Mars. Bezlitosna siła, t.4. Agnieszka Lingas-Łoniewska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Mars. Bezlitosna siła, t.4 - Agnieszka Lingas-Łoniewska страница 7

Название: Mars. Bezlitosna siła, t.4

Автор: Agnieszka Lingas-Łoniewska

Издательство: PDW

Жанр: Короткие любовные романы

Серия: Bezlitosna siła

isbn: 9788380537583

isbn:

СКАЧАТЬ okropnych rzeczy, a nie mogłam pomóc samej sobie. Byłam naprawdę świetnym psychologiem. Tak…

      W poniedziałek nie pojechałam na basen, bo zaspałam. Mariusz po kinie wszedł do mnie, zaczęliśmy się całować i pieścić, i… Gdy zamykałam oczy, widziałam ten cholerny krzywy uśmieszek wytatuowanego faceta i po prostu… nie mogłam. Przeprosiłam Mariusza, widziałam, że był zawiedziony, miał do mnie żal. Powiedziałam, że źle się czuję, za to zaprosiłam go na sylwestra u Martyny. Był zaskoczony, ale się zgodził. I widziałam, że odzyskał dobry humor. Pożegnał się ze mną i umówiliśmy się dopiero na przyszły weekend, bo on teraz miał dyżury, a ja w piątek wyjeżdżałam do Krakowa. I właśnie wtedy sobie uzmysłowiłam, że jadę z Patrykiem i Darkiem. Nie chciałam się wycofywać, przecież nie miałam czternastu lat. A szkoda. Może nie byłoby mi wstyd, że zachowuję się jak idiotka.

      Teraz był środowy poranek, pokonywałam kolejną długość basenu i miałam nadzieję, że to będzie lepszy dzień niż poprzednie. W poniedziałek po południu na nasz fundacyjny telefon komórkowy zadzwoniła dziewczyna, która nieśmiało pytała o możliwość zamieszkania w Domu dla Mam. Była w szóstym miesiącu ciąży i miała kłopoty. Tak to nazwała. Rozmawiałam z nią, podałam numer prywatnej komórki i zaprosiłam do fundacji na rozmowę. Ale rozłączyła się i już więcej nie zadzwoniła. A gdy próbowałam się z nią skontaktować, telefon milczał. To było bardzo częste. Wkurzałam się, ale wiedziałam, że nie mogę pomóc całemu światu. Cholerna niesprawiedliwość!

      Gdy przepłynęłam kilka basenów, położyłam się na ostatnim torze na plecach, zamknęłam oczy i pozwoliłam unosić się na wodzie. Nagle przed moimi powiekami pojawił się jakiś cień. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam pochylonego nade mną Darka. Oparłam się o krawędź basenu i wytarłam twarz. Darek wskoczył do wody, podpłynął do mnie i oparł się tuż obok.

      – Widzisz, potrafię wstać w środku nocy. – Patrzył na mnie z bliska.

      Na jego długich rzęsach dostrzegłam kropelki wody. Był tak cholernie przystojny, że to powinno być zakazane. Kobiety na niego zerkały, faceci też, pewnie podziwiali jego muskulaturę, tatuaże. Ja podziwiałam wszystko. I coraz gorzej się z tym czułam.

      – To był żart – westchnęłam.

      Darek wpatrywał się we mnie przez chwilę, widziałam, że nad czymś się zastanawia.

      – Wychodzisz już? – zapytał wreszcie.

      – Tak.

      – Jedziesz do fundacji?

      Pokiwałam głową.

      – To może najpierw śniadanie? – zaproponował.

      – W sumie nic nie jadłam… – zawahałam się.

      – To przed wejściem za piętnaście minut. – Uśmiechnął się.

      Co mogłam zrobić?

      Kiedy wyszłam z szatni, Darek już czekał. Ubrany w ciemne dresowe spodnie, biały T-shirt, sportową kurtkę i adidasy stał przy wejściu oparty o ścianę i patrzył na mnie. Obok leżała wielka sportowa torba, w której pewnie zmieściłabym się ja.

