Józki, Jaśki i Franki. Janusz Korczak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Józki, Jaśki i Franki - Janusz Korczak страница 7

Название: Józki, Jaśki i Franki

Автор: Janusz Korczak

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ dom tak wygląda, jakby się miał zawalić. Okna krzywe, brama za daleko.

      – Pilnuj swego nosa.

      Byli tu skromni a skrzętni, twórcy i naśladowcy, wytrwali i niecierpliwi – i zgoła trutnie.

      Drugiego dnia domki z piasku dosięgły najwyższego rozwoju, trzeciego dnia majstrowali już tylko malcy, starsi inne teraz żywili ambicje.

      Słońce wysuszyło piasek i walić się poczęły pyszne pałace i skromne chateńki, górka pod dziką gruszą opustoszała, ale nie na długo.

      Rozdział szósty

      Do Zofiówki. Pierwsze spotkanie. Zwierzenia Wikci. Wielkie tajemnice.

      – Chłopcy, ustawiać się w pary. Idziemy do Zofiówki.

      – Uuuuu!

      Kto krzyczy: uuu! – ten się cieszy, kto krzyczy: ojoj! – ten się bardzo cieszy; a najbardziej się cieszy ten, kto nic nie mówi.

      Wiktor Krawczyk, który ma się przekonać na własne żywe oczy, że w Zofiówce jest jego siostra, nie mówi nic z wielkiego wzruszenia, tylko mocno trzyma za rękę swą parę, żeby mu nie uciekła.

      – Proszę pana, moja para gdzieś się podziała.

      – Ej, chłopaki, gdzie moja para od samowara?

      Raz jeszcze powtórzono chłopcom, że powinni być rycerscy względem dziewcząt…

      Ruszamy w drogę – siedemdziesiąt pięć par – każda grupa z chorążym na czele…

      – Ja mam kuzynkę w Zofiówce.

      – Moja siostra była w pierwszym sezonie…

      – Polcia to jest Apolonia. Może być też Paulina.

      – Proszę pana, on się depcze po nogach.

      – To idź prędzej i nie gap się, gapiu.

      – Proszę pana, on się przezywa…

      Niezmiernie ciekawe zjawisko: jak się włoży kłos pod koszulę na brzuch i się idzie – to kłos podnosi się, podnosi do góry, aż dojdzie do szyi i wyjdzie przez kołnierz.

      – Nie wierzysz, to się załóż…

      Piąta para rozmawia o kolonii w Pobożu45, szósta spiera się o to, czy kamienie rosną, siódma projektuje, co kupi, gdy im przed wyjazdem pan odda pieniądze.

      – O kolej! Kolej idzie!

      – Nie pchaj się. Proszę pana, on się pcha.

      Ktoś pierwszy zaczął śpiewać – wszyscy teraz śpiewają.

      – Proszę pana, czy do Zofiówki jest wiorsta?

      – Czy to prawda, że będzie muzyka i będziemy tańczyli?

      Tańcowała ryba z rakiem,

      A pietruszka z pasternakiem.

      Cebula się dziwowała,

      Jak pietruszka tańcowała.

      – Ja będę nogi podstawiał, żeby się przewracali – projektuje Achcyk, który bije, gdy Zechcyg46 na niego wołają.

      A mały Wiktor Krawczyk co chwila wybiega z pary i pyta się, czy jeszcze daleko.

      – Trzy mile za piec – drażnią się z nim chłopcy.

      Dziewczęta już z dala poznały nasze chorągiewki i biegną naprzeciw.

      – Chłopaki idą, chłopaki!

      – Chłopaki-straszaki!

      – Chłopaki-drapaki!

      Mały Wiktor puścił się jak kula armatnia i z wielkiego wzruszenia siostrę pocałował w rękę; a siostra się rozpłakała: bo Wiktor jest mały i pewnie mu chłopcy dokuczają…

      Siostra Czerewki też wybiegła na spotkanie brata, ale dostrzegłszy go, bardzo się zawstydziła i uciekła. Siostra Ańdziaka dała bratu w łeb czapką płócienną; a układny Troszkiewicz przedstawił panu kuzynkę:

      – To jest, proszę pana, Helenka.

      Helenka ładnie dygnęła i oznajmiła, że wczoraj list z domu dostała…

      Mały Gawłowski długo i uważnie przyglądał się dziewczynkom, potem westchnął głęboko i, zmarszczywszy brwi z wielkiego skupienia, orzekł stanowczo:

      – Dziewuchy mają takie same czapki jak my.

      Przed werandą na ławkach siedzą dziewczęta.

      Chłopcy, zapomniawszy o należnej damom rycerskości, spędzili je z ławek, sami się rozsiedli; a damy, ochłonąwszy szybko, odwojowały czapkami utraconą placówkę.

      Nie obyło się bez wielkiego hałasu, wskutek czego wszystkie wróble pouciekały z Zofiówki.

      Koło studni bawią się dziewczynki w szkołę.

      – W szkołę się tam na wsi bawić – śmieją się chłopcy.

      A Wikcia Korzeniowska opowiada Felkowi w wielkiej tajemnicy swe liczne przygody…

      Wikcia i Felek mieszkają w Warszawie na jednym podwórku, Felek jest przyjacielem brata Wikci i obiecał, że się Wikcią będzie opiekował.

      Wikcia ma w Warszawie dwie lalki: jedną dostała od cioci, drugą dostała – także od tej samej cioci. Wikcia ma jeden krzywy ząb i siostrę Elżbietkę, i brata Władka, a krzywy ząb ma dlatego, że jak ząb mleczny wyleciał, ciągle to miejsce ruszała językiem. Teraz Elżbietka nie ma się z kim bawić i pewnie się bawi lalkami.

      Wikci zrobiła się krosta na języku, bo za dużo gadała, a Władka raz chłopiec trafił kamieniem i tak mu krew leciała, a teraz ma znaczek na czole.

      Jak Władek idzie z Felkiem kąpać się do Wisły, Wikcia się modli, żeby się nie utopili. Władek chodzi na obiady do cioci, tej samej, która dała Wikci raz lalkę, a kiedy indziej drugą lalkę.

      Wikcia najwięcej kocha mamę, a tatusia i Elżbietkę kocha zupełnie tak samo, i tak samo kocha Władka i Felka, i ciocię, chociaż Felek nawet nie jest kuzynem. Ale swojej pary na kolonii nie kocha. Para jest niegrzeczna, nikomu nie da przejść drogi i zaraz się kłóci. Para nazywa się Zosia i gdyby ją Wikcia znalazła, toby ją pokazała.

      Z tą parą Wikcia się nawet pobiła i chętnie opowie, jak było, ale żeby nikomu nie mówić, bo to jest tajemnica.

      Jakaś dziewczynka wzięła tej parze dwie szyszki, a para myślała, że Wikcia, i powiedziała na nią coś, co się Wikcia wstydzi powtórzyć. Potem para pchnęła Wikcię, Wikcia pchnęła parę i para ją tak podrapała, że СКАЧАТЬ



<p>45</p>

Pobórz – wieś w województwie łódzkim. [przypis edytorski]

<p>46</p>

Zechcyg – prawdopodobnie nawiązanie do dawnej gry karcianej o nazwie zechcyk (z niem. sechzig: sześćdziesiąt). [przypis edytorski]