Mars. Bezlitosna siła, t.4. Agnieszka Lingas-Łoniewska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Mars. Bezlitosna siła, t.4 - Agnieszka Lingas-Łoniewska страница 5

Название: Mars. Bezlitosna siła, t.4

Автор: Agnieszka Lingas-Łoniewska

Издательство: PDW

Жанр: Короткие любовные романы

Серия: Bezlitosna siła

isbn: 9788380537583

isbn:

СКАЧАТЬ Jest piątkowy wieczór, piękne dziewczyny nie mogą się smucić. – Albert mrugnął do mnie i postawił przede mną dwa kieliszki. – To zbrodnia.

      – Właśnie po to tu jestem. Żeby się nie smucić.

      – A ja spełnię wszystkie twoje zachcianki.

      Albert zawsze ze mną flirtował, jak z większością dziewczyn przy barze, dlatego miał takie powodzenie, co oczywiście wpływało na jego dochody. Lubiłam go, w jego towarzystwie nie czułam żadnej presji. Wypiłam dwa szoty i poprosiłam jeszcze o wodę.

      – Proszę, pani doktor. Kiedy poczujesz się źle, przychodź, coś wymyślimy.

      Spróbowałam się uśmiechnąć.

      Wtedy poczułam jakieś dziwne mrowienie na plecach i nie musiałam się nawet odwracać, żeby wiedzieć, kto za mną stoi.

      – Albert, ty chyba masz za dużo czasu. – Niski głos wybrzmiał mi nad uchem, dotarł do mnie zapach żelu pod prysznic i piżmowych perfum, które dobrze znałam.

      Zacisnęłam zęby, a w dole brzucha poczułam skurcz. Kurwa, tego nie mogłam pomylić z niczym innym.

      – Dbam o najlepsze dziewczyny w tym klubie. – Albert mrugnął do mnie.

      – O tę zadbam sam.

      – Jasne, stary. – Barman roześmiał się i poszedł obsługiwać dziewczyny, które przywoływały go głośno z drugiego końca baru.

      – Dobrze się bawisz? – zapytałam i spojrzałam na Darka, który oparł się o bar tuż obok mnie.

      W sumie to był błąd, bo po pierwsze, stał za blisko, po drugie, pachniał obłędnie, po trzecie, wyglądał tak, że zaschło mi w gardle. Miał na sobie koszulę z podwiniętymi rękawami, wypuszczoną na ciemne obcisłe dżinsy, z których paska zwisał gruby srebrny łańcuch i znikał w przedniej kieszeni. Spojrzałam na twarz tego faceta. Włosy miał postawione, wpatrywał się we mnie ciemnymi oczami i od tego spojrzenia zakręciło mi się w głowie.

      – A ty? – spytał spokojnie, wciąż mierząc mnie wzrokiem.

      Wzruszyłam ramionami.

      – Jak zawsze tutaj.

      Zmarszczył brwi.

      – Wszystko dobrze?

      – Czy ja wiem? Chyba potrzebny był mi piątkowy reset.

      – Za dużo obowiązków? Trudnych spraw?

      – Za dużo wszystkiego. – Westchnęłam.

      – A gdzie twój chłopak? – Jego ton zabrzmiał teraz ostro.

      – To nie jest… – Machnęłam ręką. – Mariusz do wieczora ma pacjentów.

      – No tak, rozumiem. – Darek przejechał dłonią po bujnych włosach.

      Przełknęłam ślinę. Na samą myśl, że mogłabym wsunąć palce w tę gęstą czuprynę i poczuć jej miękkość, zrobiło mi się jakoś dziwnie. Zagryzłam wargę. Darek przypatrywał mi się uważnie. Nagle sięgnął po moją wodę, wyprostował się i wyciągnął do mnie rękę. Spojrzałam na niego zaskoczona.

      – Chodź. Mam receptę na twój ciężki rok.

      – Mianowicie?

      Przewrócił oczami.

      – Chodź, Liwia. Nie zjem cię.

