Название: Europa in Flagranti
Автор: Stanisław Cat-Mackiewicz
Издательство: PDW
Жанр: Очерки
Серия: Pisma Wybrane
isbn: 9788324218639
isbn:
Obserwowanie historii dlatego jest tak między innymi pasjonujące, że wykrywamy bardzo szkodliwe oddziaływanie na politykę narodów różnych doktryn, nie zawsze słusznych. Anglicy są narodem trzeźwym i praktycznym, zwolennikami polityki jak najbardziej realnej, ich polityka jest zawsze doraźna, działają jak kupcy operujący kredytem krótkoterminowym. A jednak przy całej swej trzeźwości ulegają wpływom doktryn. Już Pitt starszy w XVIII wieku zapowiedział, że nie pozwoli angielskim koloniom w Ameryce produkować wyrobów przemysłowych: „Ani jednego gwoździa” – jak powiadał. Nie udało się to w Ameryce, ale polityka angielska w stosunku do Indii zawsze była oparta na sprzeciwianiu się rozbudowie przemysłu w Indiach, aby Anglia mogła tam eksportować swoje wyroby. Indie miały być biedne, ale musiały kupować od Anglików. Te teorie kolonialne były i niemoralne, i przede wszystkim błędne. Dobrym klientem, konsumentem może być tylko społeczeństwo bogate, a nigdy biedne. Toteż polityka amerykańska po drugiej wojnie światowej udzielania kredytów jest mądrzejsza od polityki angielskiej utrzymywania krajów-klientów w ubóstwie. Po drugie, a może ważniejsze, cała polityka eksportu-importu i bilansu handlowego jest z gruntu błędna, aczkolwiek po dziś dzień cieszy się takim autorytetem. Teoria o bilansie handlowym opiera się na analogiach z gospodarką jednostki, na tym, że człowiek powinien więcej zarabiać niż wydawać. Gospodarka indywidualna nie może być jednak wzorem dla gospodarczego życia państwa. Bogactwo społeczeństwa nie zależy od tego, czy się dużo za granicę wywiezie, ale od szybkości obrotów gospodarczych w ogóle. Ożywienie wymiany dóbr wzmacnia bogactwo kraju, które wymaga nie tylko energicznych producentów, ale, a może i przede wszystkim, zamożnych konsumentów. Wspaniały jest przykład Keynesa z człowiekiem, który przyjechał do obcego miasta z fałszywą studolarówką i ten banknot obiegł jednego dnia dwadzieścioro ludzi i wrócił do swego uprzedniego posiadacza. Ale w ten dzień po sto dolarów zarobiło dwadzieścioro ludzi: krawcowa, szewc, adwokat, lekarze… obojętne kto, dość, że wszyscy ci ludzie zarobili po sto dolarów i, co również ważne, wydali te sto dolarów. Na tym polega źródło bogactwa kraju: na szybkich obrotach gospodarczych, a nie na sprzedażach wyłącznie za granicę. Wyobraźmy sobie wysepkę, na której mieszkają nędzni Eskimosi, którzy utrzymują się wyłącznie ze sprzedaży fok jakimś okrętom cudzoziemskim. Wysepka ta ma eksport stuprocentowy, importu żadnego, a jednak jej mieszkańcy bynajmniej nie są bogatsi od mieszkańców jakiejś Ameryki, która ma mniejszy eksport od importu.
Poniósł mnie trochę temat. Nie chodzi o to, czy gospodarcze teorie angielskie były słuszne, czy nie – dość, że oddziaływały na politykę angielską. Anglicy chcieli mieć kolonie, duże, liczne, pozbawione przemysłu, aby móc tam sprzedawać wyroby swego przemysłu, który w początku XIX wieku produkował rzeczy wspaniałe, ale w XX ulegał coraz większej dekadencji. Przed pierwszą wojną światową widzieli swych konkurentów w Niemcach i jako aspirantów do zdobywania kolonii, i jako szczęśliwych, pracowitych i inteligentnych współzawodników w przemyśle i ogólnej ekspansji gospodarczej.
A kolonializm francuski?
