Dziecko salonu. Janusz Korczak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dziecko salonu - Janusz Korczak страница 14

Название: Dziecko salonu

Автор: Janusz Korczak

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ type="note">68 i „Roli”69, to przeniesie się do innej cukierni.

      Pan radca mile mnie wita. (Tu wszyscy są radcami).

      – O, kochany partner. – Już z podróży? – Zagramy?

      Rozstawiamy szachy.

      – No jedź pan… Teraz ja… Ano, dobrze… O, ho, ho… Ślicznie… A to znowu co?… Niech mu będzie. – Już poszedł… Pan tak?… Co, już szach? – Ano, szach, to szach… Znowu szach?… A to z pana, proszę pana – no, no!… Dajesz pan konia? Czemu nie? – O, zaraz luźniej. – Za gorąco pan gra…

      Przegrał.

      – Głupia partia – mówi radca. – No, jeszcze jedna… Napije się pan? – Hej, chłopiec, dwie czarne.

      Audytorium, pół siwe, pół łyse – spiera się o rozegraną partię. Wchodzi Janek, spostrzega mnie:

      – Patrzcie tylko, moiściewy… Myślałem, żeś już kopyta wyciągnął… Gdzieś był?… Wiesz: robię w cukrze. Pieniędzy, powiadam ci, jak lodu… Masz czas?

      – Słuchaj no: musisz mnie przyjąć u siebie.

      – Jużeście sobie znowu ze starym na mordy wleźli?

      – Ano trochę.

      – To ślicznie: nie dajmy się, powiadam… Poczekaj no: jak to będzie po czesku?… Słuchaj: jeden bilardzik – i na przepalankę70.

      „Matka w różek… Córeczka w boczek… Dublik… Chlapnął… Panieneczka do środeczka… Ma go”.

      Ogarnia mnie po chwili to nasze miłe, swojskie, senne, kojące i na wskroś warszawskie – owo:

      „I znów dzień przeszedł”.

      I zrywa się z uczuciem ulgi kartkę ze ściennego kalendarza…

      Wróbel. – Przepalanka. Dwie kiełbasy. – Wszystko jak przed rokiem. – Śmieszne, że mnie to dziwi.

      – Powiadam ci – zapala się Janek – palce lizać. Mała, czarna – a jak zbudowana – a co za ciało, powiadam ci – co za ciało. – Idę z Felkiem – (poznasz go) – przez Marszałkowską… Zaraz przeniuchałem, że nietutejsza. – On mówi: „Nie zawróć sobie łba”. – Dobrze, zobaczymy. – Nie chciał wierzyć… Ale teraz już wierzy i łazi z wywieszonym ozorem, aż ja ją puszczę kantem… Ale… ale: patrz no, co za pocztówki wspaniałe. Widzisz? – O ta… albo ta… Cywilizuje się Warszawa – coo?…

      Janek – towarzysz wspólnych zabaw z „Saksy”71. – Matka ich miała sklep jubilerski obok naszej perfumerii. – Mieli bardzo surową bonę – Niemkę. – Raz zerwałem różę z klombu i przyniosłem jego siostrze – Wańdzi. Niemczura kazała jej za karę wziąć różę w piąstkę i ścisnąć. Kolce wpiły jej się w ciało i krew koralami spływała z palców. Cicho powiedziała mi przez łzy: „To nie boli, Janku – to nic”. – Wyszła za mąż za starego, potem uciekła z młodym – ostatecznie „puściła się”.

      – Kelner, jeszcze karafkę przepalanki.

      – Słucham pana.

      Rojno, gwarno, kojąco.

      – Słuchaj no, tworze ojcowski i boski – o coś się pożarł ze starym?

      – Mniejsza o to.

