Mars. Bezlitosna siła, t.4. Agnieszka Lingas-Łoniewska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Mars. Bezlitosna siła, t.4 - Agnieszka Lingas-Łoniewska страница 6

Название: Mars. Bezlitosna siła, t.4

Автор: Agnieszka Lingas-Łoniewska

Издательство: PDW

Жанр: Короткие любовные романы

Серия: Bezlitosna siła

isbn: 9788380537583

isbn:

СКАЧАТЬ za co dostanie ode mnie po łapach… albo i nie, ale on po chwili wziął głęboki wdech i powiedział spokojnie:

      – Ręce.

      Czy ja poczułam rozczarowanie? Zaczynałam sama siebie wkurzać. Wysunęłam dłonie, a on zaczął zakładać mi rękawice.

      – To sparingówki. Jak walniesz mi kilka razy, to może choć trochę mnie polubisz?

      Wzruszyłam ramionami.

      – Lubię cię bez bicia.

      Uśmiechnął się kącikiem ust.

      – To może polubisz mnie bardziej.

      Nie odpowiedziałam. Jego obecność i tak skutecznie odbierała mi zdolność jasnego patrzenia na rzeczywistość. Wysunął jedną nogę, dłonie trzymał przy twarzy. Powoli przeszedł obok mnie.

      – Dawaj, pani doktor, rób to, co ja.

      Uderzał powietrze w stałym rytmie: prawa, lewa, znowu prawa.

      – Raz, raz-dwa, raz, raz-dwa. – Liczył rytmicznie, muzyka dudniła, a ja powtarzałam za nim i było mi… dobrze.

      Zaczęłam liczyć, skupiałam się na rytmie, a wszelkie głupie myśli po chwili zniknęły. Darek sięgnął po ochraniacze, stanął przede mną i teraz uderzałam w jego dłonie.

      – Dajesz, kotku. Ręka to nie tylko przedłużenie twojego ramienia czy barku. To także twoja głowa. W cios wkładasz wszystko to, czego chcesz się pozbyć ze środka. Z samego środka, kotku. Dajesz!

      I właśnie to zaczęłam robić. Z całej siły, ze środka, oczyszczałam się ze złych emocji. Wiedziałam, że wrócą, ale teraz… nie chciałam ich. Teraz przez chwilę pragnęłam po prostu o niczym nie myśleć.

      – Ręka prosta. Nie zginaj nadgarstka. W rytmie. Dajesz!

      – Ty chyba za dużo przebywasz z Kastorem. – Zaśmiałam się, trochę zasapana.

      – Jak my wszyscy. – Mrugnął do mnie. – Ale ostatnio to głównie z Saturnem.

      Uśmiechnęłam się.

      – Może teraz poskaczesz na skakance? – Zaczął mi ściągać rękawice.

      – Serio? – Skrzywiłam się.

      – Nie, ale fajnie byłoby patrzeć, jak… podskakujesz. – Uniósł znacząco brew i spojrzał na mój biust.

      Pokręciłam głową i poczułam się trochę jak wychowawczyni ostatniej klasy męskiego technikum. Czasami wkurzałam się na Darka za te żarty, do których nie umiałam podejść z dystansem. I wtedy przychodziło mi do głowy, że jestem od niego tyle starsza.

      – Nie dzisiaj – odpowiedziałam. – Ale kiedyś na pewno poskaczę. Może nie uwierzysz, ale mam dobrą kondycję. Codziennie pływam. No, prawie codziennie.

      – A gdzie chodzisz na basen? – zapytał z błyskiem w oku.

      – Do Aqua Parku.

      Wyszliśmy z ringu, wsunęłam buty i dzięki obcasom nie czułam się przy nim taka mała. Miałam metr siedemdziesiąt, ale sięgałam mu ledwie do ramienia.

      – Mówisz, że jesteś tam codziennie… – Spojrzał na mnie. – Byłem tam wczoraj i cię nie widziałem.

      – Gdy ja pływam, ty zapewne odsypiasz nocne życie. Jestem tam zawsze o siódmej trzydzieści, dla ciebie to przecież środek nocy.

      Przez chwilę wpatrywał się we mnie bez słowa.

      – Tak, zapewne.

      Czy miałam mylne wrażenie, czy on poczuł się… urażony?

      ***

      Kiedy zobaczyłem ją przy barze, rozmawiającą z Albertem, który chyba wziął sobie za cel wkurwianie mnie, obudziło się we mnie coś dzikiego. Albert był moim kumplem, pracownikiem mojego brata, ale nie przeszkadzałoby mi to rzucić nim na odległość.

      A teraz jeszcze ona mnie wkurzyła. Zupełnie mnie nie znała. Zmarszczyłem brwi i chyba nieco zbyt gwałtownie wyłączyłem muzykę. W sumie zachowywałem się trochę głupio, bo jakie ona mogła mieć o mnie zdanie, skoro znała mnie tylko od tej drugiej, nieco debilnej strony. Pokręciłem głową.

      – Chodźmy – rzekłem cicho.

      Podeszła do mnie i dotknęła mojej ręki.

      – Hej, wszystko w porządku? Powiedziałam coś głupiego? – Wpatrywała się we mnie tymi ślicznymi, nieco skośnymi oczami, a jej rude pukle dotykały piersi.

      Jej zajebistych cycków, które chciałem poczuć pod palcami, dotykać ich i je ssać. Byłem napalony. Pragnąłem jej. Całej. I jednocześnie wiedziałem, że jestem od tego tak daleko jak mój stary od uczciwości. Przymknąłem oczy.

      – Nie. Wszystko gra. – Ruszyłem na górę. Widziałem, że idzie za mną. Nagle zatrzymałem się i dotknąłem jej dłoni. Spojrzałem jej w oczy. – Chodzę na basen co drugi dzień. I jestem tam po szóstej. Kiedy ty jeszcze przekręcasz słodki tyłeczek w ciepłym łóżku, kotku. – Musnąłem jej policzek palcem i uśmiechnąłem się swoim firmowym uśmiechem, za którym skrywałem wszystkie uczucia.

      Lepiej było grać beztroskiego idiotę, niż dać się zranić. Ale ona mnie raniła. Bo mi na niej zależało. Co było zupełnie bez sensu.

      ***

      – Czy kiedyś wrócę do domu? – spytała, kiedy skończyliśmy jeść winogrona i pluć pestkami.

      – Kiedyś zbuduję własny dom i cię tam zabiorę.

      – Obiecujesz?

      – Oczywiście, maluchu.

      – I będziesz tam tylko ty? – spytała, wpatrując się we mnie tym swoim ufnym wzrokiem.

      – Jasne. – Zaniepokoiłem się. – A kogo nie chciałabyś tam widzieć? – Zmarszczyłem brwi.

      Wzruszyła ramionami i pomachała nogami, które zwiesiła z tarasu.

      – Nie wiem… – zamilkła na chwilę – …ale ważne, żebyś był ty. Wtedy będzie fajnie.

      Rozdział 3

      The Chainsmokers, Closer

      Ten tydzień zaczął się bardzo kiepsko. W zasadzie kiepsko było już w weekend. Wtedy w klubie, po treningu w podziemiu, Darek odprowadził mnie do stolika, chwilę pogadał z Konradem i poszedł do baru. Potem widziałam go z jakimiś dziewczynami, jedna z nich uwiesiła mu się na ramieniu i dostrzegłam, jak jeździ palcem po jego tatuażu. Nie wiem dlaczego, ale poczułam złość. Miałam ochotę podejść, odepchnąć dziewczynę, złapać pieprzonego Marsa za szyję i poczuć СКАЧАТЬ