogąc doczekać się końca zmiany. Nie miałam co prawda do czego wracać, ale wolałam leżeć w łóżku, niż tutaj gnić.
Tylko trzy stoliki były zajęte. W tygodniu, zwłaszcza o tak późnej porze, bar przy trasie nie należał do popularnych miejsc. Co innego w weekend, kiedy to okoliczni przychodzili na piwo lub na tanią randkę. Dalej, do miasta, nikomu nie chciało się jechać, a przynajmniej nie tym z klasy średniej. Tylko ci, którym się powodziło, mogli sobie pozwolić na dalszy wypad. Do hotelu, który stał obok, miejscowi nie chodzili. Głównie dlatego, że dziwnie było zachowywać takie pozory elegancji, kultury i dystyngowania, gdy obsługę stanowili znajomi i sąsiedzi. Klienci z hotelu też woleli restaurację na dole niż ten tani lokal, moje przeklęte miejsce pracy. Zapewne bali się, że zatrują się czymś u nas, ale prawda była taka, że te główne potrawy gotowała jedna i ta sama kuchnia, a my tylko odgrzewaliśmy i wynosiliśmy do klienta. W większości korzystaliśmy z tanich, niskiej klasy mrożonek, które doprawiano tylko do smaku i serwowano jako domowe żarcie. W hotelu płacili krocie, tu dostawali za jedną trzecią ceny. Liczyło się miejsce, to, jak podano posiłek i jak go nazwano. Tylko niektóre, proste dania robiliśmy u siebie na zapleczu. Tak jak to ostatnie zamówienie.
Usłyszałam dzwonek z kuchni. Kucharz przygotował już jedzenie, ruszyłam więc do bufetu, z którego odebrałam parujące półmiski. Chwyciłam dwa talerze i zaniosłam do stolika, przy którym siedziało dwóch łysych gości. Jak tylko się zbliżyłam, ucichli. Zachowywali się tak, jakby omawiali coś tajnego, choć ich wygląd wskazywał na to, że było to raczej coś niezgodnego z prawem. Mnie to jednak nie ruszało. Już nieraz widziałam takich typków, co to uważają się za nie wiadomo kogo. Postawiłam przed nimi talerze.
– Smacznego – rzuciłam szybko i odwróciłam się, by odejść.
– Hej! – Jeden z nich złapał mnie za rękę.
Spojrzałam na zaciśniętą dłoń na swoim przedramieniu. Lata pracy tutaj nauczyły mnie, by w takich sytuacjach postępować grzecznie. Uśmiechnęłam się i poprosiłam go tak uprzejmie, jak tylko potrafiłam, by pozwolił mi odejść. W myślach krzyczałam, żeby zabrał ode mnie swoje świńskie łapska.
– Zamawiałem podwójny ser – wycharczał.
– I to pan dostał – stwierdziłam spokojnie.
Widząc, że nie chce mnie puścić, zaczęłam się cofać, starając się jednocześnie wyciągnąć rękę z jego uścisku. Nie puszczał jednak. Zakleszczył swoje palce na mnie do tego stopnia, że zaczynało mi to sprawiać ból.
– Podwójny ser oznacza, że żarcie ma w nim tonąć jak w zupie. Co to za spaghetti, gdzie sera jest tyle, co kot napłakał?
– Dobrze, poproszę, by kuchnia dodała więcej – zaoferowałam, sięgając drugą ręką po jego talerz.
W tym momencie podniósł się i szarpnął mną tak mocno, że straciłam równowagę. Wykorzystał sytuację i od razu przyciągnął mnie do siebie. Następnie złapał mnie za twarz, ściskając moje policzki i wbijając palce w kości żuchwy, i ryknął mi prosto w buzię:
– Ty tępa suko!
Chciałam z nim walczyć, ale sparaliżowało mnie. Nie robiłam nic. Ani się nie odzywałam, ani nie prosiłam o pomoc, ani nie starałam się wyswobodzić z jego uścisku. Chyba czekałam, aż mu się znudzi i da mi spokój. On jednak puścił moją twarz tylko po to, by zmienić chwyt. Położył dłoń na moim karku. Jak tylko to zrobił, szarpnął tak mocno, że wylądowałam twarzą na stole. Uderzyłam piersiami w blat, a mój policzek wylądował płasko na gorącym spaghetti. Dopiero parzący ból na skórze twarzy sprawił, że zareagowałam. СКАЧАТЬ