      – Co ja robię? – szepnęłam do siebie, ale podeszłam do niego i spytałam: – Gdzie jedziemy?

      – Gdzie tylko zechcesz.

      – Często jemy z dziewczynami w Dinette. Koło Monopolu.

      – Pojedziemy moim autem, bez sensu jechać dwoma – zarządził.

      – Nie mam samochodu. Znaczy mam, ale jeżdżę tramwajami albo chodzę piechotą. – Wzruszyłam ramionami.

      Widziałam, że jest zdziwiony.

      – Uwierz mi, jest szybciej – wyjaśniłam.

      – To tym bardziej zapraszam do siebie. Woziłaś się już betą po mieście? – Posłał mi uśmiech.

      – Jesteś niemożliwy. – Pokręciłam głową, ale odpowiedziałam uśmiechem.

      Czasami był nieznośny, ale mnie rozbawiał. Naprawdę. Zerknęłam na niego. Tak pięknie się uśmiechał. To też powinno być zakazane.

      W Dinette nie było zbyt dużo ludzi, jacyś studenci, kilka „białych kołnierzyków”, biznesmeni, jak zawsze o tej porze. Kiedy weszliśmy, wszyscy znów się gapili. W tym momencie domyśliłam się, co czują moje przyjaciółki, kiedy pokazują się gdzieś ze swoimi facetami. Ale Darek nie był moim facetem. Był kolegą. Zauważyłam, że przenikliwie mi się przypatruje. Usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku w małej niszy okiennej. Darek usiadł tyłem do okna i przysięgam, że po mojej stronie zrobiło się ciemniej.

      – Przysłaniasz mi widok – powiedziałam z uśmiechem.

      – Przysłaniam ci cały świat? To miłe.

      – Nie, tylko kawałek Świdnickiej.

      – Na początek może być.

      Pokręciłam głową, a on wstał, by zamienić się ze mną miejscami. Pochylił się do mnie i powiedział cicho:

      – Teraz nikt cię nie widzi, kotku. Możesz jeść palcami.

      Roześmiałam się na głos. Uśmiechał się i patrzył na mnie tak, że wszystko we mnie drżało. Balansowałam. Cały czas. Byłam idiotką lub masochistką, a najpewniej stanowiłam mieszankę obu.

      Zjedliśmy śniadanie, Darek opowiadał zabawne rzeczy jak to on, ja obserwowałam go z bliska i zaczynałam coraz bardziej zastanawiać się nad tym, jakby to było, gdybym zaprosiła go do siebie. Na samą myśl, że znalazłby się w moim mieszkaniu, coś ścisnęło mnie w żołądku. I kiedy już chciałam mu zaproponować, żebyśmy spotkali się wieczorem, zadzwoniła moja komórka.

      – Przepraszam. – Spojrzałam na wyświetlacz, nieznany numer. Ale w ostatnim czasie tak wiele razy próbowałam się pod niego dodzwonić, że wiedziałam, kto to. – Halo? – Odebrałam.

      – Czy może mi pani pomóc? – Usłyszałam w słuchawce.

      – Kto mówi?

      – Ela. Elżbieta Nowicka. Dzwoniłam wcześniej.

      – Jak mogę ci pomóc? – zapytałam.

      – Muszę stąd uciec. Spakowałam się. On śpi, jest po nocy, jeździ na taksówce. Boję się wyjść. Siedzę w pokoju… boję się wyjść. Błagam, czy mogłaby pani… albo ktoś… tu przyjechać i mnie zabrać? Nie dam rady sama. Bardzo się boję… – szeptała.

      Słyszałam, że jest przerażona.

      – Nie chcesz wezwać policji? – Zmrużyłam oczy.

      Darek spojrzał na mnie zaniepokojony. Na migi pokazałam mu, żeby wziął rachunek.

      – Nie. Jego brat jest gliniarzem, kiedyś wezwałam, powiedział mi, że СКАЧАТЬ