Właśnie Bismarck po wojnie 1870 roku popychał z całych swoich sił Francję w kierunku kolonializmu dlatego, aby pokłócić Francję z Anglią. Od ustąpienia Bismarcka w 1890 Niemcy same chcą mieć program kolonialny. Ale owocem polityki jeszcze bismarckowskiej był w 1898 słynny incydent w Faszodzie. Lord Kitchener kazał się z tej miejscowości wynosić francuskiemu kapitanowi Marchandowi. Ten nie chciał ustąpić i omal nie doszło do wymiany strzałów. Brutalność angielska budzi wielkie oburzenie we Francji i sprawy może potoczyłyby się inaczej, gdyby nie Delcassé, francuski minister spraw zagranicznych. Delcassé – Teofil Delcassé, zapamiętajmy sobie to nazwisko. Są ludzie, którzy robią dużo hałasu w polityce, coś głoszą, gadają, zdobywają sobie sławę, a ich działalność nie wywołuje żadnych skutków. Natomiast właśnie Delcassé przygotował tak sytuację w Europie, że skutki jego polityki działały przez lat kilkadziesiąt. W chwilach największego rozdrażnienia narodu francuskiego przeciwko Anglikom przygotowywał, omal po kryjomu, alians francusko-angielski, a ten alians stał się bazą sytuacji w Europie i dopiero de Gaulle stworzył we Francji sytuację inną. Delcassé należał do ludzi, którzy zapomnieć nie mogli przegranej w 1870 i żyli nadzieją odwetu, rewanżu. To rzecz bardzo niebezpieczna – owo upokarzanie narodów ambitnych. Szkoda, że kanclerz Adenauer tego nie rozumiał.
II
Anglicy owych czasów mówili: „A big German fleet and the bad German manners are more than we can stand”. Niemcy umieli wygwizdać króla angielskiego, ale faktycznie w Niemczech panował kult Anglii. Właściwymi propagatorami wielkości Anglii byli zawsze Niemcy, Niemcy i tylko Niemcy. Wszystko, co angielskie, wydawało się im doskonałe. Wilhelm II z rozczuleniem pokazywał wieżycę w zamku Windsor i wołał: „Oto stąd rządzi się światem!”.
We francuskiej literaturze Anglik jest traktowany przeważnie ironicznie – w niemieckiej z takim zachwytem i taką uniżonością, z jakimi traktuje się dziś cudzoziemców w restauracjach warszawskich.
Cesarzowa Wiktoria, córka królowej Wiktorii, przez kilkadziesiąt lat mieszkała w Niemczech, była monarchinią tego narodu. Nie lubiła Niemców, Bismarcka, swego syna Wilhelma II. W żyłach jej nie było innej krwi, jak niemiecka. Umarła w sierpniu 1901 roku, ale przed śmiercią kazała trumnę swą owinąć w „Union Jack”, i tylko w „Union Jack”, czyli we flagę angielską, i odesłać do Anglii. Wilhelm II, wstrząśnięty śmiercią swej matki, oświadczył jednak kanclerzowi Niemiec, że tego jej żądania nie wykona, i pochował ją w Poczdamie. Prawdę powiedziawszy, rozumiemy jego stanowisko.
Bülow w swoich pamiętnikach podkreśla łatwość wynaradawiania się księżniczek niemieckich, które wychodziły za mąż za członków obcych dynastii. Żadna z nich nie zostawała wierna swej ojczyźnie, przeciwnie, często szerzyły nienawiść do Niemców.
Niemcy w ogóle łatwo się wynaradawiają i przyjmują patriotyzm kraju, w którym zamieszkują. Spostrzeżenie Bülowa dotyczące niemieckich dynastów można znakomicie rozszerzyć. W ogóle poza państwami romańskimi, domem Obrenowiciów czy Karadziordziewiciów w Serbii oraz rodziną Bernadotte w Szwecji wszyscy dynastowie europejscy w Europie byli niemieckiego pochodzenia. Aleksander III nosił brodę rosyjskiego mużyka i sam pod względem fizycznym był idealnym typem Rosjanina; Mikołaj II był religijnym mistykiem całkowicie na sposób rosyjski; wszyscy wielcy książęta byli jak najbardziej rosyjscy w sposobie zachowania się, a przecież nie mieli w żyłach innej krwi niż niemiecka, bo nawet cesarzowa Dagmara, królewna duńska, była księżniczką niemiecką z pochodzenia. Ale przecież w Polsce mamy ogromną ilość rodzin o niemieckich nazwiskach, których pradziadowie byli Niemcami, a oni sami nienawidzą Niemców więcej niż kto inny.
Ta ostatnia cecha jest szczególna. Bo oto weźmy inny naród, daleko od niemieckiego starszy, bo Żydów. Ci także stają się Niemcami, Francuzami, Polakami, Anglikami itd., itd. Oddają czasami wielkie usługi swym przybranym narodom, stają się chlubą ich literatury, muzyki, nauki. Ale nigdy nie zatracają uczuć do swego pranarodu. „Krew z waszej starej krwi, kość z waszej kruchej kości” – napisze przepięknie poeta.
III
Na czym polegała istota politycznych wpływów monarchii w czasach, które omawiam, a więc w czasach, w których w Europie republika była wyjątkiem, monarchia regułą prawie powszechną. Istota monarchii polega na wprowadzeniu do życia narodów czynnika quasi-rodzinnego, na upodabnianiu narodu do jakiejś jednej wielkiej rodziny – zrozumiałem to dobrze СКАЧАТЬ