      – Ja przynajmniej, świeć Panie nad jego grzeszną duszą i innymi częściami jego ciała i garderoby, nie mam ojca… Tylko słuchaj: musisz się meldować. Bo stróż strasznie zażarty na nasz czwartak. Bo od czasu jakeśmy się dowiedzieli, że szpicel – bojkotujemy go z dychami. – Z początku nie chciał „kobiet” puszczać, aleśmy mu obiecali gratisowe mordobicie – i spotulniał. – Poznasz kapitalnie ciekawą sztukę: „Rozkraczajłę”. Mówię ci: boki zrywać. Niewinny, że Longinus72 – pies przy nim. – Farmak73. – Na pamięć umie pół Tadeusza. – Kpimy z niego na potęgę. – Kefir pije. Poznasz całą paczkę. – Kapitalnie wesoło u nas…

      Sądziłem, że gdy powiem łodzi mego życia:

      „Płyń bez steru” —

      łódź popłynie, wartkim prądem niesiona – daleko – gdzie jasno i czysto.

      I odetchnę powietrzem lasów żywicznych i pieśni słowiczych, i wietrzyk czesać mi będzie włosy, i gładzić czoło, i całować usta…

      Nie ma lazurów!

      Opuściłem dom rodziców, jak się opuszcza hotel, gdzie gospodarz za drogie pieniądze dał nocleg z pluskwami – szukałem.

      Nie ma lazurów – nic nie ma…

      I czegóż ja szukam?

      Kłamstwo, płacone miesięcznie albo od wiersza.

      Kłamią po pięć, dziesięć, piętnaście centów albo kopiejek od wiersza. A za guldeny74 lub ruble stawiają kolację, płacą zaległe komorne, kupują kapelusz żonie albo nie żonie. A że tam gdzieś rozpłomienią duszę sztubaka lub rozkołyszą wyobraźnię pensjonarki – to nic – to przejdzie – kto by tam na to zwracał uwagę?

      Każdy być musi choć rok, choć miesiąc – „taką altruistą”, „taką namiętną idealistą”, co wierzy i pragnie świat reformować.

      I czegóż ja tu, u diabła, szukam jeszcze?

*

      Na czwartaku panuje wszechwładnie dowcip, polegający na tym, że przy czytaniu drobnych ogłoszeń kuriera dodaje się wyrazy: „z przodu” i „z tyłu”.

      Szwaczki bardzo się śmieją – i my także. Rozkraczajło się gniewa.

      Byłem w kantorach i kurierze: ani jednej oferty.

      Ojciec przysłał mi rzeczy.

      Zastawiam…

      Słyszałem taki urywek rozmowy prowadzonej między kasjerką i chłopcem – w cukierni:

      – Pani jest bardzo samolubna.

      – A skąd pan to może wiedzieć?

      – Bo samolub to jest w ogóle taki zarozumiały człowiek, że jest zupełnie pod każdym względem niemożliwy.

      – O, to pan się myli, bo ja jestem tylko rozgoryczona.

      – O, nie, proszę pani. Ja się w ogóle znam na ludziach. Człowiek, który się rozgoryczył, to go już nic w ogóle nie weseli. A pani zupełnie przeciwnie.

      Chłopiec się kocha, a ona kpi.

      I kto by pomyślał, że ten chłopiec w białym fartuchu, który podaje „jedną СКАЧАТЬ



<p>69</p>

„Rola” – warszawski tygodnik społeczno-ekonomiczny wydawany w latach 1883–1912. Publikował treści zachowawcze, a także antysemickie. [przypis edytorski]

<p>70</p>

przepalanka – wódka z dodatkiem karmelu. [przypis edytorski]

<p>71</p>

Saksy – Ogród Saski. [przypis edytorski]

<p>72</p>

Longinus Podbipięta – bohater Trylogii Henryka Sienkiewicza przestrzegający kodeksu rycerskiego. [przypis edytorski]

<p>73</p>

farmak – student farmacji. [przypis edytorski]

<p>74</p>

gulden – złota lub srebrna moneta. [przypis edytorski]