Название: Otwarte drzwi
Автор: Marta Maciaszek
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Крутой детектив
isbn: 978-83-8147-802-1
isbn:
– Na zdrowie – krzyknęła Emilie zniekształconym polskim i wypiła resztę wina ze swojego kieliszka. – Za marzenia i przyszłość.
– Nieźle już masz w czubie, koleżanko. – Zachichotałem.
– Nie pozwalaj sobie za dużo – syknęła i chwyciła ręką stojącą na kuchennej szafce butelkę. – Chcesz?
– Chcę. Chcę choćby dlatego, żebyś ty nie wypiła całości. Nie dość, że nie wejdziesz na górę, ba, padniesz tu na tym stole, to…
– Nie naśmiewaj się z Klemci – dopiero gdy to powiedziała, uświadomiłem sobie, że użyłem słowa „ba”, jak to robi jej ciotka.
Kiedy podczas naszej rozmowy pojawiło się to imię, Emilie zaczęła mi opowiadać o jej życiu.
– Ciotka podobno była, w przeciwieństwie do mojej matki, bardzo nieznośnym dzieckiem. Wyobraź sobie, że kiedy poszła do szkoły, poznała tam jednego chłopaka. Mówiła, że gotowa była za niego codziennie lekcje odrabiać, byle tylko zaprosił ją na lody. Ale niestety tamten niewdzięcznik miał w klasie inną sympatię. Ciotka po wielu latach mówiła, że wcale mu się nie dziwiła, bo podczas gdy Klemcia była grubiutka, to tamta miała długie blond włosy i chude nogi. No ale ciocia nie mogła się z tym wtedy pogodzić i któregoś razu podczas lekcji obcięła jej jeden warkocz. Miała pomysły, co? Ciocia podobno zawsze miała dużo energii i zapału do życia. Wiedziała, że dzięki temu wszystko ułoży się po jej myśli i będzie szczęśliwa. Niestety tak się nie stało… – Emilie się zamyśliła.
– Dlaczego? – Wzbudziła moją ciekawość.
– Głupie pytanie. Miłość. – A po paru sekundach rzuciła: – Chcę się wykąpać.
– Wykąpać? – Zdziwiłem się, patrząc na zegar wybijający północ i pusty kieliszek stojący przed Emilie. – Jesteś pewna?
– Umiem pływać, chłopcze. Nie marudź – zażartowała.
– Chcę się rozebrać. – Emilie uśmiechnęła się, stojąc w łazience obok wypełnionej spienioną, pachnącą wodą wanny.
– Naprzód – rzuciłem.
– Ty naprzód – przedrzeźniała mnie i zaczęła pchać w stronę wyjścia.
– Wstydzisz się? – zdążyłem zapytać i przed moimi oczami znalazły się drzwi do łazienki. – Chyba tak – odpowiedziałem w ich stronę.
– Możesz wejść! – Usłyszałem stłumiony krzyk Emilie.
Powolnym ruchem otworzyłem drzwi i starając się nie patrzeć na pianę okrywającą Emilie, usiadłem na brzegu wanny. Przekładała w dłoniach mydło, robiąc z niego coraz większą pianę. Po chwili je odłożyła i białymi mydlinami zaczęła otulać obie dłonie, sięgając prawie łokci. Kiedy w żadnym miejscu nie było widać jej różowej od temperatury skóry, powiedziała:
– Rękawiczki. – I zaczęła się głośno śmiać. Ja po chwili razem z nią.
– Piękne – zażartowałem, kręcąc głową.
– To Luiza wymyśliła. Mówiła na to zapachowe rękawiczki. Ale czasem śmierdziały. – Emilie wybuchnęła śmiechem i wyprostowała się, zapominając, że siedzi naga w wannie, ubrana jedynie w pianę. Kiedy wróciła do poprzedniej pozycji, zapytałem:
– Kim jest ta Luiza?
– Luiza? Podoba ci się?
– Nikt mi się nie podoba.
– Nikt? – Nie czekając na odpowiedź, podjęła temat swojej koleżanki: – Obie, od kiedy się poznałyśmy, chciałyśmy tańczyć. Pamiętam, że jak jej mamy nie było w domu, to chodziłyśmy do jej szafy i wyciągałyśmy sukienki. Spinałyśmy je paskami, bo były za duże, i udawałyśmy światowej sławy baleriny. Prężyłyśmy się przed lusterkiem, wyginałyśmy na wszystkie strony i robiłyśmy konkurs, która wyżej podniesie nogę. Zobacz. – Wyciągnęła nogę spod piany. – Już wtedy zaczęła się między nami rywalizacja. No i nam się udało. Kolejny raz pracujemy w tym samym spektaklu, ale ona nie jest moją przyjaciółką. Czasem tak głupio się zachowuje, że mi jej żal. Kiedyś strasznie się kłóciłyśmy, bo zgrywała panienkę z dobrego domu, a ja tego nie znosiłam. Głupia jest czasem i zadziera nosa. O, na przykład, kiedy okazało się, że ostatnim razem, no wiesz, wtedy, co się poznaliśmy, ja miałam być na scenie czterdzieści siedem minut, a ona trzydzieści cztery, to przestała się do mnie odzywać. Ja tego nie rozumiem. Ale chyba już jej przeszło.
– To głupia jest.
– Wiem, że jest głupia, bo dla mnie przyjaźń jest niezależna od wszystkiego.
– Tak powinno być.
– Widzisz. Dziś wpadła niemalże w moje ramiona tylko dlatego, że przyszłam z tobą.
– Czy wtedy przy samochodzie…
– No. To właśnie była Luiza. Wiele razy o ciebie pytała i już wścibska baba nie mogła się doczekać, kiedy cię pozna, a potem będzie mogła obsmarować cię z innymi, jak ty to mówisz, koleżaneczkami. Masz rację, to są koleżaneczki. Jak pomyślę o tych ludziach, którzy tam dziś byli, to pracuję z nimi od kilku lat, a nikt nie zasługuje na to, aby nazywać go moim przyjacielem. Ty masz przyjaciół?
– Miałem.
– I co z nimi?
– Nie wiem. Jestem jednak pewien, że jeśli stałby się jakiś cud i znowu spotkałbym ich na swej drodze, to nie nazwałbym ich inaczej.
– No i, kurwa, widzisz. Ludzie są okrutni. Ja jestem zupełnie sama.
Chciałem zbliżyć się do niej i przytulić, wiedząc, że żal, który miała do swoich znajomych o to, że nie może nazwać ich przyjaciółmi, z jednej strony spowodowany był ich zachowaniem, a z drugiej ilością wlanego w siebie alkoholu.
– Przynieś mi wina – rzuciła Emilie, przerywając mój zamiar pochylenia się nad nią.
– Jesteś pewna?
– Jestem pewna – niesympatycznie odpowiedziała i zaczęła dłońmi dotykać znikającej w każdej sekundzie piany.
Kiedy szedłem z powrotem do łazienki z kieliszkiem wypełnionym winem, dziwne dźwięki dobiegły do moich uszu. W pierwszym momencie nie wierzyłem w to, co słyszę, ale kiedy otworzyłem drzwi, zobaczyłem Emilie opierającą głowę na krawędzi wanny, z zamkniętymi oczami, śpiącą tak mocno, że najzwyczajniej w świecie chrapała.
– Oj, ta pani chyba ma już dość – СКАЧАТЬ