      Na sam dźwięk mojego imienia w jego ustach poczułam dziwną słabość. Ale zeskoczyłam ze stołka i podałam mu rękę. Jego dłoń była duża i ciepła. Ruszył w kierunku wyjścia, a gdy odchodziliśmy, machnęłam do przyjaciółek, że zaraz wracam. Widziałam niepokój w oczach Martyny i uśmiech na twarzy Inez. Dostrzegłam też Konrada, który zmarszczył brwi. Spokojnie, poradzę sobie. Chyba.

      Darek torował drogę pomiędzy ludźmi, którzy rozstępowali się przed nim niczym Morze Czerwone. Widziałam zachwycone spojrzenia dziewczyn, które oczywiście wiedziały, kim on jest. Na mnie zerkały z zazdrością. Oj, dziewczyny, to tylko kumpel. Nikt więcej.

      Kiedy zaczął mnie prowadzić w kierunku korytarza, gdzie mieściły się pokoje do prywatnych tańców, zatrzymałam się. Spojrzał na mnie zaskoczony.

      – Jeśli myślisz, że tam z tobą wejdę, to… chyba jakiś żart. – Może i byłam trochę wstawiona, ale nie zalana i na pewno nie zamierzałam dać się zaliczyć.

      Zmarszczył brwi i po chwili zerknął na drzwi i na mnie. Jego czoło się wygładziło, ciemne oczy zrobiły się niemal czarne i wyglądał prawie jak Polluks. Uśmiechnął się tym swoim kpiącym uśmiechem, podnosząc jeden kącik ust.

      – Serio, pani doktor, taki z pani tchórz?

      – Akurat odwaga ma z tym niewiele wspólnego. – Zamierzałam wyrwać się z jego uścisku i wrócić do dziewczyn, zła, że zachowuje się jak idiota.

      Ale on przyciągnął mnie do siebie, uderzyłam o jego twarde ciało, wszystkie moje zmysły zapaliły się niemal jak alarm w centrum handlowym.

      Boże, co za durne porównania przychodzą mi do głowy!

      – Spokojnie, Liwio, tu cię prowadzę. – Pochylił się ku mnie i szepnął, a jego ciepły oddech pachnący gumą do żucia musnął mi szyję.

      Zagryzłam policzek od wewnątrz i wzięłam głęboki wdech. On uniósł brew, gnojek, obserwował mnie, wszystko wyczuwał. Uśmiechnął się szerzej i wciągnął mnie w wąski korytarz. Wtedy wszystko zrozumiałam. Zapomniałam o tym tajnym przejściu. Prowadził mnie do podziemi.

      – Nie martw się… – Popatrzył mi w oczy. – Do czerwonego pokoju pójdziesz ze mną z własnej woli. – Zaczęliśmy schodzić po schodach.

      – Niedoczekanie – burknęłam, ale podążyłam za nim.

      Musiałam przyznać sama przed sobą, że mi się cholernie podobał. Ale to nie wszystko. On mnie pociągał. Nie czułam czegoś takiego przy żadnym mężczyźnie. Nie czułam tego przy Mariuszu. Ale pożądanie to nie wszystko. A Darek był dzieciakiem. Mogłam się z nim dobrze bawić, ale nic więcej. Poza tym raczej nie sprawiał wrażenia, jakby dorósł do czegokolwiek poza wożeniem się bmw, zadymami, walką w klatce i zaliczaniem dziewczyn.

      Weszliśmy do podziemi. Darek zapalił światła, włączył muzykę.

      – Chodź, spuścisz trochę pary. Widzę, że za bardzo główkujesz, kotku.

      – Nie jestem żadnym kotkiem. – Pokręciłam głową.

      Ale w sumie… to było nawet miłe. Chyba naprawdę musiałam wyluzować. Sztywna pani doktor.

      – Jesteś. – Darek uwielbiał się ze mną droczyć. – Wskakuj.

      – W szpilkach?

СКАЧАТЬ